Liczba postów : 96
Why would you ever want to be like everyone else?
Sometimes its more peaceful, I guess.
25.10.2022, apartament śmiertelnego profesora w Paryżu
Bastien Laviscount, Marigold Dossett
Gniew wspinał się po wnętrznościach Marie. Zostawiał za sobą ciężar, który coraz trudniej było znosić. To samo tyczyło się głodu. Bolała ją każda sekunda spokoju; każdy brak reakcji. Stan, w jakim winna była trwać, żeby utrzymywać swoją tożsamość w zgodzie z przyjętymi ramami, zdawał się coraz trudniejszy w pielęgnowaniu. Już od jakiegoś czasu nachodziły ją pewne myśli, które nie pokrywały się z podniosłymi ideami, z postem, z żałosną potrzebą przestrzegania słowa Bożego. Nie, spowijała je chciwość oraz zwierzęce pragnienia, wszystkie przekleństwa, o jakich stale próbowała zapomnieć bez realnego sukcesu. Prawda była taka, iż nie potrafiła utożsamić się z piekielną torturą, wampiryzmem. Żyła wbrew prawom natury, udając że tak nie jest. Nie mogła istnieć ze sobą, świadomie przyznając, kim jest i czego potrzebuje. Osoba, za którą się miała, nie pokrywała się z czynami, do jakich popychał ją każdy najmniejszy pierwiastek w nieumarłym ciele. Była przerażona, iż głód powodował coraz większą obojętność. Nie miało znaczenia, ile miała lat i jak gorliwie próbowała testować swoje limity, utrzymując wstrzemięźliwość. Oczekiwała innych efektów, lecz zawsze kończyła tak samo. Jak głupie, kierowane instynktem zwierzę.
Naturalnie ponownie była naiwna na tyle, aby wierzyć w to, iż tym razem wszystko odbędzie się inaczej. W końcu on nie był taki jak inni. Rozumiał Marie, wspierał, zmuszał do kwestionowania rzeczywistości. Podejmował rozmowy, których ludzie nie mieli ochoty prowadzić, skupiając się na niewygodnych aspektach. Nieświadomie karmił szaleństwo wampirzycy, a ona myślała, że przerwała klątwę, wynikającą z potępienia. Uwierzyła, iż Bóg postawił na jej drodze niby lustro, pozwalające przejrzeć odbicie zmierzchu wszystkich uczuć, aby zrozumieć ich podstawę. Szanowała teologa, dlatego coraz mocniej ograniczała spożywanie krwi. Inspiracja wspólnymi, bogobojnymi konwersacjami pobudzała w niej dotąd nieznane pokłady siły. Każde spotkanie dawało Dossett osobliwą nadzieję. Nic więc dziwnego, iż odczuwała winę, gdy rozmawiała z nim, wciąż czując na języku charakterystyczny, metaliczny posmak. Uważała, że jej słowa nie mają znaczenia oraz wartości, jeżeli jest syta; jeżeli stosuje kanibalistyczne obyczaje.
Coraz częstsze dyskusje nasilały głód.
Chciała przy nim cierpieć, być sprawiedliwa. Pragnęła pozostać silną aż do końca, jednak była wykończona, podświadomie tęskniąc za grzechem. Wkraczała na nową płaszczyznę rozumienia głodu, a także myślała, że jest silniejsza od własnej natury. Była zmotywowana do znalezienia alternatyw, do przezwyciężenia tęsknoty za ludzką krwią… i może pozostałaby w tak wzniosłym stanie, gdyby nie własne ograniczenia. Z perspektywy czasu nie była w stanie stwierdzić, co dokładnie ją sprowokowało. Oczywiście tłumaczyła się głodem, ale wiedziała, że nie było to tylko pragnienie. Moment, w którym straciła kontrolę był niby znalezienie ostatniego elementu do układanki – satysfakcjonujący.
W pełni zaufała bestialstwu, rozwarstwiając ofiarę. Nie napoiła się przez dobre kilka minut zatapiania długich paznokci w ciepłym ciele, brudząc jasne ubrania. Mogłoby się wydawać, że nigdy nie chodziło o zaspokojenie głodu. Widać to było po ekscytacji skumulowanej w każdej komórce jej bytu, frywolnym rozsmarowywaniu gorącej czerwieni po jasnej, zimnej skórze czy chociażby fascynacji bezczelnie wymalowanej na twarzy. Chciała odwrócić wzrok, ale nie mogła. Marigold miała dziwne wrażenie, iż mężczyzna jeszcze oddychał, ale… przecież to było niemożliwe. Był zmasakrowany.
Zatopiwszy kły w profesorze, poczuła wolność.
_________________
Kill everyone now. Condone first degree murder.
Advocate cannibalism.
Eat shit.