Tu cherches quoi, rencontrer la mort?

3 posters

Go down

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633
Trzymała nienaganny fason do czasu; konkretnie do tego momentu, gdy dostrzegła przypadkiem, jak ubrana na złoto Azjatka, błyszcząca niby brokatowa bombka choinkowa wyjęta zbyt wcześnie z kartonu na strychu, spoufala się z gospodarzem bankietu i składa pocałunek na jego policzku.
Wtedy też ich spojrzenia się spotkały. Constanza widziała ten moment, jak Sahak łowił za nią wzrokiem w tłumie, jak stężał momentalnie, gdy naruszono jego przestrzeń osobistą. Potem Silvan obrócił nią energicznie i wampirzyca już nie widziała, co stało się dalej, ale nie mogła powstrzymać rumieńca wpełzającego na twarz. Musiała wziąć się w garść, pohamować zaborczość, jaka rozgorzała w niej z niespodziewaną siłą.
Jej spokój został już jednak naruszony, w murach pojawiło się pęknięcie. Plan A nie wypalił. Może nie musiała wcale tak długo czekać i czaić się, a wziąć wodze w swoje ręce i uderzyć otwarcie. Przecież i tak zamierzała doprowadzić do konfrontacji, kwestią pod debatę był jedynie moment i okoliczności. Gdyby zamierzała się chować, jak dzieciak pod maminym fartuchem nie przymierzając - po prostu odrzuciłaby zaproszenie i nie postawiła stopy w domenie Scalettich. Ale Narine Margaryan nie była tchórzem. Nigdy.
I Tigran doskonale o tym wiedział.
Zmieniła taktykę. Zamiast udawać obojętną i oglądać się wokół pozornie niedbale, wybrała wyzwanie. Odszukała Sahaka spojrzeniem czarnych oczu i już nie odpuściła. Nie odwróciła wzroku. Wypalała w jego sylwetce i na jego twarzy dziury skupioną wiązką myśli, poddając mężczyznę przedostatniemu sprawdzianowi woli.


@Sahak Darbinyan
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Gdy zobaczył na liście potwierdzonych gości Constanzę, zmroziło go, jakby ponownie dotknęła swoją dłonią jego czoła, tak zimną w porównaniu do niego, jakby sprawdzając, czy nie ma gorączki, jak wtedy w Stambule. Wszył się więc w smoking, dbając o pozór w każdej chwili przyjęcia, sekundzie, którą odmierzał jego ulubiony, nakręcany zegarek z dewizką, pozostawiony… gdzieś. Nagle zapach, na który sam siebie skazał, zdał się zbyt słodki, zbyt intensywny. Przecież nawet nie podeszła, pewnie nawet nie używała już tych samych perfum.
W trakcie rozmowy czuł spojrzenie na sobie, gorące, wypalające się na jego skórze, a gdy poszukał, natrafił na znajomą mu świętą ciemność. Czego nie można powiedzieć, zostanie wypłakane, prawiła Safona w swoich wierszach, lecz pomiędzy nimi, w blasku brokatu na podłodze, zagubionych drobinek szkła i oparach perfum innych gości, brzmiała cisza, jak moment przed tym, nim kieliszek Sahaka rozbił się o posadzkę.
Organizm, gdy utknie w trybie przetrwania, skupia swoją całą energię na zwalczaniu niewidocznych i widocznych nieprzyjaciół, nie zostawiając miejsca na łagodność, troskę i miłość. Oznacza to, że tak długo, jak uzbrajamy się przeciwko atakom, wznosimy bariery, tak odcinamy się od najbliższych, tracimy możliwość wyobraźni, planowania, zabawy. Utrzymał spojrzenie, z żelazną maską bezuczuciowości. Nie nawiązał z nią żadnego innego kontaktu. Nie skinął jej głową, nie uniósł w jej stronę kieliszka. W oczach Tigrana lśniła hardość. Usta jednak nie ułożyły się w aroganckie wygięcie dumy, raczej ostrzeżenie. Nie podchodź. Nie zbliżaj się. Zrób krok w tył.
Była tylko wojna, pozorny spokój na twarzy, lekko uniesiona jednak brew i nawałnica wewnątrz, którą tylko poruszyły pierwsze nuty tanga.

