Liczba postów : 16
Palce ujęły twardy kokon okładki; nie umiał stwierdzić, dlaczego uczynił właśnie w podobny sposób. Otworzył z szelestem księgę, zacisnął wargi w milczącym i wypłowiałym grymasie jątrzącej go niepewności. Impuls, chciałby powiedzieć, szept w krajobrazie czaszki, impuls kazał mu zasiąść w ich rodowej czytelni i sięgnąć do skarbca Biblii.
Czy tkwiło w nim złoto głupców? Piryt fałszywych słów?
Niczego dzisiaj nie szukał; przesunął krańcem opuszki po szorstkiej, żółtawej stronie. Stary Testament, Księga Eklezjasty. Przeczytał bezgłośnie cząstkę:
Więc za szczęśliwych uznałem umarłych, którzy dawno już zeszli,
od żyjących, których życie jeszcze trwa;
za szczęśliwego zaś od jednych i drugich uznałem tego,
co jeszcze wcale nie istnieje (...).
Rozbawił go starożytny, który nazywał siebie tytułem mędrca. Wpił się drugim spojrzeniem. Wtem - zaskoczony - odkrył, że nie jest sam.
- Moja matka - odezwał się do Sahaka, powoli, nie chcąc zbyt łatwo zdradzić swojego wytrącenia - była wierząca - wyjaśnił. Czy dopadł go chrzęst przeszłości? okrutny jazgot, niemiły, grzęznący akord. Wielu zapominało; wielu z nich, dłużej nie rozważało na temat swoich korzeni. Narodzili się - dzięki stwórcom - na nowo, on jednak wyczuł, że umarł, w momencie kiedy Ambroise wszedł do jego kryjówki. Gdyby zapomniał, kim był, nie wiedziałby również, kim jest. Bał się, że z biegiem czasu sam kiedyś może zapomnieć.
- Zawsze fascynowała mnie jej gorliwość - wyznał - z którą za każdym razem szeptała słowa modlitwy - uniósł swoje spojrzenie. Pamiętał; nadal pamiętał, jej sylwetkę, klęczącą, sączącą ściszonym głosem niejasne wówczas stwierdzenia. Był ledwie chłopcem, wpatrzonym w morzu półcieni.
- Szkoda tylko, że Bóg jej nie chciał wysłuchać - zakończył kwaśno; wydusił nieznaczny uśmiech.
Czy tkwiło w nim złoto głupców? Piryt fałszywych słów?
Niczego dzisiaj nie szukał; przesunął krańcem opuszki po szorstkiej, żółtawej stronie. Stary Testament, Księga Eklezjasty. Przeczytał bezgłośnie cząstkę:
Więc za szczęśliwych uznałem umarłych, którzy dawno już zeszli,
od żyjących, których życie jeszcze trwa;
za szczęśliwego zaś od jednych i drugich uznałem tego,
co jeszcze wcale nie istnieje (...).
Rozbawił go starożytny, który nazywał siebie tytułem mędrca. Wpił się drugim spojrzeniem. Wtem - zaskoczony - odkrył, że nie jest sam.
- Moja matka - odezwał się do Sahaka, powoli, nie chcąc zbyt łatwo zdradzić swojego wytrącenia - była wierząca - wyjaśnił. Czy dopadł go chrzęst przeszłości? okrutny jazgot, niemiły, grzęznący akord. Wielu zapominało; wielu z nich, dłużej nie rozważało na temat swoich korzeni. Narodzili się - dzięki stwórcom - na nowo, on jednak wyczuł, że umarł, w momencie kiedy Ambroise wszedł do jego kryjówki. Gdyby zapomniał, kim był, nie wiedziałby również, kim jest. Bał się, że z biegiem czasu sam kiedyś może zapomnieć.
- Zawsze fascynowała mnie jej gorliwość - wyznał - z którą za każdym razem szeptała słowa modlitwy - uniósł swoje spojrzenie. Pamiętał; nadal pamiętał, jej sylwetkę, klęczącą, sączącą ściszonym głosem niejasne wówczas stwierdzenia. Był ledwie chłopcem, wpatrzonym w morzu półcieni.
- Szkoda tylko, że Bóg jej nie chciał wysłuchać - zakończył kwaśno; wydusił nieznaczny uśmiech.