Liczba postów : 42
Archibald Percival Sinclair
podstawowe
wiek: 338 (Po Przemianie: 300)
rasa: Wampir (PRZEMIENIONY)
pochodzenie: Szkockie
wizerunek: Tom Hardy
rola w rodzie: -
znaki szczególne
Zdecydowanie mimika. Przez sposób w jaki układają się jego brwi zawsze wygląda na przynajmniej poirytowanego, a zazwyczaj po prostu na wkurwionego. Nie bez winy są również jego tęczówki, które choć jasne, potrafią przejrzeć osobę na wskroś.
Posiada kilka tatuaży, którymi raczej się nie chwali. Tym, co naprawdę odróżnia go od innych przedstawicieli swojej rasy są blizny na jego ciele. Można je nazwać prawdziwą galerią oraz odą do wampirzej wytrzymałości. Pojawiają się na całym ciele w różnych formach. Każda nosi oddzielną historię.
Nigdy nie rozstaje się również ze swoim złotym sygnetem noszonym na palcu serdecznym. Wytłoczony jest w nim piejący kogut, herb jego rodu. Jest jednak wyraźnie uszkodzony. Herb jest przekreślony, nacięty, częściowo zmiażdżony.
Zdecydowanie mimika. Przez sposób w jaki układają się jego brwi zawsze wygląda na przynajmniej poirytowanego, a zazwyczaj po prostu na wkurwionego. Nie bez winy są również jego tęczówki, które choć jasne, potrafią przejrzeć osobę na wskroś.
Posiada kilka tatuaży, którymi raczej się nie chwali. Tym, co naprawdę odróżnia go od innych przedstawicieli swojej rasy są blizny na jego ciele. Można je nazwać prawdziwą galerią oraz odą do wampirzej wytrzymałości. Pojawiają się na całym ciele w różnych formach. Każda nosi oddzielną historię.
Nigdy nie rozstaje się również ze swoim złotym sygnetem noszonym na palcu serdecznym. Wytłoczony jest w nim piejący kogut, herb jego rodu. Jest jednak wyraźnie uszkodzony. Herb jest przekreślony, nacięty, częściowo zmiażdżony.
biografia
Szkocja, przełom XVII/XVIII wieku
Wielka Brytania nigdy nie była miejscem, gdzie ludzie potrafili żyć w spokoju. Kiedy nie mieli wspólnego wroga, wybierali walkę między sobą. Na nowo budziły się dawne niesnaski. Małe problemy rosły do rozmiarów eskalacji militarnych. Nie można było powiedzieć by Szkoccy władcy przejmowali się wielce zgodą wśród swoich klanów. Te zawsze były zwaśnione. Wieści o potyczkach dochodziły do uszu władcy zazwyczaj już po fakcie. Archibald urodził się w klanie Sinclair. Znani byli ze swojej bogobojności, a co za tym idzie trudnego charakteru. Od najmłodszych lat uczył się o Bogu oraz jego miłosierdziu. Również o tym, że czasami trzeba przelać w jego imię krew. W końcu tak już było z religią, prawda? Każda żądała w końcu krwawych ofiar. Jako pierwszy syn brata głowy klanu uczestniczył we wszystkich ważnych spotkaniach. Mało tego, z racji swojej krzepy oraz ogólnej gwałtowności stał się ich najbardziej znanym wojownikiem. Osobą, z którą nikt nie chciał zadzierać. Przynajmniej wśród najbliższych sąsiadów. Znalezienie dla niego odpowiedniej żony nie trwało długo. Robił wszystko, czego od niego oczekiwano. Wziął sobie za żonę córkę głowy z zaprzyjaźnionego klanu, spłodził potomka, posadził drzewo i utrzymywał własny dwór.
Jak każdy, jednak miał swój mroczny sekret. Coś zupełnie przeciwnego jego wierze, coś, czego się wstydził i nie przyznał przed nikim, nawet przed księdzem w konfesjonale. Zakochał się w jednej ze swoich służek. Jego małżeństwo nigdy nie opierało się na miłości, a przychylności politycznej. To dopiero Ailsa dała mu to, czego pragnął w swoim życiu. Nie żadne walki, modlitwy czy majątek. Oczarowała go od pierwszego wejrzenia. W tajemnicy przed wszystkimi spotykali się, choć oboje wiedzieli, że to nigdy nie mogło zadziałać. Od czasu do czasu udało mu się wyjechać z nią gdzieś poza rodzinne okolice zasłaniając się trenowaniem swoich oddziałów. Ci mężczyźni byli mu bezgranicznie oddani. Żaden nie wygadałby się nawet w konfesjonale. Więzi członków klanów, którzy często stawali ramię w ramię przeciwko najeźdźcom tryumfowały nawet nad kościołem.
Do swoich schadzek korzystał z gościnności głowy innego klanu, który w zamian zażądał tylko jednego. Danego słowa, że stawi się na wezwanie, gdy poprosi go o pomoc. Niewiele myśląc, zaślepiony miłością oczywiście dał mu swoje słowo. Gdy nadeszła pora by wypełnić przysięgę... Odmówił. Nie mógł cofnąć swoich oddziałów, gdy jego własna głowa rodu zażądała by stawił się na jego wezwanie. Wtedy, zaślepiony własną potęgą oraz pychą nic nie robił sobie z przekleństw mężczyzny. Dopiero po powrocie przekonał się jaką siłę może mieć złamana przysięga. Walki były ciężkie, ponieśli duże straty. Wracając do domu chciał tylko jednego. Zobaczyć się ze swoją Ailsą. Zastał za to szubienicę. Jego żona została poinformowana o romansie, a że Szkotki zawsze były hardymi kobietami, wzięła sprawy w swoje ręce. Znalazła odpowiedni powód. Tej samej nocy nawiedził go również nieznajomy. Demon niosący ze sobą przekleństwo. Kolejną karę za złamane słowo. Wystarczyło jedno ugryzienie. Następne, co pamięta to krew własnej rodziny na swoich rękach. Żona, potomstwo, inni służący. Porzucony w zamku urządził im prawdziwą rzeź. To jednak był dopiero początek jego pokuty. Doniesiono na niego kościołowi, z pierwszymi promieniami słońca u bram pojawili się inkwizytorzy. Śmierć byłaby jednak zbyt łaskawym wymiarem kawy. On został potępiony by błąkać się po świecie przez całą wieczność, nigdy nie zaznając spokoju za złamanie przysięgi.
Podziemia, XVIII wiek
Jako czempion swojego klanu był świadkiem naprawdę wielkiego okrucieństwa oraz ludzkiej krzywdy. Zawsze uważał, że robił wszystko w imię jedynego, prawdziwego boga, a wszystkie winy zostaną mu przebaczone u perłowych bram. Kościół zawsze był dla niego schronieniem, ostoją, gdy burza w jego głowie stawała się nie do zniesienia. Zaznawał tam spokoju, rozgrzeszenia, miłości bliźniego. Był winien naprawdę wielkiego cierpienia, aczkolwiek to, czego doświadczył z rąk inkwizycji nie potrafił nawet nazwać. Ta skala okrucieństwa, barbarzyństwa i chorej satysfakcji, jaką czerpali z jego cierpienia... Było to coś, czego nie spotkał w całym swoim życiu. Nie był w stanie uwierzyć, że są to ludzie wierzący w tego samego Boga, którego znał on. Był przetrzymywany w najgorszych lochach. Był karmiony tylko tyle by mógł przeżyć i się zregenerować. Eksperymentowano na nim. Nie było niczego, co mogliby spróbować z niego wyciągnąć. Służył im za testy do nowych broni, których mogliby użyć w walce z wampirami. Tak, dopiero w tych latach dowiedział się czym tak naprawdę teraz jest. Demonem nocy, przeklętym, który nigdy już nie zobaczy słońca. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Często go przenoszono. Nie wiedział też jak długo to wszystko trwało, wszystko zlewało się w jedno.
Islandia XVIII/XIX wiek
Nie liczył dni ani godzin, nie był w stanie. Wiedział jedynie, że w tym lochu, który nie był tle lochem, co piwnicą, spędzał już dobrych kilka lat. Tortury również ustały, a on czekał po prostu na dzień w którym jego oprawcy stwierdzą, że nie jest już potrzebny. Nie walczył z tym. Miał kryzys wiary. Nie był w stanie pojąć, że Ci pobożni ludzie mogą być tak okrutni, jak również tego, że Bóg pozwala na takie okrucieństwa względem jego osoby, które ciągną się przez dekady. Miał być miłosierny, czy już nie wystarczająco wycierpiał za swoje grzechy? Za grzech miłości? Wierzył tylko w to, że jest przeklęty i czekają go piekielne bramy. Karmiony raz na kilka dni był ledwo żywy, nie stawiał żadnego oporu. Wtem, znikąd pojawił się on. Mężczyzna silniejszy od wszystkich, których napotkał na swojej drodze. Wyzwolił go i gdyby nie stracił swojej wiary byłby w stanie uwierzyć, że to w końcu anioł stróż przypomniał sobie o jego istnieniu. Nic bardziej mylnego. Mężczyzna był dość opryskliwy jak na jego gust, przypominał mu trochę ludzi z którymi kiedyś walczył. Miał wokół siebie aurę wojownika. Czempiona, jak niegdyś on. Był bezpośredni, czasami zabawny, lecz od początku stawiał na to, że nie zostaną przyjaciółmi. Niemniej Archibald w swojej wdzięczności oraz mając nadzieję na odkupienie swoich win złożył mu taką samą przysięgę jak dekady temu. Stawi się na jego wezwanie i oczyści swoje imię by mógł sczeznąć w spokoju. Jak się później okazało znajdowali się w Islandii. Świetnym miejscu jeśli chciało się uwięzić wampira. Pożywienia jest mało, a długie dni sprawiają, że daleko by nie zaszedł. Marcus, bo tak wilkołakowi było na imię, nauczył go wszystkiego, czego musiał wiedzieć o swoim żywocie, a po pewnym czasie po prostu poszli w swoją stronę.
Podróże, XIX/XX wiek
Za rekomendacją swojego wybawiciela następne kroki skierował na Skandynawię. Miejsce, gdzie noce były dość długie, a widoki, cóż... Zapierały dech w piersi. Sprzyjały kontemplacji i odnalezieniu samego siebie. Podobno czas leczył rany, jednakże te, które zadano jemu były zbyt rozległe. Całe dekady spędził na uczeniu się swojej nowej natury, przekonaniu się do tego, że przynajmniej ta część jego nowego życia nie jest przekleństwem. Bo przeklęty został by nigdy nie zaznać godnej śmierci oraz pochówku, jednak wampiryzm... Był czymś innym. Chorobą, która go toczyła. Wiara w boga nauczyła go jednego. Oko za oko, ząb za ząb. Wiele lat spędził na śledzeniu swoich oprawców. Inkwizycja chwilowo przestała być problemem, wiele osób przeszło w cywilne funkcje, mógł we względnym spokoju polować na tych katów. Gdy ostatni wyzionął żywota zaznał w końcu względnego spokoju. Osiedlił się na powrót w Szkocji zakładając tam, bardzo wtedy lukratywny i popularny, biznes alkoholowy. Szkocka whisky stawała się coraz bardziej popularna, a on znał kilka bardzo unikatowych dla swojego regionu receptur. Swój majątek przeznaczył w dużej części na odbudowanie zamku głowy klanu, który go przeklął wierząc, że w ten sposób chociaż w pewien sposób zadośćuczyni złamanego słowa. Całą resztę natomiast... Przeznaczał również na oddawanie lokalnej społeczności. Jest przynajmniej kilka grantów oraz programów jego imienia dla dzieciaków z biednych domów.
Francja XX wiek
Po drugiej wojnie światowej Francja stała się wielkim rynkiem zbytu dla jego towarów. Spędził tam kilka długich dekad podróżując, budując nowe relacje, nawet inwestując w kilka z ich pomysłów, jak winiarnie. Na swojej drodze przez wieki spotkał wiele twarzy, jednak to jedna, którą znalazł w pewnej ciemnej uliczce, sprawiła, że zabrakło mu powietrza. Jego Ailsa. Wygląda wręcz identycznie. Tylko, że to nie mogła być ona. Tamta zmarła wieki temu i była to jego wina. Tę... Tę mógł uratować. Nie potrafił odmówić tej twarzy proszącej go o życie. Nigdy nie pragnął sprawić komuś tego samego losu, tej choroby, która go toczyła, lecz może była to jego szansa na odkupienie swoich win? Danie drugiego życia tam, gdzie zostało ono odebrane? Przemienił ją. Bogowie dopomóżcie mu, ale zrobił to. Gdy ona wracała do siebie, wytropił mężczyznę który jej to zrobił i wykorzystał wszystko, czego nauczył się w lochach inkwizycji by uczynić jego ostatnie chwilę piekłem. To morderstwo po dziś dzień nie zostało rozwiązane.
Ciężko było mu uczyć dziewczynę, która wyglądała jak miłość jego życia. Zwłaszcza ze świadomością, że nią nie jest. Czasami nie mogłyby być bardziej różne. Ailsa była raczej cicha i nieśmiała. Ta była pełna życia, radziła sobie z wampiryzmem o wiele lepiej niż on na początku. Aczkolwiek na jego usprawiedliwienie, jego nikt niczego nie nauczył. Spędził kilka dekad na doglądaniu jej rozwoju. Aklimatyzacji do nowych warunków. Zadbał również o to by niczego jej nie zabrakło kiedy przyszło mu zniknąć z jej życia. W końcu Marcus dał mu sygnał do wypełnienia swojej przysięgi, a on nie mógł zaprzepaścić tej szansy na odkupienie swoich win.
Wielka Brytania nigdy nie była miejscem, gdzie ludzie potrafili żyć w spokoju. Kiedy nie mieli wspólnego wroga, wybierali walkę między sobą. Na nowo budziły się dawne niesnaski. Małe problemy rosły do rozmiarów eskalacji militarnych. Nie można było powiedzieć by Szkoccy władcy przejmowali się wielce zgodą wśród swoich klanów. Te zawsze były zwaśnione. Wieści o potyczkach dochodziły do uszu władcy zazwyczaj już po fakcie. Archibald urodził się w klanie Sinclair. Znani byli ze swojej bogobojności, a co za tym idzie trudnego charakteru. Od najmłodszych lat uczył się o Bogu oraz jego miłosierdziu. Również o tym, że czasami trzeba przelać w jego imię krew. W końcu tak już było z religią, prawda? Każda żądała w końcu krwawych ofiar. Jako pierwszy syn brata głowy klanu uczestniczył we wszystkich ważnych spotkaniach. Mało tego, z racji swojej krzepy oraz ogólnej gwałtowności stał się ich najbardziej znanym wojownikiem. Osobą, z którą nikt nie chciał zadzierać. Przynajmniej wśród najbliższych sąsiadów. Znalezienie dla niego odpowiedniej żony nie trwało długo. Robił wszystko, czego od niego oczekiwano. Wziął sobie za żonę córkę głowy z zaprzyjaźnionego klanu, spłodził potomka, posadził drzewo i utrzymywał własny dwór.
Jak każdy, jednak miał swój mroczny sekret. Coś zupełnie przeciwnego jego wierze, coś, czego się wstydził i nie przyznał przed nikim, nawet przed księdzem w konfesjonale. Zakochał się w jednej ze swoich służek. Jego małżeństwo nigdy nie opierało się na miłości, a przychylności politycznej. To dopiero Ailsa dała mu to, czego pragnął w swoim życiu. Nie żadne walki, modlitwy czy majątek. Oczarowała go od pierwszego wejrzenia. W tajemnicy przed wszystkimi spotykali się, choć oboje wiedzieli, że to nigdy nie mogło zadziałać. Od czasu do czasu udało mu się wyjechać z nią gdzieś poza rodzinne okolice zasłaniając się trenowaniem swoich oddziałów. Ci mężczyźni byli mu bezgranicznie oddani. Żaden nie wygadałby się nawet w konfesjonale. Więzi członków klanów, którzy często stawali ramię w ramię przeciwko najeźdźcom tryumfowały nawet nad kościołem.
Do swoich schadzek korzystał z gościnności głowy innego klanu, który w zamian zażądał tylko jednego. Danego słowa, że stawi się na wezwanie, gdy poprosi go o pomoc. Niewiele myśląc, zaślepiony miłością oczywiście dał mu swoje słowo. Gdy nadeszła pora by wypełnić przysięgę... Odmówił. Nie mógł cofnąć swoich oddziałów, gdy jego własna głowa rodu zażądała by stawił się na jego wezwanie. Wtedy, zaślepiony własną potęgą oraz pychą nic nie robił sobie z przekleństw mężczyzny. Dopiero po powrocie przekonał się jaką siłę może mieć złamana przysięga. Walki były ciężkie, ponieśli duże straty. Wracając do domu chciał tylko jednego. Zobaczyć się ze swoją Ailsą. Zastał za to szubienicę. Jego żona została poinformowana o romansie, a że Szkotki zawsze były hardymi kobietami, wzięła sprawy w swoje ręce. Znalazła odpowiedni powód. Tej samej nocy nawiedził go również nieznajomy. Demon niosący ze sobą przekleństwo. Kolejną karę za złamane słowo. Wystarczyło jedno ugryzienie. Następne, co pamięta to krew własnej rodziny na swoich rękach. Żona, potomstwo, inni służący. Porzucony w zamku urządził im prawdziwą rzeź. To jednak był dopiero początek jego pokuty. Doniesiono na niego kościołowi, z pierwszymi promieniami słońca u bram pojawili się inkwizytorzy. Śmierć byłaby jednak zbyt łaskawym wymiarem kawy. On został potępiony by błąkać się po świecie przez całą wieczność, nigdy nie zaznając spokoju za złamanie przysięgi.
Podziemia, XVIII wiek
Jako czempion swojego klanu był świadkiem naprawdę wielkiego okrucieństwa oraz ludzkiej krzywdy. Zawsze uważał, że robił wszystko w imię jedynego, prawdziwego boga, a wszystkie winy zostaną mu przebaczone u perłowych bram. Kościół zawsze był dla niego schronieniem, ostoją, gdy burza w jego głowie stawała się nie do zniesienia. Zaznawał tam spokoju, rozgrzeszenia, miłości bliźniego. Był winien naprawdę wielkiego cierpienia, aczkolwiek to, czego doświadczył z rąk inkwizycji nie potrafił nawet nazwać. Ta skala okrucieństwa, barbarzyństwa i chorej satysfakcji, jaką czerpali z jego cierpienia... Było to coś, czego nie spotkał w całym swoim życiu. Nie był w stanie uwierzyć, że są to ludzie wierzący w tego samego Boga, którego znał on. Był przetrzymywany w najgorszych lochach. Był karmiony tylko tyle by mógł przeżyć i się zregenerować. Eksperymentowano na nim. Nie było niczego, co mogliby spróbować z niego wyciągnąć. Służył im za testy do nowych broni, których mogliby użyć w walce z wampirami. Tak, dopiero w tych latach dowiedział się czym tak naprawdę teraz jest. Demonem nocy, przeklętym, który nigdy już nie zobaczy słońca. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Często go przenoszono. Nie wiedział też jak długo to wszystko trwało, wszystko zlewało się w jedno.
Islandia XVIII/XIX wiek
Nie liczył dni ani godzin, nie był w stanie. Wiedział jedynie, że w tym lochu, który nie był tle lochem, co piwnicą, spędzał już dobrych kilka lat. Tortury również ustały, a on czekał po prostu na dzień w którym jego oprawcy stwierdzą, że nie jest już potrzebny. Nie walczył z tym. Miał kryzys wiary. Nie był w stanie pojąć, że Ci pobożni ludzie mogą być tak okrutni, jak również tego, że Bóg pozwala na takie okrucieństwa względem jego osoby, które ciągną się przez dekady. Miał być miłosierny, czy już nie wystarczająco wycierpiał za swoje grzechy? Za grzech miłości? Wierzył tylko w to, że jest przeklęty i czekają go piekielne bramy. Karmiony raz na kilka dni był ledwo żywy, nie stawiał żadnego oporu. Wtem, znikąd pojawił się on. Mężczyzna silniejszy od wszystkich, których napotkał na swojej drodze. Wyzwolił go i gdyby nie stracił swojej wiary byłby w stanie uwierzyć, że to w końcu anioł stróż przypomniał sobie o jego istnieniu. Nic bardziej mylnego. Mężczyzna był dość opryskliwy jak na jego gust, przypominał mu trochę ludzi z którymi kiedyś walczył. Miał wokół siebie aurę wojownika. Czempiona, jak niegdyś on. Był bezpośredni, czasami zabawny, lecz od początku stawiał na to, że nie zostaną przyjaciółmi. Niemniej Archibald w swojej wdzięczności oraz mając nadzieję na odkupienie swoich win złożył mu taką samą przysięgę jak dekady temu. Stawi się na jego wezwanie i oczyści swoje imię by mógł sczeznąć w spokoju. Jak się później okazało znajdowali się w Islandii. Świetnym miejscu jeśli chciało się uwięzić wampira. Pożywienia jest mało, a długie dni sprawiają, że daleko by nie zaszedł. Marcus, bo tak wilkołakowi było na imię, nauczył go wszystkiego, czego musiał wiedzieć o swoim żywocie, a po pewnym czasie po prostu poszli w swoją stronę.
Podróże, XIX/XX wiek
Za rekomendacją swojego wybawiciela następne kroki skierował na Skandynawię. Miejsce, gdzie noce były dość długie, a widoki, cóż... Zapierały dech w piersi. Sprzyjały kontemplacji i odnalezieniu samego siebie. Podobno czas leczył rany, jednakże te, które zadano jemu były zbyt rozległe. Całe dekady spędził na uczeniu się swojej nowej natury, przekonaniu się do tego, że przynajmniej ta część jego nowego życia nie jest przekleństwem. Bo przeklęty został by nigdy nie zaznać godnej śmierci oraz pochówku, jednak wampiryzm... Był czymś innym. Chorobą, która go toczyła. Wiara w boga nauczyła go jednego. Oko za oko, ząb za ząb. Wiele lat spędził na śledzeniu swoich oprawców. Inkwizycja chwilowo przestała być problemem, wiele osób przeszło w cywilne funkcje, mógł we względnym spokoju polować na tych katów. Gdy ostatni wyzionął żywota zaznał w końcu względnego spokoju. Osiedlił się na powrót w Szkocji zakładając tam, bardzo wtedy lukratywny i popularny, biznes alkoholowy. Szkocka whisky stawała się coraz bardziej popularna, a on znał kilka bardzo unikatowych dla swojego regionu receptur. Swój majątek przeznaczył w dużej części na odbudowanie zamku głowy klanu, który go przeklął wierząc, że w ten sposób chociaż w pewien sposób zadośćuczyni złamanego słowa. Całą resztę natomiast... Przeznaczał również na oddawanie lokalnej społeczności. Jest przynajmniej kilka grantów oraz programów jego imienia dla dzieciaków z biednych domów.
Francja XX wiek
Po drugiej wojnie światowej Francja stała się wielkim rynkiem zbytu dla jego towarów. Spędził tam kilka długich dekad podróżując, budując nowe relacje, nawet inwestując w kilka z ich pomysłów, jak winiarnie. Na swojej drodze przez wieki spotkał wiele twarzy, jednak to jedna, którą znalazł w pewnej ciemnej uliczce, sprawiła, że zabrakło mu powietrza. Jego Ailsa. Wygląda wręcz identycznie. Tylko, że to nie mogła być ona. Tamta zmarła wieki temu i była to jego wina. Tę... Tę mógł uratować. Nie potrafił odmówić tej twarzy proszącej go o życie. Nigdy nie pragnął sprawić komuś tego samego losu, tej choroby, która go toczyła, lecz może była to jego szansa na odkupienie swoich win? Danie drugiego życia tam, gdzie zostało ono odebrane? Przemienił ją. Bogowie dopomóżcie mu, ale zrobił to. Gdy ona wracała do siebie, wytropił mężczyznę który jej to zrobił i wykorzystał wszystko, czego nauczył się w lochach inkwizycji by uczynić jego ostatnie chwilę piekłem. To morderstwo po dziś dzień nie zostało rozwiązane.
Ciężko było mu uczyć dziewczynę, która wyglądała jak miłość jego życia. Zwłaszcza ze świadomością, że nią nie jest. Czasami nie mogłyby być bardziej różne. Ailsa była raczej cicha i nieśmiała. Ta była pełna życia, radziła sobie z wampiryzmem o wiele lepiej niż on na początku. Aczkolwiek na jego usprawiedliwienie, jego nikt niczego nie nauczył. Spędził kilka dekad na doglądaniu jej rozwoju. Aklimatyzacji do nowych warunków. Zadbał również o to by niczego jej nie zabrakło kiedy przyszło mu zniknąć z jej życia. W końcu Marcus dał mu sygnał do wypełnienia swojej przysięgi, a on nie mógł zaprzepaścić tej szansy na odkupienie swoich win.
ciekawostki
- Kiedyś był bardzo bogobojny, dzisiaj natomiast gardzi wszystkimi religiami, a sam wierzy w coś na wzór karmy.
- Z charakteru jest raczej bucem. Mało kto może powiedzieć, że widział jak się uśmiecha. Ma swoje epizody depresyjne, które często kończą się małymi wybuchami agresji.
- Szkocki jest jego językiem ojczystym, a w stopniu komunikatywnym zna również Francuski, Norweski, Finlandzki oraz Niemiecki.
- Ubiera się zazwyczaj dość elegancko, chociaż zdarza mu się zarzucić na siebie coś bardziej na luzie.
- Właściciel największych destylarni w Highlands w Szkocji.
- Nie jest zbyt społeczny, zwłaszcza z wampirami, uważa ich rasę za chorobę. Pasożyty.
- Zdolny do dużej przemocy, jeśli zostanie wyprowadzony z równowagi.
- Jak na Szkota przystało, nie lubi Francuzów, a w Paryżu stawił się na wezwanie.
- Z charakteru jest raczej bucem. Mało kto może powiedzieć, że widział jak się uśmiecha. Ma swoje epizody depresyjne, które często kończą się małymi wybuchami agresji.
- Szkocki jest jego językiem ojczystym, a w stopniu komunikatywnym zna również Francuski, Norweski, Finlandzki oraz Niemiecki.
- Ubiera się zazwyczaj dość elegancko, chociaż zdarza mu się zarzucić na siebie coś bardziej na luzie.
- Właściciel największych destylarni w Highlands w Szkocji.
- Nie jest zbyt społeczny, zwłaszcza z wampirami, uważa ich rasę za chorobę. Pasożyty.
- Zdolny do dużej przemocy, jeśli zostanie wyprowadzony z równowagi.
- Jak na Szkota przystało, nie lubi Francuzów, a w Paryżu stawił się na wezwanie.