@Constanza


_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633
Kości losu wskazały na niego trzy razy. Za każdym razem uparcie, niezmiennie ten sam wynik. Mawia się, że do trzech razy sztuka, potem warto jednak pójść po rozum do głowy, zamiast uparcie walić nią o mur, lecz w ich  wypadku było to nieco bardziej skomplikowane: mieli niedokończone sprawy.
Z każdym odejściem Sahak systematycznie pozostawiał po sobie gorsze i gorsze spustoszenie; posępne ruiny straszące szkieletami spalonych mostów i wspomnień porzuconych na pastwę żalu, hymny pochwalne minionych świetlistych czasów. Z pierwszymi dwoma razami Narine musiała się pogodzić, ponieważ nie miała wyjścia. Była wtedy bardzo młoda, szybko uwierzyła, że Tigran jej nie chciał, a potem – że zginął. Próbowała ułożyć sobie życie mimo to.
Jak jednak chować się przed czymś, co uparcie nie chce odejść?
Patrząc na niego nieustępliwie i nie przerywając, nawet gdy tuż przed twarzą przechodziła jej obsługa i śmigały tańczące pary, Constanza przepłukała usta szampanem, zostawiając przy tym na szkle ślad szminki. Po tym odłożyła kieliszek na stół, gniewnie, ze stukiem, jakby ten dźwięk miał być jej kotłem wojennym, wystrzałem sygnalizującym czas startu.
Czy to znaczyło, że przyjął jej wyzwanie? Doskonale.
Może przynajmniej tym razem będzie mężczyzną i przestanie wreszcie uciekać.  

Wyprostowała się dumnie, przeprosiła na chwilę Adrienne i ruszyła w jego stronę, stawiając kroki w rytm tanga. Zbliżała się, kołysząc spódnicą jak zasłoną nocy, z piersią falującą od nerwowego oddechu. Im bliżej siebie byli, tym mocniej dwie pary ciemnych otchłani ścierały się ze sobą pomiędzy niczego nieświadomymi gośćmi.


@Sahak Darbinyan
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Chciał być skalnym murem, o który się odbije, wody jej jestestwa rozprysną  w jej złości i wrócą do oceanu, nadal gniewne. Porzuci myśl o zburzeniu tej bariery i zostawi go w jego skalnym klasztorze Khor Virap, daleko od jej miękkich, słonych wód, jedynie z ostrzami górskich szczytów wampirzych kłów. Zębiska bestii i onyksowe spojrzenie, które jakby zapomniało o wszystkim, czego było udziałem. Jakby potwór kryjący się w jego szponach zapomniał jej imienia.
Głupia, głupia dziewucha.
Znał jej twarz lepiej niż swoją. Zacisnął szczękę, co ukryła mnisia broda, uniósł jedną wargę w górę. Odejdź, nie zbliżaj się do mnie, mówiły jego oczy. Nie tutaj, nie przy wszystkich, nie rzucaj mi tego wyzwania. Było to jak włożenie w jego rany gorejących ostrzy. Wiedziała przecież dokładnie, gdzie są stygmaty darowane przez Theotokos, jak naznaczyła go ciemność. Nadal patrzył. Wypił do końca wina, odstawił je kelnerowi na tackę. Nie spuszczał z niej wzroku. Całkowicie zakryta przed niechcianymi spojrzeniami fałdami materiału, ale przecież on wiedział, znał ją. Widział rytm jej gestów, obserwował ją jak kobra w trawie, czyhająca, aby ukąsić łydkę tańcującej panny.
Trwał w miejscu, wiolonczela rozbrzmiewała za jego plecami i słyszał tylko bicie swojego serca i jego pragnienie, aby nie zdradzało go. Ale ona znała jego. Już jako młoda dzierlatka zanurzyła swoje palce w jego klatce piersiowej i pożarła je, śmiejąc się znad wianków kwietnych, które mu podarowała. Oboje byli dziećmi, wtedy, a już zadrapali się kłamstwem, które jątrzyło w ich życia. Nie potrzebował głębokiego wdechu.
Nie zadał pytania, nie przeprosił, nie poprosił o taniec.
Zrobił krok w jej stronę i kolejny. Jego twarz wykrzywiał wyraz agresji. Uciekaj, zabierz swoją odwagę, uciekaj. Twój książę z bajki jest tylko przebierańcem, wilkiem, którego brudne łapska ubrudzą twoją sukienkę. Uciekaj więc. Jeszcze krok, bardziej rytmiczny. Chciała tanga, niech tak będzie. Wyciągnął rękę w jej stronę, a jeśli ją ujęła, przyciągnął ją gwałtownie do siebie, dłoń sama znalazła miejsce na kibici, policzek niemal przytulił do jej skroni. Powolny wydech połaskotał jej ucho, zabrzęczała jej tiara.
Pachniał Narine, chociaż nie powinien.

