Αρτίωσ μ᾽ ἀ χρυσοπέδιλλοσ Ἀύωσ

(eng.) Just now the golden-sandalled Dawn [has called].

Data: lipiec 1862
Miejsce:Santorini, Grecja
Kto: Sahak i Flora
Opis: Man idk xD Będziemy oglądać kamienie.


Skończył pisać list do Tahiry, gdy światło zmierzchu zaczynało znikać w granatowych wodach morza. Słońce zaszło pół godziny wcześniej, nadal jednak jego łuna malowała niebo nad wyspą Santorini fioletami i różami, dużo mniej radosnymi niż różanopalca jutrzenka, jednakże równie zachwycającym. Gdy światło przestało drażnić skórę wampira, otworzył okiennice zajazdu, w którym przebywał, aby morska bryza rozbudzała jego istnienie, a oczy nacieszyły się pięknymi białymi domami o niebieskich kopułach i dachach, tworząc malowniczy obrazek, jak z modnych akwarelowych pocztówek, jakie wysyłały damy do swoich ukochanych. I on kupił taką pocztówkę dla swoich córek i jedną dla siebie, na pamiątkę wędrówki. Halide coś mówiła, że jest sentymentalny.
Może rzeczywiście był.
Odział się w strój prawosławnego mnicha, na stopy założył proste sandały. Luźna szata sprawiała, że jego postura łagodniała, ostre zarysy ramion zmiękczały fałdy czerni. W przeciwieństwie do katolickich duchownych nie spinał pasa sznurem, pozostawiając go luźno. Pas był jedynie dla nowicjuszy, którym nie był od wielu wieków. Mnichem w swojej głowie jednak nadal tak. Minął salę biesiadną na dole przybytku, chociaż gospodarz, jowialny jegomość z potężnym wąsem wołał szanownego zakonnika, aby zaszczycił ich swoją obecnością na wieczerzy.
Odmówił, tłumacząc się pokutnym postem i wyszedł na oświetlone pochodniami ulice pięknego miasta.
Kierował się na obrzeża, gdzie obecnie Brytyjczycy, parszywe świnie, rozgrzebali jakieś starożytne miejsce, w celach naukowych. Podobno mieli zezwolenie od samego Otto I, obecnego króla greckiego. I jeszcze mówili tym swoim parszywym językiem, który przypominał jazgot chłopca podczas mutacji, który próbuje śpiewać akatysty do wtóru przerażonej kozy.
Miał zdobyć coś jednak coś z tych wykopalisk, a nie zamierzał tłumaczyć imperialistycznym ignorantom, że gdy są w Grecji, powinni posługiwać się greką, współczesną, nie wersetami z Illiady, bo w ich głowach Grecja to tylko mity, peplum i chitony, a nie prawdziwi ludzie z krwi i kości. Pluł na nich.
Pozdrowił weselników, którzy również zapraszali go do zabawy, a gdy usilnie odmawiał, a oni nie dawali za wygraną, zgodził się na kieliszek uzo za zdrowie młodej pary. Gdy odchodził, przy wtórze (nie, nie trąb i nie przy dźwiękach rogu) muzyki, natchnął go jakiś sentyment. Melancholia. Zaczął nucić pod nosem kołysankę, którą pamiętał, jak zapach świeżego chleba, wyrwaną z kontekstu. Nie wiedział, czy we wspomnieniu była jego matka, czy ktoś inny. Քուն եղի՛ր, բալաս, աչքերդ խուփ արա՛ Նաշխուն աչքերուդ քուն թող գայ տեղայ: Melodia towarzyszyła mu, wraz z samotnością, aż na skraj miejsca, gdzie trwały prace archeologiczne, którego pilnował jeden, drzemiący na ziemi, oparty o drzewko oliwne grek ze strzelbą. Wtedy zamilkł, nie chcąc zbudzić wartownika.
Niechaj śpi jak strażnicy Jezusowego grobu.

@Flore Cerise

_________________
So, take me back to Constantinople