Liczba postów : 792
Tytuł: Le passé
Data: 1744
Miejsce: Paryż
Kto: Silvan & Charlotte
Silvan zdecydowanie nie tego się spodziewał, gdy pewnej deszczowej, pochmurnej nocy powrócił do siebie. Właściwie to powinien był przewidzieć, że coś się szykuje. W końcu przez ostatnie kilka miesięcy André wydawał się niemal całkowicie zapominać o jego istnieniu, pozwalając mu zajmować się swoimi sprawami, a to że jego stwórca tydzień temu zjawił się u niego, by wypytać jak się ma i sprawdzić jak sobie radzi, było zdecydowanie podejrzane. I to jeszcze odwiedził go z tym swoim dziwnym uśmiechem na twarzy, który od razu go zaalarmował, bo André miał głównie dwa uśmiechy. Jeden, zwyczajny, wskazujący na to, że miał prostu dobry dzień i drugi, na którego widok Silvan już wiedział, że starszy wampir, owszem też miał dobry dzień, ale dlatego, że coś kombinował.
Nie spodziewał się jednak, że konsekwencją tej wizyty będzie nieznajoma wampirzyca w jego salonie. I to taka, która wyglądała jakby miała zaraz się rozpłakać, kiedy on nawet nie miał pojęcia co robić. A coś zrobić zdecydowanie musiał.
Wziął głęboki oddech i, jako że dotychczas był zbyt zaskoczony, by ruszyć się z korytarza, wszedł głębiej do pomieszczenia. Rozejrzał się bez słowa. Wszystko, oczywiście poza kobietą, wyglądało normalnie, żadnych dogorywających ludzi, czy martwych ciał ukradzionych z kostnicy, co było dla niego niewątpliwie dużą ulga, bo przecież z André bywało już naprawdę bardzo różnie. Przynajmniej wiedział, że nie przysłał mu żadnej kobiety lekkich obyczajów, bo tego, nieskutecznie, próbował już jakieś pół roku temu, a jego stwórca nie lubił się tak często powtarzać. A szkoda, bo przynajmniej byłby na to gotowy.
Na niewielkim, zdobionym stoliku, który znajdował się tuż przy wejściu, stały dwie butelki i list. Jedna była niewątpliwie butelką wina, a druga, bardziej zdobionym, zawierała sobie czerwoną ciecz, która winem już pewnie nie była. Tak. Był niemal przekonany, że stał za tym André, zwłaszcza, że rozpoznawał jego charakter pisma na kopercie, na której widniało zdanie Powodzenia, ona gryzie. Świetnie.
Przeniósł wzrok na kobietę i wciąż nieco zagubiony, posłał jej przyjazny uśmiech. Nie wyglądała, jakby miała się na niego zaraz rzucić, a tym bardziej wbić mu kły w szyję. Chyba wypadałoby w końcu coś powiedzieć.
- To… Z kim mam przyjemność dzielić te dziwna sytuację? - spytał wreszcie, licząc, że nieco humor, sprawił, że kobieta poczuje się bardziej komfortowo w tym wszystkim. Na chwilę odwrócił wzrok od niej i zerknął przez okno. Pogoda na dworze robiła się coraz gorsza i nie zdziwilby się, gdy zaraz miało grzmieć. Trochę liczył, że gdzieś po drugiej stronie ulicy wypatrzy Andréz dumnego ze swojego żartu, czy cokolwiek to było, ale nic z tych rzeczy.
Data: 1744
Miejsce: Paryż
Kto: Silvan & Charlotte
Silvan zdecydowanie nie tego się spodziewał, gdy pewnej deszczowej, pochmurnej nocy powrócił do siebie. Właściwie to powinien był przewidzieć, że coś się szykuje. W końcu przez ostatnie kilka miesięcy André wydawał się niemal całkowicie zapominać o jego istnieniu, pozwalając mu zajmować się swoimi sprawami, a to że jego stwórca tydzień temu zjawił się u niego, by wypytać jak się ma i sprawdzić jak sobie radzi, było zdecydowanie podejrzane. I to jeszcze odwiedził go z tym swoim dziwnym uśmiechem na twarzy, który od razu go zaalarmował, bo André miał głównie dwa uśmiechy. Jeden, zwyczajny, wskazujący na to, że miał prostu dobry dzień i drugi, na którego widok Silvan już wiedział, że starszy wampir, owszem też miał dobry dzień, ale dlatego, że coś kombinował.
Nie spodziewał się jednak, że konsekwencją tej wizyty będzie nieznajoma wampirzyca w jego salonie. I to taka, która wyglądała jakby miała zaraz się rozpłakać, kiedy on nawet nie miał pojęcia co robić. A coś zrobić zdecydowanie musiał.
Wziął głęboki oddech i, jako że dotychczas był zbyt zaskoczony, by ruszyć się z korytarza, wszedł głębiej do pomieszczenia. Rozejrzał się bez słowa. Wszystko, oczywiście poza kobietą, wyglądało normalnie, żadnych dogorywających ludzi, czy martwych ciał ukradzionych z kostnicy, co było dla niego niewątpliwie dużą ulga, bo przecież z André bywało już naprawdę bardzo różnie. Przynajmniej wiedział, że nie przysłał mu żadnej kobiety lekkich obyczajów, bo tego, nieskutecznie, próbował już jakieś pół roku temu, a jego stwórca nie lubił się tak często powtarzać. A szkoda, bo przynajmniej byłby na to gotowy.
Na niewielkim, zdobionym stoliku, który znajdował się tuż przy wejściu, stały dwie butelki i list. Jedna była niewątpliwie butelką wina, a druga, bardziej zdobionym, zawierała sobie czerwoną ciecz, która winem już pewnie nie była. Tak. Był niemal przekonany, że stał za tym André, zwłaszcza, że rozpoznawał jego charakter pisma na kopercie, na której widniało zdanie Powodzenia, ona gryzie. Świetnie.
Przeniósł wzrok na kobietę i wciąż nieco zagubiony, posłał jej przyjazny uśmiech. Nie wyglądała, jakby miała się na niego zaraz rzucić, a tym bardziej wbić mu kły w szyję. Chyba wypadałoby w końcu coś powiedzieć.
- To… Z kim mam przyjemność dzielić te dziwna sytuację? - spytał wreszcie, licząc, że nieco humor, sprawił, że kobieta poczuje się bardziej komfortowo w tym wszystkim. Na chwilę odwrócił wzrok od niej i zerknął przez okno. Pogoda na dworze robiła się coraz gorsza i nie zdziwilby się, gdy zaraz miało grzmieć. Trochę liczył, że gdzieś po drugiej stronie ulicy wypatrzy Andréz dumnego ze swojego żartu, czy cokolwiek to było, ale nic z tych rzeczy.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!