@Constanza

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Oczy czarne jak noc, jak tusz, jak surowe, nieoszlifowane obsydiany. Pożerające wszelkie światło i wszelką materię. Niczym kosmiczna próżnia, w której spoczywały odległe ciała niebieskie — w nich zamknięty był cały wszechświat. Jej wszechświat. Patrząc w tę gniewną nicość Constanza nie czuła strachu. Nie bała się niewiadomych; raczej perspektywa odnalezienia tego, czego nikt jeszcze wcześniej nie znalazł, uskrzydlała ją i dodawała kurażu. Co byłby z niej za naukowiec, gdyby nie była ciekawska i uparta jak oślica?
Dobrze. Walcz ze mną. Broń się.
Dłoń w gładkiej, czarnej rękawiczce bez chwili wahania spoczęła w jego ręce, ścisnąwszy mocno jak imadło. Przylgnęła ciasno, fala pierwszy raz uderzyła o skałę. Ten ruch miękko wyrwał z piersi Renaty krótkie westchnienie, po którym nabrała głęboko powietrza, rozpoznając nuty swoich starych perfum, zmieszane z jego własnym, upajającym zapachem. Zadarła lekko głowę, gęsty zarost udrapał ją w skroń i kość policzkową tuż pod ozdobnymi paciorkami. Chłodny powiew jej oddechu owionął jego szyję.
Pierwsze kroki były posuwiste, naśladujące niskie tony wiolonczeli. Constanza nie miała na sobie sukni odpowiedniej do tańczenia tanga; jej nogi zbyt mało wyeksponowane, haftowana tkanina zakrywała drobne kroki, dodając jej płynności, jakby kobieta sunęła w powietrzu nad parkietem. Dopiero gdy smyczki weszły na wyższe tony, poczyniła ruch bardziej zauważalny: kolano Constanzy znalazło się pomiędzy nogami Sahaka i kobieta szarpnęła energicznie w bok, zmuszając je do rozstawu.
Wtedy też odsunęła się na kilka cali i spojrzała mu w twarz butnie. Znam cię, bestio. Zajrzałam ci pod skórę. Już jesteś moją częścią, gnieździsz się kłębami mroku w piwnicach mojego umysłu, na wstrętnych moczarach mojej duszy. Ta okrutna twarz przyprawiała ją o dreszcze. Święty, mówili o nim, a dla niej miał tylko usta wykrzywione w zimnej furii. Bezczelne spojrzenie Renaty ześlizgnęło się na nie z rozmysłem, zawisło na nich lepko niby słodka melasa, a po chwili znów wróciło ku górze, siłować się z ciemnością na nieustraszoność. Zmieniła kierunek tańca, poprowadziła w przeciwną stronę, dopasowując energiczne, zuchwałe ruchy ramion do płomiennych nut orkiestry.
Mógł oszukiwać sam siebie, stary głupiec, ale nie wybrałby jej przecież, gdyby była cicha i pokorna.


@Sahak Darbinyan
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Sala balowa rozpłynęła się. Była tylko czerń. Tak wielu mówiło, że spadające gwiazdy spełniają życzenia, jednak jego marzeniem była nieskończona ciemność dookoła płonących perseid. Próżnia wszechświata, łagodna i śmiertelnie niebezpieczna. Nie do ogarnięcia ludzkim rozumem.
Zmienili ręce, kroki podążyły w drugą stronę, nieco bardziej posuwiste kroki tanga balowego, unoszące spódnicę Constanzy. Nie poruszali jednak głowami w sztywnej ramie zasad układu, wpatrzeni w siebie, jakby zaraz dookoła miało zapłonąć piekło, zawyć syreny alarmowe, a ogień strawi wszystkich wkoło. Niemal jakby pragnęli wywołać tę iskrę, która złapie kurtyny i pożre materię świata, wykrzesać ją obcasami, na chwilę zawiniętymi razem, gdy przysunęły się ich czoła do siebie, a reszta ciała lekko odgięła, jak odwrócone magnesy.
Lekko przyspieszony oddech opowiadał szeptem o tym, co było jego winą, o egzystencji spragnionej tego płomienia. Wszystko w jego życiu rozpoczynało się od pożaru.
Byli zbyt blisko, powietrze napełnione zapachem szampana i agresji mieszało się jeszcze z czymś innym, mniej pierwotnym. Każdy krok był krokiem o władzę i kontrolę. I chociaż cały czas jego spojrzenie mówiło, że ma odejść, zostawić go na parkiecie, gdy się obchodzili, ledwie się dotykając i znów przyciągnęli, a jego postawa groziła jej swoją butą, już nie chciał jej puszczać.
Pozwolił się podpuścić lwicy i miał świadomość, że będzie tego bardzo żałował.
Obrócił ją gwałtownie i zatrzymał, gdy była plecami do niego, położył swoją dłoń na jej brzuchu, władczo, jakby nakazywał jej zostać, ale też i odejść, spoglądać na wszystko, co może iść w zatracenie. Zerwał ich spojrzenia, ale całym ciałem nadal trwał przy niej, podążając za nią krokami w przód, przylegając do niej, jak cień, mrok wiecznego życia, dotykając policzkiem jej skroni, płacząc się w fałdach jej sukni.
Może nie grali z losem tylko z samymi sobą.

@Constanza

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633
Oparci o siebie czołami, wykonywali idealnie zsynchronizowane, lustrzane ruchy, wymieniając między sobą oddechy pachnące reminescencją lata, słodyczą truskawek i cierpkością kawy. Nicea, Palermo, Hawana, Aleksandria, Surat - mieli bez liku takich wspomnień. Suknia załopotała przy zamaszystym obrocie i obiła się falbanami z szelestem o kolana Sahaka, na chwilę otulając go trenem. We włosach Renaty skryły się nuty śliwek oraz ciężki, ponętny czarny rum.
Nikt nie mógł dostrzec, jak kobieta wstrzymała oddech, kiedy Sahak tak gwałtownie objął ją w żebrach. To był ten moment, w którym dotkliwie zdała sobie sprawę, jak bardzo jej tego brakuje, jak bardzo chciałaby po prostu oprzeć głowę o jego szyję i tak już zostać, kołysząc się tylko miarowo z lewa na prawo. Obcasy krzesały iskry, lecz ona nie chciała nowych pożarów, kolejnych zgliszczy. Jedyne, czego pragnęła i po co właściwie tutaj przyszła, to żeby wydobyć znajome formy z nieprzeniknionej ciemności, po wpół-omacku przejść znajomą trasę labiryntu i upewnić się, że ich ogień, ten, który gorzał od ponad trzystu lat, nadal płonął w palenisku jego ducha.
Bo w jej własnym nigdy nie przestał. Narine chroniła ten płomień przed wiatrem i deszczem, wytrwale dmuchała w żar błyskający czerwienią między popiołami. I czekała. Czekała, aż Tigran opamięta się we własnym lęku i wróci do jej ogniska.
Dom na ciebie czeka, chciała mu powiedzieć, noce bez ciebie są zbyt jasne. Lecz przecież to nie był czas na słowa, teraz był czas na wojnę. Zamiast mówić cokolwiek, pokazywała mu ciałem, spojrzeniem i oddechem to, czego nikt poza nim nie rozumiał. Przywiązanie i pokusa, lojalność pod woalem wyzwania, pojedynek o respekt. Przesunęła czule dłonią wzdłuż przedramienia mężczyzny. Ruch był powolny, zmysłowy, ale Renata zakończyła go niespodziewanym, gniewnym zrywem. Zanim wyplotła się z objęć szybkim obrotem, podstępnie chwyciła za poszetkę w przedniej kieszeni smokingu Sahaka i zawirowała w tył, jedną ręką nadal złączona z mężczyzną jak na smyczy, podczas gdy druga, ta trzymająca apaszkę pachnącą piankami, zamaszyście wystrzeliła w górę, ciągnąc za sobą zwiewną chustkę jak ogon komety. Szarfa rozłożyła się w powietrzu, zataczając efektowny półokrąg.
Po tym kroku Renata pozwoliła na powrót przyciągnąć się i zamknąć w ciasnym uścisku, a przy okazji niezwykle ostentacyjnie zaciągnęła się zapachem apaszki, impertynencko spoglądając Sahakowi w oczy. Wiem, co robisz, mówiło jej spojrzenie.
Tango, nawet pomiędzy dwojgiem obcych sobie istot, powinno być ognistą grą pozorów, lecz oni znali się zbyt długo, by pomylić swoje intencje. Tigran wiedział, co Narine próbuje uskutecznić, a i ona teraz nabrała pewności: żar nadal żywo się tlił.


@Sahak Darbinyan
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Chociaż Tańcz ze mną, ku twemu pięknu, przy wtórze ognistych skrzypiec, śpiewał dawno temu dawno temu Leonard Cohen z trzeszczącego nieco gramofonu, już wtedy starodawnego, w ciepły wieczór w ich mieszkaniu, teraz on słyszał ten zachrypnięty głos ponad Liberatango, słowa przynoszące ból duszy, zwłaszcza w jej obecności. Utwór bolał bardziej, niż każda z jego blizn, srebrzystości, Narine zostawiała je dużo głębiej. On skrwawił ją zbytnio, by słowa nie niosły za sobą uczucia zakończenia. Czy rzeczywiście tańczyli do kresu miłości? Czy gdy ich dłonie się rozłączą, będzie jeszcze cokolwiek?
Miał wrażenie, że wtedy świat zniknie.
Wtedy, tak dano temu, towarzyszył im śmiech, gdy sąsiad zaczął walić w ścianę, że mają ściszyć muzykę. Tańcz ze mną pośród szaleństwa, dopóki się nie pozbieram, tak więc tańczył z nią znajome kroki, które pokazała mu tak dawno temu. Z wyrwanym krwawym sercem z piersi, które wciąż biło, krwawiło jedwabiem etnicznych wzorów na jej nadgarstku, apaszką w jej dłoni, przycisnął ją na nowo do siebie, aż musiała się na niego przechylić, oprzeć całą długością ciała. Przyłożył policzek do jej czoła, prawie jak w pocałunku błogosławiącym umarłych, ciągnąc jej stopy po podłodze, cofając się, jakby dawał jej czułe oparcie swojego istnienia w nieśmiertelnej wieczności, jak ostatnie pożegnanie.
I znów powrót do ramy, tańczyli dookoła sali, jak dookoła ikony podczas zaślubin, ich dłonie splecione na czerwieni, jak krew, która ich łączyła, jak małżeńska chusta, w prawosławnej bieli, zmoczona przelaną przez nich posoką, którą kapłan zawiązuje na dłoniach nowożeńców.
Zbezczeszczona.
Znów nie spuszczał z niej spojrzenia, już widziała, jak żar przyobleka jego spojrzenie, jak wtedy, gdy witała go jego nazwiskiem, jakby nie przybyli wspólnie na dane spotkanie, jakby nuty jej perfum nie oblepiały go zawsze dziwnym zbiegiem okoliczności, ukryte tylko lekko pod dymem papierosowym. Tym razem nie ukrywał słodkich zapachów, a przecież nie przyszli razem. Obrócił ją znów gwałtownie, jakby zrywał to połączenie. Odejdź, odejdź, przecież znasz moje grzechy. Jak na potwierdzenie, odgiął ją w kuszeniu wampira, jej plecy znalazły się niemal poziomo, trzymane jego pewnym uchwytem, eksponując szyją. Nie pochylił się nad nią, nie dotknął ukrytej pod kołnierzem tętnicy. Nie wódź nas na pokuszenie, ale zbaw nas ode złego, amen.
Kolejne przyciągnięcie. Bez słów, tylko gesty, rama tanga, kroki bez liczenia, elektryzujące wspomnienia i przyspieszający oddech. Publicznie nie tańczyli wspólnie, nie robili tego nigdy, a jednak dał jej się sprowokować i nie oddał prowadzenia. Zmagali się o kontrolę. O ten płomień.
Dotykaj mnie nieosłoniętą dłonią, dotykaj mnie rękawiczką, tańcz ze mną aż po kres miłości.
@Constanza

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Nie będzie kresu miłości, będzie po prostu kres. Albo twój, albo mój… innego końca świata nie będzie.
Nawet przez zdobne tkaniny jej kreacji Sahak mógł wyczuć, że gdy zawisła wyprężona na jego ramieniu, Narine zesztywniała raptownie, zupełnie jakby się zlękła, że partner zechce jednak upuścić ją na podłogę dla żartu. On musiał wiedzieć, że nie chodziło o to. Kobieta nie zmieniła jednak pozy, na kilka przedłużających się sekund zdana na jego łaskę, z odchyloną do tyłu głową niby ofiara z białego jagniątka. Szeroko otwarte oczy celowały gdzieś w nieokreśloną przestrzeń pomiędzy tańczącymi wampirami, puste i twarde. Odetchnęła głęboko. Napięte jak postronki węzły mięśni rozluźniły się pod dłonią Sahaka, wspomnienia doznanej krzywdy spętane łańcuchem, ujarzmione siłą woli.
Innego końca świata nie będzie…
I tak chodzili po tym świecie zbyt długo. Nikt nie powinien tyle istnieć. Przeżyte lata, zamiast dodawać rozsądku, najwyraźniej go odbierały, dekada za dekadą. Zobacz, moje demony nie chcą istnieć bez twoich, nawet w zmiennym tempie tańca, raz posuwistym, buduarowym, to znów eksplozywnym w swym temperamencie poruszali się zgodnie, jak jeden organizm, jakby jedno było zaledwie przedłużeniem drugiego. Obserwując z boku, można było odnieść wrażenie, że ćwiczyli wspólnie ten układ godzinami — a przecież nic bardziej mylnego. Obroty i zsynchronizowane wykroki, szarpnięcia bioder, nawet ten moment, gdy Sahak lekko podniósł Constanzę w powietrze przy obrocie i zakręcił nią okrąg, jakby była jego magiczną tarczą, zaklęciem ochronnym, wszystko to było wyłącznie dziełem pasji i zawziętości w tym, by nie pozwolić zdusić ognia. Czarna suknia znów rozłożyła się szeroko jak przekwitający kwiat, wampirzyca w kilku krokach znalazła się za partnerem, wsunęła ręce pod jego ramiona, objęła tors i przytuliła się — owszem, nie oparła, nie ledwie dotknęła: przytuliła się — rozpaczliwie do jego łopatek. Teraz on mógł udawać, jeśli chciał, że odchodzi, ciągnąć ją za sobą, ona zaś wykorzystała swoją apaszkę jako rekwizyt i rozpięła ją między ściśniętymi pięściami jak sznur, zamykając Sahaka w swoim objęciu.
Czy nie rozumiesz? Ona wykonała swój ruch. Całą swoją wolę składała w jego rękach, do niego należała decyzja, co z nią zrobi. Czy naprawdę, szczerze, między nim  a Theotokos i w obliczu wszystkich gwiazd, życzył sobie rzucić to wszystko na wieczne zatracenie? Naprawdę chciał nakarmić nimi pustkę?
To nie był zwykły taniec. To było ultimatum.


@Sahak Darbinyan
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Czuł w ustach żelazo, gorycz i kwaśny smak jeszcze ciepłego chleba, którym się podzieliła z nim pod rozłożystym krzewem pigwy, kwitnącym w koralowym odcieniu różu. Wtedy jej wargi miały podobny kolor, przez maliny, a jego policzki, jeszcze gładkie, bez zarostu, paliły żywym ogniem. I ten ogień miał towarzyszyć mu całe życie. A później wszechmiar śmierci, który przemierzał. W krokach tanga malował życie w ciemnościach. Straceńczy pęd za jej cieniem w Armeńskich osadach i ból niedowierzania, gdy lampa olejowa oświetliła tak znaną twarz.
Wspomnienia powinny dawno umrzeć, bo oni powinni rozsypać się w pył wieki temu.
Prawie odszedł, na parkiecie miała możliwość go zatrzymać. Teraz on spoglądał na listę swoich błędów, gotów upaść na kolana tylko dlatego, że ułożyła swoje ciało do jego. Chłód jej kończyn, bezlitosne, powolne serce, skóra, którą chciał ogrzewać ponownie. Podpalić, jak tamte klasztorne mury, aby zapłonęła ciepłem pod jego dłońmi po raz wtóry.
Tak naprawdę jednak chciał wrócić do początku, gdy zamykał oczy, otulony obecnością, zamknięty w uścisku apaszką, jak garotą, którą wystarczyło unieść wyżej, aby odebrać mu życie. Do tych słodkich malin i ciepłego chleba, aby w tej iskrze, która rozbłysła, gdy zetknęli się małymi palcami nad strumieniem i zahaczyli je o siebie, spalić to, co złe. Cały naddatek ich historii, wszystkie skrywane w ciągu życia uczucia, aby w końcu powiedzieć sobie prawdę.
Przesunął dłońmi po jej przedramionach, jakby chciał je rozłączyć. Zamiast tego obrócił się w tym uścisku na własnej osi, zacięta mina pozostała, lecz coś się zmieniło. Znów opowiadali historię, czoło do czoła, apaszka na jego karku — gilotyna, jego dłonie na jej talii. Nie spuszczał z niej wzroku. Z tych oczu, które śniły mu się za dnia, gdy marzył o Hayastańskim słońcu i tamtej polanie, gdzie skradli sobie niewinność.
Gwałtowny obrót, zerwanie reminiscencji. Znów ona przytulona plecami do niego. Jakby mniej wyrzutu. Kolejne kroki, do przodu, ku brzegowi parkietu i zerwanie połączenia. A gdy była już pół kroku od niego złapał ją za ramiona i znów wprawił ciężką spódnicę w wirowanie, aż Narine ułożyła się w jego ramionach, powrócili do początku.
Prosta rama, policzek przy jej skroni ozdobionej tiarą. Deklaracja miłości tylko dla niej, na oczach setki świadków.

@Constanza

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

W twardych spojrzeniach i ustach gniewnie zaciśniętych w wąskie kreski, pomiędzy szarpnięciami w obrotach a drżącymi oddechami otulającymi policzki i skronie w zbliżeniu, kryła się nie groźba finalności, a tkliwa obietnica, że jeszcze nic nie było stracone. Jeszcze nie było za późno. Może nie mogli już wrócić do samego początku, tamte niewinne dzieci z malachitowych wzgórz pomiędzy Ararat i Aragats dawno umarły. Ale przecież ich wspólne życie w nie-życiu nigdy nie było ponurą udręką. Mieli do czego wracać. Mogli wybrać dosłownie dowolny moment z osi czasu, na chybił trafił, a wybraliby dobrze. Jeden wypadek nie był w stanie posłać w niebyt ponad stu lat starannie pielęgnowanego szczęścia.
Ultimatum, tak, owszem – ostatnia próba wyciągnięcia serca na dłoni, ostatnie desperackie wołanie do bezpiecznej przystani, lecz bynajmniej nie dlatego, że na więcej Narine nie miała już siły. Nie. Dla niego miała jej bezmiar, mogłaby walczyć do ostatnich chwil świata i jeden dzień dłużej, podnosić się z krwawiących kolan, łapać śliskie wnętrzności w koszyk dłoni i wspinać się dalej po skalistych urwiskach. Upadać i wstawać bez końca.
A jednak dawała mu wybór. Kochała, więc uczciwie oferowała wolność, całkowicie – i z rozpaczą – licząc się z tym, że Tigran rzeczywiście mógł po nią sięgnąć, wybrać odosobnienie, tak jak już kiedyś uczynił. Tym razem na zawsze.
Czasami cierpienie było tylko zwykłym cierpieniem. Nie czyniło nikogo silniejszym, nie pomagało budować charakteru, nie hartowało ducha, nie służyło zwyczajnie niczemu. Było kompletnie bezsensowne. Tylko bolało, nic więcej. Tsavd tanem. Tsavd tanem, im sireli… Skazujesz się na cierpienie bez sensu. Pozwól mi to zabrać. Pozwól mi odpokutować. Odpuść mi moje własne grzechy.
I kiedy już zaczęła się zastanawiać, co też Sahak słyszał w tej ciszy pomiędzy nimi, on odwrócił się i uraczył ją tym spojrzeniem.
Wyraz twarzy Constanzy nie uległ zmianie, z perspektywy widzów pozostał tak samo pusty i nieobecny, jakby dusza już dawno opuściła ciało. Partner widział jednak, jak powieki kobiety najpierw rozwarły się odrobinę szerzej, jakby w niedowierzaniu, a potem zadrżały. Zrozumiała. Zamrugała. Zapiekły ją oczy, a przecież była w towarzystwie, nie mogła sobie pozwolić na rozmazany makijaż i nieprzyzwoite plotki.
Po kilku obrotach pomiędzy ramionami Sahaka Renata odwirowała na kilka metrów w kawałek pustej przestrzeni pomiędzy innymi tańczącymi parami i stanęła bokiem do mężczyzny, spoglądając na niego znad dumnie uniesionego ramienia. Na twarz Narine wróciła jakby nowa energia, nagle jej rumieńce przestały być jedynie cieniami zmęczenia podkreślonymi przez sztuczne oświetlenie Sali balowej, a dodały jej życia.
Suknia okręciła się wokół jej nóg z impetem, kobieta tupnęła dwa razy obcasem, a po tym, wachlując w powietrzu apaszką, wróciła do Sahaka. I on wyszedł jej naprzeciw, spotkali się w połowie drogi. Wpadła mu w ramiona, obydwoje zawirowali jak świat wokół swojej własnej osi i gdy wreszcie rozbrzmiały ostatnie nuty utworu a Libertango dobiegło końca, Sahak poderwał Constanzę przy ostatnim obrocie, wyrzucił jej nogi w powietrze i ukląkł na jedno kolano, asekurując kręgosłup wampirzycy miękkim objęciem.
Oplatając ramionami jego barki i czując pod plecami jego udo, Narine pomyślała, że Tigran zawisł nad nią jak księżyc i gwiazdy i nigdy, nigdy przenigdy nie chciałaby oglądać innego nieba, innego srebra niż to, które przetykało jego włosy, brwi i zarost. Pierś falowała jej w szybkim oddechu. Każdy coraz bardziej pogłębiał jątrzącą tęsknotę. W jego oczach krył się jej wszechświat.
Trwali w tej pozycji tylko kilka sekund, dopóki nie nastała cisza w orkiestrze i ktoś nie wyrwał się z brawami. Nie było żadnych słów, żadnego grzecznościowego – ani innego – pocałunku. Nie było nawet uśmiechu. Podźwignęli się z wzajemną pomocą, odstąpili od siebie na krok. Sahak poprawił poły oraz mankiety smokingu, a Constanza wygładziła suknię, odgarnęła rozwichrzone włosy z czoła i złożyła dłonie na brzuchu, elegancko odchylając łokcie na boki.
Podziękowali sobie sztywnym ukłonem.
W końcu tango było tylko piękną grą, panie i panowie.


[ KONIEC ]


milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 834
Post osadzony dzieje się po wszystkich wątkach na evencie: tych zakończonych i niedokończonych. Nie wpływa na zagrożenie życia postaci: jej jakąkolwiek krzywdę psychiczną czy fizyczną. Nie blokuje również bilokacji. Jest wyłącznie informacją, którą gracze mogą, ale nie muszą wykorzystać.

Zabawa trwała w najlepsze. Zarówno na górze jak i na dolnych poziomach obiektu toczyły się rozmowy, tańce i wszystko to, co aktualnie zajmowało umysł istot nadnaturalnych. Nic nie zwiastowało katastrofy, a rzeczone żelki i ciasteczka - stanowiły wyłącznie miły dodatek do całej zabawy: nikogo nie miały prawa otruć ani zaszkodzić w żaden inny sposób. Jedynym zaskoczeniem mogło być spięcie sieci elektrycznej, które doprowadziło do chwilowej, góra minutowej utraty prądu. Zgasły światła, nagłośnienie - wszystko co “żywiło” się energią elektryczną. Wtem po zaciemnionej sali rozszedł się odgłos - przypominał uderzenie tudzież upadek czegoś bądź kogoś na podłogę - dokładnie na główny parkiet, po którym tańczyli nadnaturalni – potem wrócił prąd.
Oczom wszystkich zebranych na sali głównej (balowej) miał ukazać się trupek: dla jednych człowiek nieznany, innych – przede wszystkim z rodu organizatorów bankietu: Tomas, prawa i lewa ręka samego Szczęściarza.
Ciało było pocięte w... Nazwijmy to finezyjny sposób: rana na szyi, wzdłuż rąk i na brzuchu. Całość przypominała rany tysiąca cięć. Niechlujnie rzucony mężczyzna wypuścił z dłoni coś na wzór klucza.
- Drogie Panie... Drodzy Panowie – Mili wszyscy! Radujcie się bankietem miast niszczyć moje dzieło! Niech to ciało będzie Wam przestrogą. Powiadam Wam: nie rujnujcie mojej sztuki, bo ja i tak ją dokończę! - w nagłośnieniu głównej sali – i zapewne tym na dole, z którego korzystał DJ, rozbrzmiał się donośny męski głos. Jego właściciela nigdzie nie było widać, ale kto wie - może był blisko? Ten sposób morderstwa i paranoja w głosie. Czy mógł to być morderca z Paryża? Czy w ten sposób sprawdziła się wiadomość, którą Sahak swego czasu wysłał do Szczęściarza?
Po przemowie głos umilkł. Wszystko tak jakby pojawiło się szybko i zniknęło szybko: wróciło do... Względnej normy z dodatkiem trupa?
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach