Zagubiony (?) Kotek

3 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei był naćpany i dość mocno wstawiony. Nie ścięło go z nóg, ale był dość bliski tego, dlatego już więcej nie pił. Gdzie w tym zabawa, jak się nic nie pamięta? Póki co płynął. Tak to można było określić, bo zanim wygramolił się z wielkiego papcia, to trochę to zajęło, a szukanie wyjścia pod wpływem, o zgrozo, to był koszmar. Jakimś cudem przedostał się na parkiet... Chwila. To nie tu miał się zjawić. Miał wyjść pozwiedzać. Zgarnął jakieś słodycze na drogę, prowiant musiał być. Potem zawędrował na tą halucynogenną świecącą polankę gdzie wziął kawałek tortu dla Louisa. No obiecał mu tak? Zamierzał dotrzymać słowa.
Zawędrował więc dalej, z papierową torbą pełną słodyczy przemierzał ten huczny magazyn. Nie było tak źle. Zgubił jednak gdzieś swój koci ogon, cud, że uszka się ustały.
Muzyka zaczynała być nieznośna i szukał ucieczki z tego głośnego miejsca. Bardzo chciał się wydostać i zaczynał tracić cierpliwość gdy milił się mu pomieszczenia.
W końcu jednak znalazł właściwą drogę na zewnątrz, jednak trochę zajęło mu to czasu. W końcu opuścił budynek i odetchnął z ulgą. Zerknął na księżyc i niebo, które wyglądało jak "Gwieździsta Noc".
- Ja pierdole, ale odjazd... - aż odparł zerkając uważnie dookoła. Nie wiedział co to za narkotyki był, ale ich efekty był nad wyraz intensywne.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Początkowa wymiana smsów nie wzbudziła Twoich podejrzeń - ograniczony do stanu wegetacji nie kwapiłeś się na przekroczenie granicy światów i wtargnięcie do magicznej czeluści, w której urzędowała Tahira i zwabieni pokusą bogactw i słodkości goście. W ten wyjątkowy “dzień” posłałeś jej piękny podarek - przyjęła go, tak więc uśmiechnąłeś się, oddany dalszemu spoczynkowi, przed świątecznym szałem, a zdaje się, że niedługo po zakupach. Ich pakowanie sukcesywnie odbierało resztki energii, toteż dołożyłeś wszelkich starań, aby za wszelką cenę uzupełnić jej deficyt, bo ostatnimi czasy lśnienie w blaskach reflektorów zbiorowych zabaw nie przynosiło Ci żadnej frajdy. Ze statusu “Quo” wyrwała Cię nieoczekiwana wymiana korespondencji z...
- Co kurwa? - wampir nie miewał w zwyczaju przeklinać częściej niż kilka razy w wyłącznie wyjątkowych sytuacjach. O ile pierwsze wiadomości długowieczny przyjął ze spokojem, o tyle kolejne wzbudziły w nim jego przeciwieństwo z jednoczesnym wznieceniem iskier niebezpiecznego płomienia. Wybaczyć był gotów wszystko, ale nie zamierzał tłamsić terotorializmu wobec osób, które niejako uznawał za swoje.
Wredny, uparty Potwór - nazwanie kogoś rzeczą nie powinno mieć miejsca, ale czasem tak się działo, gdyż siła więzi, odbierała zdrowy rozsądek, przeto potęgując poczucie przynależności i prawa wyłączności wobec konkretnej osoby. Wówczas niewiele myśląc, mężczyzna zerwał się z miejsca, aby rozwiać wezbrane chmury, przez które ktoś się troszeczkę zapomniał.
Z przyjazdem do miejsca docelowego nie było większego problemu, co Louis zawdzięczał zaproszeniu od Tahiry na huczne urodziny. Z gorszym przyjęciem spotkali się potencjalni “strażnicy” miejsca, którym Radny rzucił tylko krótkie, raczej mało ciepłe spojrzenie. Zabawne, gdyż po raz pierwszy pokazał tę groźniejszą stronę siebie, od której raczej stroniono, nie chcąc jeszcze bardziej rozgniewać Smoka. Szczęściem w nieszczęściu wampir nie musiał długo szukać ofiary, co to swawolnie gibała się gdzieś pomiędzy filarami niepewnej świadomości, krocząc po rozdrożu światów - realnego z nieprawdziwym. Płomiennymi oczyskami dostrzegł jego sylwetę i chwiejne kroki, szybko zaś stawiając własne, aż nie położył szponów na szerokich ramionach, mieniąc się aparycją potencjalnego intruza, którego rozpoznanie mogło być troszeczkę utrudnione przez prąd rzeki z kolorami jakże radośnie płynącej po zawiłych tunelach jestestwa Weia. 
- Wypuścić Cię dosłownie na chwilę... - syknął Smok, co w odniesieniu do stanu odlotu bliższe było warknięciu niż faktycznemu odzewowi. Jedynym pewnym gestem stało się wsparcie, którego Louis nie odmówił mężczyźnie, choć ewidentnie targało nim nietypowe uczucie. 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Ach te wiadomości. Natchnęło go by napisać, bo miał dość zabawny zjazd i humor. Wcale, ale to wcaaaaale nie chciał ściągać tutaj Louisa. Chciał iść zwiedzać Paryż będąc na haju, to chyba żaden grzech. Problemem było to, że Wei na haju był tylko raz w życiu i kompletnie nie wiedział jak zachowywać się względem narkotyków. Nie lubił ich. Sam jednak się w to wpakował więc nie mógł mieć nikomu nic za złe, ale też nie czuł się jakby zaraz miał zemdleć. Ot snuł się to tu to tam, patrząc na tę faerię barw z uśmiechem na twarzy.
Kompletnie nie spodziewał się swojego "opiekuna" tak szybko albo wcale to szybko nie było? Czas dla Weia nie istniał. Kompletnie nie zdawał sobie sprawy z jego upływu.
Nawet nie widział jak ten się zbliża, bo niebo była stanowczo ciekawsze w tym momencie. Z zamyślenia wyrwał go czyiś dotyk i słowa. Skierował swoje oczy na Juna, ale była po nich widać, ze coś brał. Źrenice miał stanowczo rozszerzone, było od niego czuć alkohol oraz słodycze, a w nich narkotyki. Miał też na sobie zapach Tahiry i prawie zagojony ślad po ugryzieniu na szyi.
- Juuuuuuun... - zamruczał do niego i zaraz bez pardonu, objął go rękami za szyję, obsypując starszego wampira lazurowym brokatem. Miauknął niewinnie i ucałował go w policzek.
- Tęskniłem. Chcesz zwiedzać razem? - spytał się i zachichotał cicho. Zaraz jednak odsunął się i wręczył wampirowi torebkę z kawałkiem tortu oraz ciastkami.
- Skosztuj. Są naprawdę dobre. Tort najlepszy. Smakuje wanilią... - mruknął i sugestywnie poruszył brwiami nawiązując do zapachu wampira. Tak... Wei nie był zbyt trzeźwy, ale z chęcią opierał się delikatnie o Louisa skoro już tu był.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Odbiór paczki to jedno - jej odrzut zaś niewyobrażalną pogardą wobec gospodarza i tego, którego dłonie trzymały ów pakunek i niejako ciało w roli podpory dla chwiejnego jestestwa. Wzniecony płomień coraz śmielej stawiał kroki, jako i Smok o dwojakiej naturze wraz z kłębkiem chmur nad jego głową. Przez kilka pierwszych chwil świadomość skutecznie tłumiła iskrę, odcinając dlań życiodajny tlen, którym karmiła się od niepamiętnych czasów istnienia świata. Im więcej jednak swoich kroków stawiał Wei, tym większa stawała się dziura na powierzchni tkaniny tej samoświadomości. Głupi oj głupi był Louis jak na starego wampira, a może wręcz ludzki tak jak wielu umarłych przed nim. Nie przez przybycie kotka chodził zirytowany - nie z powodu podarku, narkotyków czy wanilii, którą zainspirowała się Tahira przy wyborze ciasta - im chylił czoła w kunszcie wykonania i szacunku wobec wspomnienia ich pierwszego spotkania. Kartą przetargową wobec irytacji stał się ślad i ten ów niewinny karmin zdobiący miejsce, do którego prawo wyłączności rościł sobie właśnie on. Każdy inny rejon - niech tak będzie, wszak królu hipokrytów sam oddałeś się czynności pod wpływem zabawy i wyzwania, ale nie tam, gdzie długie kły uwielbiały grasować najczęściej i gryźć najwięcej - gdzie radość mieszała się z intymnością i podnieceniem pod wpływem smaku wraz z aromatem wielu emocji.
- Jesteś kompletnie naćpany Wei. - tako teraz wewnetrzną walkę toczył Smok, na szalach wagi kładąc zazdrość versus troskę. Kocie uszy, a gdzie ogonek? To tylko niewinne szarpnięcie w stronę wyjścia - to, że zamiast do auta dotarli to najbliższego drzewa stanowiło efekt kuulimnacji irytacji na jej osobę. Zapachem swoich perfum Tahira nieświadomie obudziła w Kimś Potwora, który chocby dobrocią otulił świat, nie zamierzał dzielić się swoją zdobyczą. Wtedy więc szpony przyszpilily chwiejne ciało do kory i nie pytając o zdanie, przebiły święte miejsce, które splugawiono momentem słabosci wraz z dotykiem i miękkością kobiecych ust. Smok ukąsił ofiarę kilka razy - raz po raz dając do zrozumienia, że po Perłę miał prawo sięgać tylko on. I tak pierwsza kara uderzyła najmocniej, gdyż wymusiła na Smoku zawarcie nowego paktu - kolejne niosły ze sobą więcej łagodności i pieszczot,których interpretacja leżała w dłoniach kotka, gdy już ochłonie po tańcu z plomieniami iluzji świata.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Feniks nie spodziewał się, że w Smoka wstąpi aż taka zazdrość. Skąd miał się tego spodziewać skoro kompletnie nie był trzeźwy na umyśle? Płynął gdzieś falami eteru, myślami będąc tu i tam. Oblepiał swoim jestestwem Juna, chcąc po prostu być przy nim blisko. Zapach znajomej wanilii sprawiał, że pomrukiwał niczym prawdziwe kocisko. Przy nim czuł się bezpiecznie, a lazurowe ślepia wpatrywały się w wampira z zachwytem choć niezbyt trzeźwo. Pierwszy raz widział Louisa w takim stanie, czy się go bał? Skądże. Wiedział, że Jun nie zrobiły mu krzywdy. Ufał mu może i za bardzo, ale po prostu nie potrafił inaczej, bo zbyt wiele do niego czuł.
- Tak? Chyba masz rację, jestem... Wiem, że będę tego później żałował, ale gdybyś widział to co ja... - mruknął do niego z czystym zachwytem patrząc na świat, który wyglądał jak z obrazu... No może już mniej niż te parę godzin temu, ale nadal te piękne smugi widział. Czuł się dziwnie, ale na pewno nie źle. Nie przeżywał tego jak Egon, który panikował przed borsukami.
Wei dał się więc prowadzić i wyprowadzić, idąc ufnie na zewnątrz. Czy interesował się tym gdzie idą? Niezbyt. Zadrżał jednak gdy jego plecy spotkały się z korą drzewa. Zerknął na smoka pytająco i niewinnie.
- Jesteś czarodziejem, Jun? Tak pięknie iskrzysz... - mruknął do niego z pomrukiem zadowolenia, patrząc na brokat, który pięknie odbijał światło księżyca i gwiazd. Zaraz jednak z gardła Weia wydarł się niekontrolowany jęk, gdy poczuł kły wbijające się w jego skórę. Na jego twarz wszedł rumieniec kompletnego zaskoczenia. Nie tego się spodziewał, ale jego ostre kły kojarzyły się mu tylko z jednym... Jednak gdyby to było tylko jedne ugryzienie... Wei stękał i wzdychał z każdym kolejnym zaborczym ukąszeniem Smoka. A to ci gad paskudny, zazdrośnik...
Feniks zadrżał mocno i delikatnie opadł na siłach czując jego zaborczość. Oparł się mocniej o drzewo i gdyby nie Jun to osunąłby się na ziemię.
Oddychał prędzej, niewątpliwie pobudzony przez niego, ale i zasłonił dłonią ukąszenie.
- Ty Smoku zazdrosny... Jesteśmy na zewnątrz, wiesz? - prychnął przyćpany Feniks i zaśmiał się pod nosem.
- I tak Cię kocham. - mruknął i ujął twarz w jego dłonie, by wpić się namiętnie w jego usta, by jakoś obłaskawić zazdrosną Bestię. Dłoń, wraz z pazurkami, wsunął w jego włosy. Ot chciał nieco odwrócić jego uwagę. Wzdychał mu w usta chętnie, delikatnie kąsał i smakował z pomrukiem. Zaraz jednak Kotek przypomniał sobie o swojej miłości do słodyczy...
- A teraz zjedz tort i idziemy zwiedzać miasto!

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Wybacz mu Wei – wybacz, albowiem zazdrość rosła stopniowo, ilekroć nozdrzami wampir wciągał woń kobiecych perfum, a oczami chłonął soczysty karmin, który jej usta pozostawiły na gładkiej powierzchni skóry. Karmiły go myśli - niewłaściwe, a jednak zrodzone z faktów, które dostarczyły zdjęcia, treść wiadomości i znajomość samej Tahiry – osoby o niebywałym temperamencie i intencjach: równie pięknej co groźnej, przeto i z pazurem, którym nie wahała się sięgać w najdalsze rejony Nieba, drapiąc i rozrywając jego delikatną strukturę, jako i zębiskami w efekcie euforii pod wpływem chwili w czasie spożywania krwi z zakazanego owocu. 
Czując, widząc i niejako słysząc jęki Weia umykające gdzieś spomiędzy jego rozchylonych warg, Smok popuścił hamulce i pozwolił instynktowi na chwycenie lejców, którymi pokierował ciałem, każąc mu oznaczyć każdy skrawek miejsca, gdzie doszło do naruszenia prawa nietykalności. Takim oto sposobem wbijał się kolejno we fragmenty szyi, ramienia i brzucha, o ile wyczuł, że i tam kobiece dłonie oraz usta postanowiły zawędrować w czasie udanej zabawy, poprzedzonej spożyciem wielu substancji o prawdziwie interesujących efektach działania. Szczęściem w nieszczęściu była delikatność, bo dziwaczna delikatność, bo chociaż bestią kierowały teraz pierwotne instynkty, to nie chciała w żaden sposób skrzywdzić przepięknej Perły, którą zaprzysięgła się zaopiekować.  Stąd więc wzięły się późniejsze pocałunki oraz ckliwe liźnięcia, aby wnet zatrzeć ból po przebiciu skóry wraz z zatarciem czerwonych śladów, którymi mógłby niechlubnie nasączyć tkaninę stroju kotka.  
Potencjalną obecnością osób trzecich wampir jakby się w ogóle nie przejmował, ba, wręcz ją pożądał na prezencję dzieła przynależności, po które nie należało sięgać dalej niż zasięg rzeczonej ręki i granica kolejno wyznaczana cieniutkimi liniami przez wielce zazdrosnego Smoka. Ciąg czynności przerwały mu słowa i gest, którym Wei skutecznie przyciągnął Juna do siebie, po czym zbił z tropu, fundując prawdziwie słodki pocałunek. Słodycz narkotyków na miękkich wargach i wilgotnym języku skutecznie przemieszała się z szkarłatem krwi, której część poczęła wnikać w ciało mężczyzny, po kilkukrotnym przełknięciu zebranych łyków w czasie oznaczania terenu. Choć w ogóle tego nie planował, to jej spożycie miało wkrótce i jego doprowadzić przed bramę magicznego świata, podobnie jak torcik, którym Kociak notorycznie kusił zaborczego Smoka.
- Hmpf... Chcesz mnie nim przekupić? - kiedy instynkt dał za wygraną, za sterami ponownie zasiadł umysł. Przygasił gniew i oczyska, które na powrót przyjęły ten charakterystyczny ton: przemieszanej troski z zaczepnością. Mokre wargi również poszły w ślad reszty i uniosły się ku górze w zawadiackim uśmieszku, jako i ręce, którymi Jun chciał unieść Kotka niczym prawdziwą księżniczkę. Prócz tego, ale ręki uciąć sobie nie damy, gdzieś pomiędzy mruknięciami teatralnego niezadowolenia dało radę wychwycić coś na wzór “ja też". Pal licho wie, czy ów niewyraźny brzdęk słów faktycznie miał miejsce, czy był raczej efektem zwidów, a jeśli nie, to do czego mógł nawiązywać?  Na jedną rzecz Wei miał gwarancję: potencjalne wypominanie Junowi jego dziecinnej zaborczości, której wyprzeć się nie będzie miał jak.
- Trzy światy z Tobą... - Azjata tak sobie planował i planował podnieść Kitkowego Księcia i potuptać z nim w dal, aż na horyzoncie nie miało wyłonić się auto, lecz wtedy pojawił się malutki problem: raz – w przypływie zazdrości Louis zapomniał, gdzie zaparkował pojazd, dwa – grzechem byłoby odmówienie łakocia, którego wyniesienie musiało kosztować Feniksa sporo wysiłku. Jako że obaj jeszcze nie oddalili się od drzewa, nieśmiertelny przyjął kawałeczek, chociaż nie, po prostu otworzył usta, chcąc, aby to Feniks raczył go nakarmić. 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Nie mógłby mu nie wybaczyć. Była tylko jedna rzecz, jeden uczynek, który prawdopodobnie zachwiałby czystym zaufaniem do Louisa, którym młody wampir go tak obdarował. Zdrada. Ta w związku nie miała prawa bytu. Nie akceptował tego. Dlatego też mimo bycia wstawionym Wei doskonale znał granice, których przekroczyć nie mógł. Nie miał więc za złe jak Smok tak kąsał go w tych wszystkich dotkniętych kobiecymi dłońmi miejscami. On wzdychał z przyjemności, choć miejsc tych tak wiele nie było. Tahira znała swoje granice i Wei doskonale wiedział do kogo należy. Nie zamierzał temu zaprzeczać. Był bardziej niż szczęśliwy z możliwości przynależenia do Louisa. Związek z nim był jego marzeniem, którego nie umiał się pozbyć długie dziesięciolecia. Ot zakochał się w osobie, w której w sumie nie powinien, bo przez zamiłowanie do sztuki był niepoprawnym romantykiem co miało swoje konsekwencje gdy Louis nie odpisywał na listy. Ale to było już przeszłością i wszystko skończyło się Happy Endem... Przynajmniej na to wyglądało w tej chwili.
- Potwornie zazdrosne Smoczysko. - zaśmiał się na te wszystkie ślady jakie na nim zostawił. Obejrzał swoje ciało i pokręcił głową z niedowierzaniem. No kto by pomyślał, że może przez tego starego gada przemawiać dziecięca zazdrość. Było to na swój sposób niezwykle urocze. Wei czuł się jakby naprawdę Louis mógł coś więcej do niego czuć niż czyste przywiązanie. Dopóki nie usłyszy pewnych słów nie mógł być pewien co siedzi staremu wampirowi w głowie. Nie zamierzał się domyślać i szukać wskazówek. W tej kwestii chciał jasnych odpowiedzi.
- Przekupić? Tak... Jesteś Smokiem, a ja twoim Skarbem. Ulegniesz mi, bo chcesz mnie posiadać. Nieprawdaż? - mruknął rozbawionym tonem głosu ewidentnie dobrze się bawiąc mimo, że spodnie nieco uciskały, ale nie chciał na tym teraz się skupiać. O nie... To nie czas i pora na takie zabawy. Nie to w głowie było Feniksowi, a może było? Chaos jaki tam panował był nie odpisania.
Pomimo żarliwego pocałunku pełnego pasji i umysłu zasłoniętego płachtą z używek i alkoholu, Wei nie wychwycił tej odpowiedzi, pewnie skierowanej na jego jakże gorące uczucia. Nie tak łatwo Smoku przyjdzie ci się wyznać. Ciężko bowiem przebić się słowami przez bodźce jakie teraz otrzymywał Wei.
- A może i dalej? Tyle przed nami możliwości. - zamruczał mu głośno i westchnął zadowolony z własnych myśli, które niczym stado dzikich koni pędziły po bezdrożach wyobraźni.
Dał się mu podnieść, nawet chętnie się temu poddając, bo jego powoli siły opuszczały, ale ze zmęczenia. Trochę się Feniks nachodził i naszukał, natrudził się i namęczył tego wieczoru. Bliskość ukochanego sprawiała, że chciał zatopić się w jego objęciach. W nich czuł się bezpiecznie.
Widząc jak czeka aż go nakarmi, zaśmiał się rozczulony, ale ułamał kawałek tortu i wsadził między usta, by niczym prawdziwa Feniksowa ptasia mama nakarmić swoje dziecko zdobyczą i tak raz za razem ofiarowując mu kawałeczki tortu aż ten zniknął i zostały ciasteczka...
Teraz mogli już udać się do samochodu... A raczej na jego poszukiwania, skoro Wei nie wiedział kompletnie gdzie Jun zaparkował, a Jun zapomniał.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Louis w swoim życiu zrobił wiele rzeczy – tych dobrych i tych złych - często też miewał w zwyczaju skakać na boki, co poniekąd definiowało jego ogromne zamiłowanie do posiadania haremu. Dla osoby postronnej takie zachowanie budziło sporo kontrowersji, lecz gdyby pochylić się nad genezą, intensywność kolorów stopniowo malała. Strach: to głównie on kierował całym przedsięwzięciem, skutecznie zniechęcając wampira do wejścia w stały związek przy pomocy powracającej wizji utraty ukochanej osoby. Obrazy te nie dawały wampirowi spokoju, notorycznie nawiedzając sny lawiną mnóstwa nocnych koszmarów, z którymi mężczyzna zmagał się naprawdę długo. Z czasem do nich przywykł - z czasem przestał myśleć, a ostatnio coraz częściej zapominał. I chociaż Louis miał przed sobą sporo pracy, to był gotów się jej podjąć, aby niezależnie wyskoków chwili: pijaństwa czy śmieszków, nigdy nie przekroczyć magicznej granicy, która mogłaby w jakikolwiek sposób zranić delikatne serduszko Feniksa. W zamian oczekiwał tego samego, nie bucząc się o ugryzienia - cały problem tkwił wyłącznie w miejscu, które w jego mniemaniu uchodziło za święte.
- Lub Cię pożrę tak jak ten tort. - na mruknięcie Weia, Lu odpowiedział własnym, po czym nie kłopocząc się poczuciem winy za wypowiedziane słowa, ze smakiem chapnął kolejny kęs, a potem kilka następnych, aż nie zniknęła ostatnia porcja. Na koniec oblizał osłodzone wargi i dopiero wtedy dostrzegł coś, na widok czego brew mimowolnie poszła lekko do góry.
Gdyby nie okoliczności, to kto wie, jaka myśl przyszłaby Junowi teraz do głowy. Tym razem smoczysko obeszło się smakiem w poszanowaniu do stanu nietrzeźwości i świadomości siły bodźców, przed którymi ciało nie miało się jak bronić. Zamiast figli faktycznie ruszył dupsko z Weiem na rękach, aby zacząć szukać wozu, przedtem zaś składając czuły pocałunek na jego czole.
- Będę Cię wyprowadzał na smyczy. - burknął niby niezadowolony, a jednak trochę rozbawiony sytuacją i wyraźnie zakłopotany brakiem autka. Czy aby przypadkiem nie zaparkował go z jakieś dziesięć minut drogi piechotą stąd? Zmarszczywszy brwi, tak coś myślał, ponieważ ścieżka tutaj nie pozwalała na wjechanie nań pojazdem czterokołowym. Gorzej, że w czasie spaceru targały nieśmiertelnym gwałtowne emocje, a teraz, gdy ostygły, nie potrafił połączyć odpowiednich kropek. A może to z powodu LSD z tortu dodatkowo zmieszanego z krwią, której resztki ostały się w ustach?
Na pomoc przyszło jednak nowoczesne rozwiązanie, mianowicie telefon, przy pomocy którego Azjata obudził swoją zabawkę. Migotanie świateł było na tyle silne, aby nakierować dwójkę wampirów na odpowiedni kierunek, a kiedy już dotarli do celu, skośny ostrożnie usadził wesołego kotka na siedzeniu obok kierowcy.
- Chcesz już ruszać, czy potrzebujesz... no wiesz... Czasu? - spytał już serio zatroskany stanem Feniksa i poniekąd tapicerką w pojeździe, której mimo wszystko wolał nie poddawać czyszczeniu po gwałtownym zwróceniu zawartości brzuszkowej pasażera.
Przed uruchomieniem dzieciątka, Jun odczekał jeszcze troszkę, czemu towarzyszyło nie tylko usadzenie własnej rzyci za kierownicą, ale i czułe przeczesanie kudełków, a nawet symboliczne drapnięcie za kocim uszkiem. Dopiero po upewnieniu się, że wszystko z Feniksem było w miarę w porządku, zamknął automatycznie drzwi i odpalił silnik. Skoro Feniks pragnął udać się na wycieczkę, to kimże byłby Smok, odmawiając mu tej przyjemności? Oby tylko w czasie prowadzenia nie doszło do pełnej aktywacji niespodzianki w torciku... 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 529
Zanim ciasto zaczęło działać, minęła chwilę. Usłyszałeś nagle chiński gong, a złoto przepłynęło przed oczami, jak smuga tanecznego brokatu, w powietrzu, wabiąca, nęcąca. Czy to smok, czy to woda? Nie mogłeś stwierdzić. Coś plątało się przed Twoim nosem, nagle!
Jak wybuch kolorów, supernowa wszechświata rozwinęła się przed Tobą. Nie było możliwości prowadzić, bo świat zmienił się w kropkę i rozbryznął wszystkimi kolorami wszechświata. A Twój kotek? Twój kot zmienił się rzeczywiście w kocura, ale jego rysy zmieniały się, wrastały z nich kwiaty, geometryczne fraktale, aury i drgania. Wszystko zmieniało się w kwieciste aranżacje i pulsowało. Tu-dum. Tu-dum. Czy to basy muzyczne, czy Twoje serce? Nic nie możesz zrobić, ciało rozpływa się w kwiecie i żyjesz, razem z glebą, jesteś jednością z drzewami, z glebą, z księżycem.
Jesteś księżycem.
Kot jest księżycem.
Księżyc się uśmiecha.
I znów orgia kolorów, fraktali i rozlanej farby. Tylko zanurzyć się w barwach, a kot uśmiecha się szeroko, to nie kot, to kwiecie, to księżyc. Ty jesteś księżycem. Jesteś kotem.
Kot się uśmiecha.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Nigdy Wei nie miał mu za złe jego stylu życia i owego haremu. Bez niego nie mógłby się nawet zbliżyć do wampira. Może nawet by się nie spotkali? Wei by zmarł gdzieś w rynsztoku i tak skończyłoby się jego życie. Dołączyłby do swojej rodziny w zaświatach. Nie przeżyłby tych pięknych chwil przy Junie, ani też tych koszmarów, które spotkały go w Chinach. Jednak czy miał to komuś za złe? Sam do tego doprowadził. Wątpił by jakikolwiek wampir miał czyste rączki. No po prostu nie było to możliwe. Wei miał swoje wzloty i upadki, zabijał z gniewu czy nienawiści, ale i też dla pieniędzy. Można było jednak upaść gorzej. Na szczęście ocknął się z tego szaleństwa i zdołał wyciągnąć o własnych siłach.
Wei nigdy nie był osobą zbyt rozpustną więc łatwo było mu utrzymać granicę. Nie wiedział jednak, że Louis aż tak zareaguje na to ugryzienie. Na pewno sobie to wyjaśnią, następnego dnia, jak Wei otrzeźwieje.
- A zjedz mnie Smoku. W końcu należę do ciebie. - zaśmiał się cicho, ale nakarmił go chętnie i oblizał usta w dość niegrzeczny sposób. Kusił? Nie. Po prostu płynął i zachowywał się niepoważnie, ale może i też troszkę się droczył ze swoją Bestią.
Wei również nie zaczynał tematu swojego podniecenia, bo może i miał ochotę, ale to nie znaczyło, że zamierzał do tego dążyć. Miał zwiedzać! Póki co ta myśl chodziła mu po głowie.
- Na smyczy? Mnie? A to nie ja ciebie muszę? - mruknął rozbawionym tonem głosu i wlepił się w niego mocno, obejmując ciasno rękami. Pod nosem nucił sobie jedną ze swoim piosenek. Samą melodię, ale ewidentnie się dobrze bawił. Jun miał okazje podotykać sobie jego lateksowe niegrzeczne spodnie. Kotek chyba robił mu to na złość... Tak się ubierać, a Smok nie mógł podziwiać. Bardzo nie ładnie. Wąska talia bardzo się teraz odznaczała.
Wei uspokoił się dopiero gdy Jun posadził go w samochodzie. Niechętnie puścił wampira z cichym warkotem niezadowolenia gdy stracił swój pachnący wanilią grzejniczek.
- Co? Nie... Jest dobrze. Spokojnie możemy ruszać... - odpowiedział mu przyglądając się dziwnemu widokowi wnętrza lamborghini w stylu van Gogha... Zaśmiał się pod nosem i wyjrzał przez okno. Nie czuł się źle, czy niedobrze. W miarę normalnie. Poza nadmierną wesołością i nietrzeźwością umysłu.
- Pojedziemy do Serca Paryża? Chce zobaczyć Louvre. - mruknął do Juna dosłownie z iskierkami zachwytu w oczach nie wiedząc, że jego ukochany chyba poznał skutki zażycia tego cudownego narkotyku.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Jak dziecko we mgle, buszujące bosymi stopami pośród zieleni, po której wcześniej biegały inne równie rozbrykane brzdące - bah – za jednym uderzeniem w głowie rozbrzmiał się huk, a błękitne ślepia mrugnęły kilkukrotnie. Spożycie ciasta w końcu dało o sobie znać, choć nie miało być żadnych niespodzianek! No cóż, czasem takowe się zdarzały, a przecież wampir nie zamierzał odmawiać poczęstunku z ręki Feniksa, ni tym bardziej w odtrąceniu kunsztu Gospodyni imprezy. 
Poruszony artyzmem wizji zaniemówił, tym sposobem przepuszczając przez sitko zwane uszami część słów Weia. Intensywniej skupiał się na jego osobie: kocich uszkach, stroju i metamorfozie, której paluszki zaczęły skutecznie zmieniać kształt i fakturę wampirzego jestestwa w to bardziej futrzaste. Było to na tyle interesujące zjawisko, by pchnąć ciało do działania i zachęcić do zaciągnięcia się rzekomo kwiatowym zapachem z jednej z tych ślicznie wyrastających geometrycznych figur. To, gdzie faktycznie wylądowały nozdrza Juna, miało pozostać zagadką do oceny samego Feniksa. Jedno było pewne – planowany odjazd musiał troszeczkę poczekać, gdyż z takimi przebłyskami Radny wolał nie ryzykować jazdy.
- Chętnie, bo wyglądasz smakowicie. - zamiast tego kusiło, aby rozłożyć się na siedzeniach i zwyczajnie nic nie robić - ot leżeć i gapić się w metalowy sufit lub jego pokracznie zniekształcony odpowiednik zasypany stosem kolejnych wielobarwnych figur w akompaniamencie muzycznych basów, nut nucenia i kota o szerokim uśmiechem.
- Zaraz... Trochę mnie chyba wzięło. - na tyle na ile Jun mógł, zebrał myśli i przekształcił je w słowa - fotele natomiast faktycznie odchylając do tyłu, aby obaj mogli się wygodnie rozłożyć. Chwała modyfikacjom pojazdu – to właśnie dzięki nim komfort spoczynku znacząco wzrastał, a jedynym minusem było sztuczne sklepienie, którego niestety otworzyć się nie dało - na pewno nie w całości, a jedynie oszkloną częścią, przez którą zaglądał słodki księżycek i siedzący na nim kot. 
- Coś Ty mi podał? Powiedz, że też to widzisz. - fuknięcie miało mało wspólnego z prawdziwą złością. Azjatą bez wątpienia władał spokój i dziwne rozczulenie, przez które chwycił rękę Feniksa i począł bezwiednie gładzić. Wtem serce uderzyło mocniej, a potem szybciej – usta troszeczkę się otworzyły, a kąciki uniosły jeszcze wyżej w tak zwanym uśmiechu.
- A będziesz grzeczny? Zamruczysz mi? - myśli w tym czasie pobiegły w kierunku wspomnień pierwszego spotkania, wspólnie spędzonych chwil i przemiany, dzięki której Smok zatrzymał przygarnięte “dziecię” na jeszcze dłużej, niżeli warczał świat.  Wrzucony w wojnę z jego doktrynami Jun ani myślał grać według zasad - palcami przejechał wzdłuż gładzonej dłoni, aż nie dotknął boku szyi i nie dotarł na uszko, które zaczął delikatnie miętosić.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Jun mógł na własnej skórze dowiedzieć się co brał Wei. Teraz mógł zrozumieć co go dotknęło i dlaczego się tak dziwnie zachowywał. Dlaczego płynął tak sobie jakimiś bezdrożami... Nawet teraz, może nie tak silne wizje, ale jednak nadal go trzymały. Świat wydawał się niezwykle ciekawy choć pewnie gdyby tak wyglądał na co dzień, to byłby wielce niezadowolony. Wolał jednak widzieć głębię w oczach ukochanego, jego piękne rysy twarzy oraz smukłe ciało... W 2D tego by tak ładnie nie dostrzegł.
Wei nie wiedział co Jun widzi, bo każdego dotykało to inaczej. Nie wiedział więc, że zmieni się na jego oczach w kotka... Takiego prawdziwego czarnego kociaka. Nagłe zbliżenie się Louisa do niego, sprawiło, że kociak wczepił się w niego pazurkami i przejechał nosem po jego szyi, podczas gdy ten niuchał go jakby był jakimś niezwykle rzadkim kwiatem kwitnącym raz na ileś lat.
- Ach tak? Jesteś głodny? - zaśmiał się, z każdym słowem, chichotem, muskając ustami jego szyję, aż odsunął się na swój fotel, wygodnie opadając i wpatrując się w niego jak w obrazek. Mimo, ze był na haju to nadal patrzył na niego tymi maślanymi oczami. Pełnymi zachwytu i uczucia, szczerymi.
- Widzę, zachowujesz się inaczej. - odparł rozbawiony, by po chwili leżeć już na położonym fotelu. Nie opierał się, bo w ten sposób mógł nieco odpocząć. Samochód dawał mu poczucie stabilności z Junem u boku.
- Ja? Nic... Tort Tahiry... Ma w sobie jakieś narkotyki. Ja mam świat w stylu Van Gogha... Powiem ci jest piękny. - wymruczał do niego przejęty tym o widzi choć była już ta wizja bardziej wyblakła niż chwilę po spożyciu. Smugi pociągnięcia pędzlem nabierały kształtów, więc teraz wszystko było dość specyficzne. Jakby w zwolnionym tempie zostawiało smugi, ale nie było zwolnione.
Poczuł jednak czyiś dotyk i wcale mu on nie przeszkadzał. Miał jednak na rękach rękawiczki z pazurkami, więc bezpośrednio do dłoni i połowy przedramienia nie miał bezpośredniego dostępu.
- Będę i grzeczny i mruczał. Specjalnie dla ciebie Jun... Ile tylko będziesz chciał. - powiedział do niego spokojne i odchylił lekko głowę czując jak dotyk przesunął się na jego szyję aż na uszko. Wampir mimowolnie westchnął i zamruczał nastawiając się wygodniej do jego dłoni. Przystawiając wręcz po więcej.
- W sumie to cieszę się, że przyjechałeś. Tęskniłem za tobą. Zabawa zabawą, ale myślami wracałem ciągle do ciebie i tego, że nie ma cię przy mnie.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Odczucia z każdą sekundą przybierały na sile, przez co oddalał się plan wspólnego odjazdu i wycieczki po ulicach Paryża. Szczęśliwie czas nikogo tutaj nie gonił, a już na pewno nie ich, dzięki czemu zawsze mogli wrócić do punktu wyjścia, gdy opadną już radość i heca wywołane spożyciem zaczarowanego tortu. 
Na razie Jun niczego nie planował, wręcz przestał, rozkoszując się przyjemnym ciepłem, kolorami i bliskością Feniksa, który w swej szczodrości przyjął zaproszenie do wspólnego lenistwa na siedzeniach auta. Szkoda, że rękę okrywały pazurki – ich obecność faktycznie uniemożliwiła splot dłoni, ale przecież pozostały rejon był odsłonięty, a skoro tak, to nic nie stało na przeszkodzie, aby koniuszkami własnych palców Jun przejechał wzdłuż kończyny aż na ramię, póki nie zatrzymał się na wysokości wspomnianego uszka. 
Dotknięcie go było kwestią czasu tak jak subtelna pieszczota niewielkiej powierzchni delikatnej skórki centralnie za nim. Kiedy natomiast łepek posłusznie się odchylił, ten sam paluszek powędrował w dół i ponownie do góry, aż wampir nie oberwał rykoszetem i sam nie padł ofiarą przyjemnego dotyku.
- Ja słyszę basy i dudnienie, jakby szły w parze z wybuchem i rozbryzgiem kolorów oraz wzrostem geometrycznych kwiatów, które pokrywają coraz większą powierzchnię Twojego ciała. Wyglądasz, jakbyś był nimi otulony niczym miękką pelerynką. - to, że sam miał wrażliwą szyję, wiedział już chyba każdy, kto choć raz spędził z nim intymniejszą chwilę. 
Niewielu jednak potrafiło ją odpowiednio dopieścić - grono takich osób zasilała jedynie garstka – no może dwie osoby – w tym głównie Wei, któremu Azjata grzecznie się poddał i mruknął z dobrych kilka razy w aprobacie na przyjemny bodziec. Ocknięcie z błogiej euforii przyniósł ruch Feniksa i jego mimowolne przylgnięcie do dłoni Juna. Wówczas uśmiech wpełzł na rumianą twarz, po czym przyspieszył tempo dudnienia, którego huki miały sporą szansę na dotarcie do kociego ucha, o ile był dostatecznie blisko piersi głaszczącego.
- Tęskniłeś? - rozczulenie jak widać nie było skore do zadowolenia się jedną jednostką - swoje spojrzenie szybciutko skierowało w stronę Louisa. Mężczyzna zerknął na partnera z wyraźnie poszerzonymi źrenicami błękitnych ocząt, jakoby śmiejąc się na to niecodzienne stwierdzenie. Zaraz po tym pogładził uroczy polik, dodając:
- Sorki za... No wiesz, tą złość i ślady. - mówiąc to, wampir był szczery – mimo wszystko nie chciał narażać Feniksa na ból i to pod wpływem... No właśnie, czego? Dziecięcej zazdrości?
To nie tak, że Jun mu nie ufał - takowy kredyt Wei miał całkiem spory. Problem tkwił głębiej, w jestestwie samego Radnego, który nie do końca potrafił zaakceptować fakt, że poza cielesnymi doznaniami istniało coś jeszcze – szansa na bycie z kimś w stałym związku i to nie tylko w oparciu o figlarnie spędzone noce. Możliwość dzielenia się emocjami była dla Azjaty czymś nowym, czego nie zaznał od wielu stuleci. Oczywiście nie chciał być jedynie stroną biorącą - przede wszystkim zależało mu na naprawie Weia, którego delikatne serce zbyt wiele razy zaznało krzywd z rąk brudnego świata. Możliwość trzymania go w dłoniach była czymś nie do opisania w tym najbardziej zaskakującym znaczeniu. Krokiem za poprzednimi Louis starał się jak najostrożniej poskładać pokruszone kawałki tak, aby już nigdy nie utraciły swojego naturalnego kształtu.
Teraz już nie musisz tęsknić no, chyba że sam znikniesz pod pierzynką kwiatków. - zaśmiał się wampir w pamięci o geometrycznych figurach, które wciąż tańczyły mu przed oczami. 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wycieczka mogła poczekać mimo, że Wei bardzo chciał na nią pojechać, nie zamierzał zmuszać Juna pod wpływem do prowadzenia. To było wielkie no no. Nie chciał by stała się mu krzywda, a sam był zbyt pijany na to by gdzieś ich zabrać. Bądź co bądź nie chciał Louisowi skasować auta. Na pewno opłakiwał by tą stratę. Wei swoich dzieci na pewno...
Widząc jak Jun chciał sięgnąć jego dłoni, sięgnął rękawic i powoli ściągnął je, z lekkim trudem i odłożył na kolana. Wpatrywał się jednak wprost w oczy Stwórcy z szerokim uśmiechem zadowolenia. Kochał go. Bardzo mocno. Choć ich wspólna podróż się zaczynała i nie wiedział czy przejdą ją razem.
Z gardła Weia wydostał się głośny pomruk zadowolenia, gdy dłoń Juna go tak miziała. Lubił takie delikatne pieszczoty. Przysunął się znacznie bliżej po więcej.
- Ciekawie. Nie wiem co w tym torcie było, ale było mocne. Choć Egon wpadł w panikę... Musiałem go uspokajać. Krzyczał coś o jakichś tańczących borsukach. - odparł rozbawionym tonem głosu, ale aż westchnął cicho z ulgą, na ten przyjemny spokój, który przyniosła mu obecność Stwórcy.
Wei znał za wiele tricków jak obłaskawić Smoka i jak do niego podejść. Jednak poznał je podczas wieloletniego doświadczenia, a ów Bestia sama mu się podstawiała. Był rad, że mimo tych lat rozłąki, Jun był taki, jakim go zapamiętał. Z bagażem doświadczeń i własnymi demonami, ale nadal to była ta sama osoba, którą pokochał. Słuchał jego mocne uderzenia serca... Niczym muzyka dla jego uszu.
- Bardzo. Ubrałem się tak, bo liczyłem, że nie wytrzymasz i pójdziesz ze mną... Tak. Przyznaje się. Kusiłem. - mruknął z niewinnym uśmiechem, niczym prawdziwy upadły aniołek. Poznawanie nowych osób nie było dla niego łatwe, szczególnie gdy ten były innymi nadnaturalnymi.
- Co? Nie masz za co przepraszać. Naprawdę Jun. Byłeś uroczy. Nawet mnie kręciła ta twoja zazdrość. Sexy... - odpowiedział i mruknął agresywnie na koniec wypowiedzi, po czym zaśmiał się cicho. Nie miał jednak ochoty dłużej czekać. Podniósł się i bez pardonu przeszedł i usiadł mu na kolanach. Następnie wtulił się w niego mocno. Chciał tak poleżeć blisko i posłuchać jego szaleńczo bijącego serca.
- Teraz jest idealnie. - mruknął wdychając słodki zapach wanilii. Stanowczo koił jego zmysły.
- Niedługo święta, chcę ustroić nasz dom. Mam tyle do zrobienia... - westchnął rozbawiony i ucałował go w mostek.
- Co byś chciał pod choinkę? - zapytał szczerze ciekaw czy mu zdradzi czy ma wymyślać. Obie opcje mu leżały, jeden prezent już dla niego miał, ale nigdy razem świąt nie obchodzili. Takie ich pierwsze prawdziwie wspólne. Wei się nimi ekscytował. To oznaczało spędzenie czasu razem.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Słodki kochany Wei - nieważne, ile zła przyszło mu wyrządzić - błądzenie było rzeczą ludzką - na całość i tak składało się wiele czynników, a w jego przypadku w większości przemawiało dobro i rozczulająca niepoprawność romantyka. Jej Louis również nie odtrącał, wręcz przeciwnie – zdumienie w jego sercu tak daleką wiernością nie miało końca. Z początku targało nim wiele obaw – nie był bowiem do końca przekonany, czy uczucia Chińczyka wobec jego osoby faktycznie wynikały ze szczerości, czy zrodziły się pod wpływem tamtych wielu wspólnie spędzonych namiętnych chwil, niekiedy nazywanych nocami grzechów, gdzie znikały wszelkie hamulce, a górę brały pragnienia i najskrytsze fantazje. Potem do głosu doszło poczucie winy, bo skoro tak, to jakie miał prawo dzierżenia kryształowego serca, w które wlał tyle rozpusty? 
Lecz wtedy przyszło ukojenie – przyjemne objęcia i głos, który miodem rozlał się po ciele, odganiając chmury niedomówień. Na nich czas spojrzał łaskawie - dał szansę, jednocześnie grożąc Radnemu palcem, aby nie popełnił tych samych błędów i nie zamykał się na światełko, które od zawsze kroczyło u jego boku, bo kolejnej okazja na odkupienie może się nie pojawić. Azjata wziął sobie do serca przestrogę Losu, przeto porzucając stary kierunek poglądów. W taki oto sposób zmieniło się podejście: sposób spojrzenia, wymowy i gestów - nie było już obaw, z kolei hamulce - popuściły równie szybko, co zdołały się narodzić. Dziś jedyną przeszkodę stanowiło wyłącznie smocze ego – niekiedy wyciszone, a czasem mocno dające o sobie znać. Szczęśliwie Wei potrafił zrozumieć i ten gadzi aspekt – ba, jego wypowiedź spotkała się z niemałym, acz pozytywnym zaskoczeniem.
- Robiłeś to specjalnie? Wiedziałem, że puszczenie Cię samego było błędem. - któremu towarzyszył śmiech i wyrazisty błysk w błękitnych ślepiach. Swoimi szponami potwór niemalże natychmiast przytulił do siebie atencyjnego kotka: palcami nieustannie miział uszka, a nosem chętnie wdychał jaśminową woń, niejako łącząc ją ze słodyczą tortu i gamą kolorów, które co rusz na nowo się przed nim rozlewały, tworząc coraz ciekawsze struktury.
- Masochista... Dobrze, że chociaż Ty nie krzyczysz i nie uciekasz jak Egon. - kolejnym słowom ponownie towarzyszyło rozbawienie, a prócz niego ciche pomruki będące wynikiem bliskości, za którą Jun pomimo niedługiej rozłąki z Weiem, wyjątkowo tęsknił.
W podobny sposób zdradzało to także serce, bowiem ani myślało o zwolnieniu tempa – co najwyżej mogło przyspieszyć, kiedy ciało chętnie przybliżyło się do drugiego ciała, tworząc w ten sposób swoisty kokon, z którego nikt nie myślał wyjść, chociażby na chwilę.
- Chętnie Ci pomogę, chcesz? Marzy mi się spędzenie tego czasu w spokojnym zaciszu. - przerwa pomiędzy dialogami nie była przypadkowa. Jej obecność niosła ze sobą błogi spokój, który Smok przeznaczał na wędrówkę palców w poszukiwaniu nowych wrażliwych miejsc na ciele Feniksa. Dopiero po kilku chwilach dotarło do niego pytanie, nad którym musiał się wyraźnie pochylić, aby dobrze je przemyśleć i...
- Ciebie... - rzucić jakże wyczerpującą odpowiedź - nie no śmieje się - nawet jeśli była krótka, to niosła za sobą wiele przesłanek. Jun nie chciał prezentów, imprez – w jego oczach nawet życzenia nie miały specjalnego znaczenia – szanujmy się, Azjaci nie obchodzili świąt w tak huczny sposób. Jedyne czego pragnął, to spokoju: od afer, polityki, pracy – a prócz tego towarzystwa osoby – pewnego wielce osobliwego Feniksa, który nieźle zamotał mu w głowie.
- Dla Ciebie coś już mam... - i dlatego smoczątko było skore do obsypania swojej perełki mnóstwem prezentów, aby nie doszło do niechcianej ucieczki. Nim jednak miało do tego dojść, głosem wampir uruchomił radio, aby rozproszyć nitki nicości nutami spokojnej muzyki.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach