You are still here?

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Jego nowy model na życie w tym stuleciu znacząco odbiegał od tego, co robił do tej pory. Zazwyczaj ukrywał się pod przykrywką jakiegoś magnata z odległej krainy, który akurat postanowił ulokować swój majątek w firmie benefitującej w jakiś sposób lokalnej społeczności. Wtedy ludzie mieli o wiele mniejszą tendencję do zaglądania wilkołakowi w kartotekę. Później wystarczyło po kilkunastu latach sfingować śmierć, czy po prostu zwinąć interes i wyjechać z kraju i voila. Sekretna tożsamość była bezpieczna. Ludzie nie są tak mądrzy jak im się wydaje, a raczej mają zaledwie kilka naprawdę niesamowitych jednostek, które potrafią być jak pchła na tyłku. Przyssać się i nigdy nie puszczać. W swojej karierze miał już kilku takich reporterów, a nawet zwykłych osiedlowych kmiotków, którzy mieli za dużo czasu. Wtedy... Cóż... Musieli zginąć w tajemniczych okolicznościach razem z nim. W końcu wilkołak musi od czasu do czasu coś przetrącić. Zwłaszcza podczas pełni.
Po powrocie do Paryża postanowił jednak coś zmienić. Większość funduszy ulokować gdzieś na kajmanach czy innych rajach podatkowych i zacząć dość skromnie, od początku. Żyć jak jeden z normalnych ludzi, czytaj wilkołaków, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę. Od czasu do czasu trzeba trochę namieszać żeby nie zrobiło się kompletnie nudno. Dlatego też tutaj był po prostu właścicielem warsztatu, który całkiem nieźle prosperował, a przy okazji zatrudniał kilku futrzaków. Znów musiał w jakiś sposób oddawać lokalnej społeczności, a że te była wilkołacza, a nie ludzka... Tak wypadło. Sam natomiast nie pchał się już na żadne wyższe salony. Najął się jako protektor w jednym z lepiej prosperujących rodów i to mu w zupełności wystarczało. Mógł w dowolnym momencie upuszczać sobie pary, nie przejmować się tym, jak go widzą. To było bardzo oczyszczające.
Zazwyczaj robił jako ochrona dla tych bardziej ważnych członków watah, ale nie pogardził też eskortowaniem jakiejś wampirzycy do odebrania porodu. Co prawda nie rozumiał dlaczego nie mogła tego zrobić któraś z wilkołaczyc, ale nie musiał tego robić. Pomimo oglądania całego konfliktu raz z pierwszej ręki przez ostatnie wieki, nie czuł jakiejś większej niechęci do wampirów. Miał to szczęście, że nie zabiły mu wujka, ojca, syna, stryja... Za to jeden wilkołak właściwie zabił mu brata...
tereny wilkołaków nigdy nie sprzyjały dzieciom nocy, więc eskorta była obowiązkowa. Nikt mu raczej tutaj nie podskakuje, więc nie przewidywał żadnych kłopotów. Te jednak... Znalazły jego. Kiedy stał w umówionym miejscu przy wejściu na trasę widokową ubrany dość zwyczajnie ponieważ zaledwie w jakąś skórzaną kurtkę, biały tshirt oraz jeansy, zamarł kiedy jego oczy spoczęły na kobiecie, wampirzycy, której do tej pory starał się unikać. Zdawał sobie sprawę, że Flore przeżyła. Nie potrafił po prosty odejść i o wszystkim zapomnieć. Musiał się upewnić, że wszystko u niej w porządku i nie będzie jej niczego brakować. Doszły go słuchy, że podobnie jak on, przeszła na drugą stronę a do niedawna dzieliła ich wojenna przepaść. Teraz, widząc, że nie zmieniła się nawet o dzień, miał ochotę wiać. On, nieustraszony miał ochotę wziąć nogi za pas i zniknąć jak najszybciej ze względu na tę drobną kobietę. Momentalnie powróciły wszystkie wyrzuty sumienia, tamten felerny wieczór, który zaważył o życiu jego brata, a jej męża. Długowieczność potrafiła być cholernie paskudna.
W tej chwili nie było go stać na nic więcej jak patrzenie na nią z bliżej nieokreśloną mieszanką uczuć tańczącą w jego jasnych tęczówkach. Zupełnie jak słup soli.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
Ostatnie stulecie było dla Flore dziwne. Z jednej strony rewolucja (powtórka z rozrywki, ale tym razem w Rosji), konflikty zbrojne i zimna wojna, a z drugiej rozwój technologii, świata i właściwie wszystkiego. No i zmiana myślenia ludzi o tym, gdzie jest miejsce kobiety w społeczeństwie. I jeśli Flo miała być szczera sama ze sobą to cieszyła się z tych zmian wybitnie. W końcu nie musiała martwić się o to czy jakiś nawiedzony mężczyzna nie oskarży ją o czary i nie spłonie na stosie jak jej babka. Albo nie obudzi się kilka stóp pod ziemią z sierpem na szyi. Patrzenie na to jak kolejne przedstawicielki jej płci zostają mniej lub bardziej sławnymi naukowcami, lekarkami czy artystkami podnosiło ją na duchu.
Sama skorzystała z okazji i dokształciła się zostając lekarzem. Nie było jej to do niczego potrzebne, bo nie planowała zostać doktorem w szpitalu (wampirze cechy znacznie to utrudniały, nawet jeśli mogła panować nad łaknieniem i żądzą krwi), ale z drugiej strony: od dziesięcioleci pomagała ludziom. Zszywanie ran, drobne dolegliwości, zwalczanie mniej lub bardziej groźnych chorób - były stale obecne w jej życiu, więc pójście krok dalej wydawało się naturalne. Już nie mówiąc o tym, że głównie przez chęć do pomagania wyszła dawno temu za mąż za człowieka, który sprzedawał medykamenty. I które były jedną z przyczyn jego śmierci. Tak samo jak jej pielęgniarskie zapędy - jej przemiany.
Widocznie nie była jednak osobą, która uczy się na własnych błędach, bo czasem zdarzało jej się szaleć. Nie inaczej było w kwestii jej pobratymców i wilkołaków - ciąże były rzadkością, jednak się zdarzały. A akurat odbieranie porodów miała opanowane do perfekcji. Zwykle co prawda ograniczała się do terytorium wampirów albo neutralnego, ale wiedziała, że wilkołaczyce też mogą potrzebować jej pomocy. Tym bardziej jeśli jest się przyjaciółką jednej z nich. Nie musiała się długo zastanawiać zanim się zgodziła. Wiedziała tylko, że ktoś ma jej towarzyszyć. Nie żeby było to szczególnie dziwne: wampir wchodził na nieswoje tereny. Pakt paktem, ale lepiej było dmuchać na zimne i nie narażać się bardziej niż było to konieczne.
Ubrana w najwygodniejsze jeansy, luźny sweter i pierwszą lepszą kurtkę, jaką była w stanie znaleźć w szafie mogła działać.
Dotarła na miejsce i po zobaczeniu kto będzie jej towarzyszył skamieniała. Minęło tyle lat, a jego twarz wciąż była wyryta w jej pamięci jakby widziała ją wczoraj. Co prawda ubiór nie miał w sobie nic z XVIII wiecznej mody, ale na to najmniej zwracała uwagę. W jej sercu pojawiła się nadzieja i możliwe, że zalążek gniewu. Czy przez tyle lat udało im się unikać siebie nawzajem? A może to on unikał jej i odpowiedzialności nad dzieckiem albo wnukami? Nie wiedziała. I nie wiedziała czy chciałaby wiedzieć.
- Pierre? - zapytała w końcu odzyskując jako tako kontrolę nad samą sobą. Poród wilkołaczycy odszedł gdzieś na dalszy plan. Zresztą, czy ktoś mógł się dziwić? Przed nią stał ktoś wyglądający jak jej zaginiony ponad dwieście lat temu mąż. Wszelkie wspomnienia ich krótkiego związku uderzyły w nią falą i nie była zbyt pewna jak sobie z nimi poradzić. Może jednak długowieczność nie była aż taka zła?

@Garland Cerise

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Najwyraźniej oboje byli równie zaskoczeni swoim widokiem. Zamarli i żadne nie było w stanie poruszyć nawet mięśniem. Niczym łania w światłach reflektorów samochodowych. Oboje zobaczyli ducha, a Garland mógł sobie tylko pluć w brodę, że w swoim nowym nawyku przestał interesować się tym, kogo ma ochraniać, oprowadzać czy jaką mu tam robotę wybierali. Wtedy może raz jeszcze udałoby mu się uniknąć jedynej kobiety, której bał się na tym świecie. Nie zmieniła się. Na przestrzeni wieków dbał o to by ich drogi się nie zeszły. Zawsze starał się pozostawać przynajmniej w innym państwie. Nigdy w tym samym mieście, a nawet regionie. Tym razem... Opuścił gardę. Nie pomyślał. Nie przeszłoby mu przez myśl, że mogła zostać w mieście, które swego czasu odebrało jej tak wiele. Jeszcze więcej niż jemu.
Przez chwilę znów był w tamtej felernej uliczce, która odebrała mu brata, a jego okaleczyła na całe życie. Znów czuł swąd palącej się skóry, włosów. Raz jeszcze poczuł wbijające się w bok pazury swojej twórczyni, która nie zamierzała pozwolić na to by obaj bracia Cerise uszli z życiem. To jego wina, że go ze sobą zabrał. Jego, że nie wrócił tamtego dnia do domu. Wszystko spoczywało na jego barkach. Ciężar, którego już dawno nie czuł, powrócił ze zdwojoną siłą.
Nie miał pojęcia jak długo stał tam jak słup soli. Z karuzeli wspomnień wyrwał go jej miękki głos. Ten sam, którym raczyła jego brata, a on mógł nim jedynie cieszyć się w jego towarzystwie. Imię jego brata, choć popularne, było jak cios w wątrobę. To zawsze miał być on i gdyby zależało to od Garlanda, właśnie Pierre stałby dzisiaj na jego miejscu. Los jednak wybrał inaczej...
- Garland. - odpowiedział cicho przez zaciśnięte gardło - To tylko Garland. - nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy, nie po tym wszystkim.
Był teraz zupełnie do siebie niepodobny. Zarówno patrząc na to jak może go pamiętać kobieta, lecz również to jak dziś zachowywał się na co dzień. Z pewnego siebie, pociesznego wilkołaka został zredukowany do kajającego się kundla. A to wszystko za sprawą jej obecności.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59

Przez chwilę miała nadzieję, że to jednak on. Wspomnienia, które do niej napływały były raczej przyjemne. Widok ich córki w jego ramionach, spokojne wieczory przy herbacie i dyskusje ciągnące się do rana. Niektóre szczegóły zdążyły się zamazać po tylu latach i możliwe, że to właśnie przez to pomyliła zmarłego męża ze swoim szwagrem.
- Am... No tak... Wybacz - powiedziała tylko czując jak zażenowanie w niej rośnie. Aby dać mu chociaż trochę ujścia podrapała się po nadgarstku. Widocznie życie nadzieją nie było jej pisane. Niemniej dobrze było zobaczyć kogoś z jednak swojej rodziny po tylu latach. Nie zamierzała więc stać dalej jak słup soli i odchrząknęła subtelnie. - To zaprowadzisz mnie czy mam próbować dojść tam sama? - zapytała w dalszym ciągu czując się cholernie niezręcznie. Kobieta jednak na nią czekała i to pozwalało jej zachować resztki skupienia. Nawet działało, w jakiś pokrętny sposób.
- To co się z tobą działo przez te wszystkie lata? - spróbowała podpytać, rzeczywiście nieco ciekawa. Wszak przez ponad dwa stulecia sporo mogło się zmienić. Ona sama nie była już tą samą dziewczyną, którą pewnie znał Garland. Pomijając przemianę miała za sobą bagaż doświadczeń związanych z rewolucją, wychowaniem dzieci i godzeniem się z utratą bliskich. Podejrzewała, że on także nie jest taki sam jak wtedy, gdy był człowiekiem. Chociaż na pierwszy rzut oka fizycznie się nie zmienił.

@Garland Cerise

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
- Nie ma czego, są ku temu pewne powody. - wypalił wcześniej niż pomyślał i już miał ochotę ugryźć się w język żeby nie palnąć kolejnej głupoty.
Oczywiście, że wszyscy ich często mylili, byli bliźniakami, lecz z charakterów nie mogli być bardziej różni. Pierre zawsze był bardziej zrównoważony, rodzinny, miły. Garland natomiast zawsze był narwany, bezczelny, pakował się w bójki z których nie zawsze wychodził zwycięsko. Wszędzie było go pełno, co z czasem dało mu również wielką sieć kontaktów, które swego czasu bezlitośnie wykorzystywał. Z ich dwójki to właśnie Pierre był złotym dzieckiem. Tym, którego zawsze wybierało i myślało się w pierwszej kolejności, aczkolwiek on nie miał o to najmniejszego żalu. Kochał brata, a sam nigdy nie potrzebował poklasku. Ani rodziców, ani nikogo innego. Dopiero Flore wprowadziła do ich relacji coś takiego jak zazdrość, biblijne pragnienie tego, co posiada twój brat.
- Hmm..? Tak. Oczywiście, że cię zaprowadzę. Ten teren nie zawsze jest bezpieczny Flore. - wymówił jej imię po raz pierwszy od wieków i przekonał się o tym, że smakowało tak samo słodko, jak kiedyś.
Skinął by ruszyła za nim wzdłuż kanału pod ciepłym blaskiem lamp. Cholerny Paryż miał to do siebie, że niektóre miejsca były romantyczne nawet jeśli tylko wychodziło się na spacer, co dla niego sprawiało, że to wszystko było trochę niezręczne. Na szczęście z odsieczą przybyło jej pytanie, które znów kompletnie wybiło go z rytmu. Przecież nie zacznie od tego, że nie był w stanie uratować jej męża i to właściwie przez niego zginął.
- Dwa wieki w pigułce, co? - prychnął cicho pod nosem zastanawiając się jak najlepiej podsumować swoje życie - Po rewolucji obudziłem się z zupełnie innym miejscu. Nie potrafiłem wrócić do Paryża, więc zrobiłem to, co potrafiłem najlepiej. Handlowałem, zwiedzałem świat, a raczej kryłem się przed Inkwizycją w co bardziej egzotycznych lokacjach. Kilka mroźnych zim spędziłem w Norwegii, gdzie też udzielałem się w drugiej wojnie światowej. Żyłem... - zrobił chwilową pauzę bo następne słowa przejdą mu bardzo ciężko przez gardło - Całkiem dobrze... - przyznał wyraźnie się o to obwiniając.
- A Ty? Jak żyłaś? - spojrzał jedynie przelotnie przez ramię nie będąc w stanie przyznać się do tego, że chociaż częściowo śledził jej życie.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
Zagryzła wargę, czując wstyd z powodu pomyłki. Jej błąd, mogła zresztą to przyznać. Na swoją obronę mogła mieć tylko to, że czas zatarł nieco wspomnienia i małe szczegóły dzięki którym dawniej odróżniała braci. Po dłuższym przyjrzeniu się mogła jednak zauważyć nieco ostrzejsze rysy twarzy, ciut pewniejszą postawę i bliznę nieśmiało wychylającą się znad koszulki - tej Pierre na pewno nie miał. Co prawda ta mogła się pojawić z czasem, ale wątpiła w to. Tak samo jak powątpiewała, że są jeszcze jakiekolwiek szanse na znalezienie jej męża żywego. Niemniej lubiła obu braci i cieszyła się, że widzi Garlanda żywego - na swój sposób. W ich towarzystwie czuła się inaczej. Dobrze, ale inaczej. Pierre był prawdziwą ostoją, czymś stałym w jej życiu i czymś, na czym można było spokojnie oprzeć swoją przyszłość. Miłość tylko im pomagała, a jeszcze bardziej ich więzi zacieśniła ich córka. A przynajmniej na pierwszy rzut oka. Był logicznym wyborem. Natomiast Garland ją onieśmielał. Tak po prostu, ale wtedy była młódką. Nie mogła tego powiedzieć o sobie aktualnie. Zastanawiała się nieraz jak potoczyłyby się ich losy, gdyby Pierre posłuchał i nie był idealistą-romantykiem. Być może spakowaliby rzeczy, osiedlili się z dala od tego piekła i spokojnie dożyli razem starości? Gdyby nie postawił narodu i własnych przekonań ponad rodzinę, gdyby chociaż uważał na siebie nieco mocniej. Ale właśnie - gdyby. Z własnych obserwacji wiedziała, że idealiści nie pasowali do tego świata i byli przez niego pożerani.
- Wiem Garland. Dlatego nie zapuszczam się tutaj bez wyraźnej potrzeby - odpowiedziała i przewróciła oczyma. Ten ton przypominał jej karcenie przez męża lub ojca, gdy robiła coś wyjątkowo głupiego lub zwyczajnie niezgadzającego się z wizją wyżej wspomnianej dwójki. Po dwustu latach jednak nie budziło to złości, a jedynie rozbawienie. Dlatego też na jej ustach pojawił się uśmiech.
Posłusznie ruszyła za mężczyzną jak mała kaczka za swoją matką. Nawet trzymała tempo, za co sobie pogratulowała w duchu. Nie zwracała uwagi na otoczenie, bo nie odbierała tego spacerku w romantyczny sposób. Miała zadanie do zrobienia i na nim się głównie koncentrowała, no i wilkołaczy były szwagier też zajmował jej myśli. Bo w końcu dobrze było zobaczyć kogoś, kogo znało się z ludzkiego życia!
- Dokładnie tak - potwierdziła. Ciężko było streścić kilkaset lat, jednak nie było to niemożliwe. Cierpliwie wysłuchała podsumowania mężczyzny. Brzmiało dobrze. Tak po prostu. Zastanowiła ją ta pauza, nie zamierzała tego jednak roztrząsać. Może wspomnienia nie były zbyt dobre i przez to się zawahał? A może po prostu zabrakło mu powietrza? Nie wnikała.
- Ja? - zapytała raczej retorycznie i zastanowiła się chwilę. - Przemieniłam się podczas rewolucji, wychowałam małą i częściowo wnuki. Zwiedzałam świat, uczyłam się, urodziłam syna. Skończyłam studia i unikałam konfliktów. Po rewolucji miałam ich już dość. Więc mogę powiedzieć, że całkiem dobrze sobie istnieję - wyznała. I rzuciła nurtującym ją pytaniem:
- Czemu nie napisałeś, że żyjesz? Wiesz, nasz dom zawsze był i będzie dla ciebie otwarty. - uśmiechnęła się ponownie. Wszak łączyła ich pamięć jej zmarłego męża i powinowactwo, nie byli dla siebie obcymi przed laty, nie wiedziała natomiast jak miało być między nimi teraz. Zmienili się, tego była pewna.

@Garland Cerise

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Na pierwszy rzut oka wydawało mu się, że nie zmieniło się w niej zupełnie nic. Przynajmniej fizycznie. Nadal była piękną kobietą o bardzo przyjemnych kształtach i ciemnych włosach, którą pamiętał. Tę, w której kiedyś się zakochał. Aczkolwiek kiedy ruszyli przed siebie wyczulone zmysły zaczęły wychwytywać bardzo subtelny, nieprzerwany dźwięk, który towarzyszył jej krokom. Z początku myślał, że to po prostu coś, co może mieć w torebce, jednak zerkając od czasu do czasu niepewnie przez ramię zauważył, że jej krok jest minimalnie nierówny. Domyślił się, że w jakiś sposób, podobnie jak on, była okaleczona. Najwyraźniej żadnemu z nich nie było pisane długie i bezproblemowe życie, jak niektórych nieśmiertelnych. Doświadczyli rzeczy, które naznaczyły ich na całe życie, a on już zaczynał przeklinać siebie za to, że nie było go tam żeby jej pomóc, kiedy mogła go potrzebować. Zamiast tego uciekł odcinając się od poprzedniego życia.
Całe to spotkanie było naprawdę ironiczne. Idąc z nią przy kanale czuł, że świat płata mu naprawdę niezłego figla. Żeby spotkać się po kilku wiekach tutaj, gdzie wszystko się zaczęło? Szanse na to były nieskończenie małe, a jednak. Pomimo wyrzutów sumienia musiał przyznać przed samym sobą, że dobrze ją było widzieć. W końcu na własne oczy i wiedzieć, że ma się całkiem dobrze. Przynajmniej według tego, co mówiła, jego linia częściowo przetrwała. Jednak nie to było najbardziej interesujące. Kiedy usłyszał, że ma dziecko prawie się potknął o jakąś niewidzialną przeszkodę. Nie mógł się spodziewać, że będzie całe życie oddana jego bratu, aczkolwiek słysząc, że ma dziecko kompletnie zbiło go to z tropu. Skoro miała dziecka, pewnie i nowego męża. Całą nową rodzinę. Na swój sposób cieszył się z jej szczęścia, aczkolwiek wilkołacza, bardziej posesywna natura nakazywała wręcz wyć, lecz udało mu się to stłumić. Przynajmniej na razie.
- Jak mógłbym..? - przystanął na chwilę nie potrafiąc, tym bardziej teraz, spojrzeć jej w twarz - Pierre zginął będąc ze mną. Jak miałem wrócić i przypominać Ci każdego dnia, kogo straciłaś tylko dlatego. - wskazał na swoją twarz w ferworze wyrzutów sumienia przenosząc na nią pełen żalu wzrok - Dla Ciebie i waszej córki było lepiej jeśli trzymałem się z daleka... - westchnął, obracając się z powrotem w stronę kanału - Nie potrzebowałaś w swoim domu niestabilnego wilkołaka. - pokręcił głową - Poza tym przez kilka dobrych tygodni nie byłem przydatny do niczego. - mimowolnie przyłożył dłoń do szyi w miejscu, gdzie zaczynały się jego blizny lekko je pocierając.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
Ona sama zdążyła już przyzwyczaić się do protezy. Patrząc na to, że początkowa była niemiłosiernie głośna i często lubiła się popsuć w najmniej odpowiednim momencie z obecnej była całkiem zadowolona. Nawet jeśli czyniła minimalny hałas i po prostu było ją słychać, jeśli nie było się człowiekiem to bardzo ułatwiała jej życie. Szczerze mówiąc nie pamiętała już jak to było mieć obie kończyny. W gruncie rzeczy jednak w tamtym okresie nie była jej wybitnie potrzebna pomoc. Najpierw opiekował się nią stwórca, potem jakimś cudem wdrożyć się w nowe życie pomagała Elisabeth, więc jakoś to poszło. Być może byłoby łatwiej, gdyby miała kogoś znanego sobie obok, ale hej! Jakoś się udało, przetrwała i Lavender też nie narzekała na brak rodziny innej niż wampirza matka.
Szanse na spotkanie były małe, ale jej życie już nie raz pokazywało jej, że nawet jeśli prawdopodobieństwo jest strasznie małe to wciąż nie równe zeru. Nie spodziewała się co prawda zobaczyć Garlanda w wersji żywej w Paryżu, ale nie narzekała. Nawet się cieszyła.
Z jej obserwacji wynikało, że ród Cerise wciąż miał się dobrze i ich potomkowie też sobie radzili. Co prawda nie wtrącała się w ich życie jeśli nie musiała i nie ingerowała z przemianą nigdy (nawet jeśli utrata bolała cholernie mocno), ale starała się dowiadywać co ważniejszych rzeczy. Wszak nie mogła zapomnieć o pierwotnej rodzinie, chociaż akurat na obecnej skupiała się mocniej.
Nie potrafiła się jednak ustabilizować po śmierci Pierre'a. Przez pewien czas nawet była pewna, że po prostu zaginął i kiedyś się odnajdzie. Nie chciała uwierzyć, że zmarł. Potem marzyła, że on także został przemieniony, ale kiedy lata płynęły coraz mniej w to wierzyła. Zawsze zostawała jednak ta iskierka nadziei. I to pewnie przez nią nigdy nie wyszła za mąż ponownie. Romansowała z kilkoma osobami, ale bez większego zaangażowania. Jedyna długoletnia relacja, którą wciąż podtrzymywała to ta z Merlotem. I kochała go - jak przyjaciela. Kochankiem także był cudownym, tak samo jak ojcem, ale to nie było to. I podejrzewała, że na dłuższą metę małżeństwo mogło między nimi najzwyczajniej w świecie nie wypalić.
Niemal na niego wpadła, gdy się zatrzymał i chyba tylko wampirzy refleks ją uratował. Wydawał się być poruszony, a ona nie do końca wiedziała dlaczego.
- Jak nie mógłbyś? - zapytała. Nie rozumiała. Wszak był częścią rodziny. Nawet jeśli nie ze względu na Flore czy bratanicę to wciąż pozostawał brat i wspomnienie o nim. Na następne jego słowa nieco ją zamurowało. - Czyli od samego początku wiedziałeś, że zginął? - uniosła nieco głos. Być może było to irracjonalne, ale tyle lat żyła w przeświadczeniu, że po prostu zawierucha gdzieś zabrała jej męża, który się gdzieś tam tułał po świecie. Prościej było myśleć, że ich zostawił niż że zginął. Nawet jeśli pochowała pustą trumnę (bo ciała nie znaleziono), to wciąż wierzyła. Przetarła twarz dłonią i wzięła głęboki oddech. To już należało do przeszłości, nie chciała tego roztrząsać.
- Przynajmniej nie zginęliście obydwaj i to nie twoja wina. Pierre wiedział na co się pisze uczestnicząc w rewolucji. Tak samo jak ja. I oboje byliśmy gotowi na wszystko. Po prostu... - wzięła wdech, zastanawiając się jak przekazać wszystko co myślała w jak najprostszy sposób. Nie żeby należało to do najprostszych zadań. Zwłaszcza widząc ten żal malujący się na jego twarzy. Jej mąż był trudny. Oboje byli romantykami, jednak Pierre w dodatku był idealistą, podczas gdy ona była raczej praktyczna i przyziemna. Przełknęła ślinę, czując ściskające się gardło zanim kontynuowała. Zabawne - dalej bolało. - Po prostu myślę, że Pierre nie nadawał się do życia w świecie podczas powstania ludu. Ideałami nie da się żyć. To nie była niczyja wina prócz samego Pierre'a  - powiedziała, mając nadzieję, że zrozumie.
Odwróciła wzrok. Czy chowała urazę? Być może. Została zostawiona na pastwę losu z maleńkim dzieckiem, rewolucją nad głową i groźbą stracenia głowy na gilotynie w razie oskarżenia o współudział w rewolucji z mężem. To że nie osiwiała uznawała za spory sukces.
- Wiesz, zamiast tego miałam w domu szalejącego wampira, który przez pewien czas chciał posilić się na swoim własnym dziecku, więc to musiało zostać zabrane. Nie mów mi więc nic o przydatności - niemal wysyczała. To nie był łatwy czas, zwłaszcza po tym, gdy straciła Stwórcę i szalała. Ostatecznie jej córce nic się nie stało, ale wiele razy przetrzymywała się na głodzie. Tym bardziej, że przed wynalezieniem substytutu krwi każde posilenie wiązało się ze wstrętem do samej siebie i wyrzutami sumienia. Wszak matka uczyła ją, aby pomagać ludziom. Nie szkodzić bądź z nich pić.

@Garland Cerise
@Elisabeth Riche  @Merlot Chardonnay - oznaczam, bo wzmianka!

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Choć byli teraz w swojej obecności pierwszy raz od kilkuset lat, dla niego dzieliła ich przepaść doświadczeń oraz wspomnień, która była większa niż jakikolwiek dystans, który do tej pory próbował od niej utrzymać. Wiele razy chciał wrócić, może dać im szansę by tym razem wybrała tego drugiego brata, tylko właśnie... Jak miała wybrać jego, skoro te wszystkie lata kochała jego brata, który wyglądał identycznie. Nie wierzył w to, że byłaby w stanie spojrzeć na niego i widzieć Garlanda. Zawsze patrzyłaby przez pryzmat wszystkich wspomnień, które miała z Pierrem. To od zawsze było skazane na porażkę. Był tego w pełni świadom, a jednak serce łaknęło tego, czego nie mógł mieć. Przynajmniej przez pierwsze kilka dekad, kiedy starał się doglądać jak sobie z tym wszystkim radziła. Z czasem dawne uczucia zaczęły się zacierać. Tak mu się wydawało. Teraz, mając ją u swojego boku, niekoniecznie sprawiała, że jego serce biło szybciej. Pierwsze, co przychodziło to poczucie winy. Powinien był zwrócić jej brata w nienaruszonym stanie. Zamiast tego ten zginął, a on po prostu zniknął. Czuł się temu wszystkiemu winny i nie miał jak tych win odkupić.
Nie miał też odwagi przyznać się do tego, że był zamieszany w śmierć jej męża. Nawet jeśli winę za samą śmierć ponosiła jego stwórczyni, tak gdyby nie on, nie byłoby jej tam. Nosił ze sobą to piętno przez ostatnie stulecia, nigdy nie potrafiąc o tym kompletnie zapomnieć. Mając ją teraz przy sobie wszystko wróciło, spotęgowane.
- Tak, wiedziałem. - chciał powiedzieć, że był przy tym, jednak te słowa nie przeszłyby mu przez gardło.
Powinien był jej powiedzieć, powinien był wrócić, jednak wtedy narażał się na setkę pytań na które nie chciał odpowiadać. Był po prostu tchórzem. Po dziś dzień nie potrafił się z nią skonfrontować ani powiedzieć całej prawdy. To paskudne uczucie i było mu wstyd. Po prostu wstyd. Gdyby był w swojej wilczej formie pewnie szedłby teraz z podwiniętym ogonem i spuszczonymi uszami. Nie potrafił przyznać się do winy, ani tym bardziej spojrzeć jej teraz w oczy bo on wiedział, że to nie tylko wina ideałów jego brata. Jasne, mógł zginąć na dziesięć innych sposobów podczas zamieszek, ale w to wszystko wmieszały się istoty nadnaturalne. Próbował go od tego wszystkiego odwieść, wspominał o rodzinie, którą zostawiał, ale ten cholerny romantyk nie mógł po prostu siedzieć na dupie i przyjąć od niego wsparcia. To wszystko nie tak miało być.
- Nie można go winić za ideały. Żyliśmy w trudnych czasach dla wszystkich, a takich ludzi szczególnie. - tyle był w stanie z siebie wykrzesać głośno wzdychając.
Ten wieczór zdecydowanie nie miał tak wyglądać. To wszystko miało być tak cholernie proste. Patrząc na to z szerszej perspektywy chyba powinien dziękować za to, że udało mu się nie wpaść na nią przez ostatnie kilka dekad, kiedy to na powrót sprowadził się do tego miasta.
- Nie byłoby lepiej gdyby miała głodnego wilkołaka i wampira pod jednym dachem. Nie miałem wtedy zbyt wiele kontroli. Gdyby nie pewna wampirzyca pewnie również nie wróciłbym tego dnia tylko z kilkoma bliznami. - niechętnie odsłonił trochę więcej barku pokazując, że tam blizna robiła się o wiele bardziej paskudna.
Może chciał jej pokazać, że to nie tak, że wybrał inne życie? Jakoś się usprawiedliwić? W końcu obudził się dobre kilka dni później w zupełnie innym miejscu. Okaleczony. Ranny wilkołak naprawdę nie jest czymś, co chcesz mieć w pobliżu kiedy masz dzieci. Tym bardziej będąc człowiekiem.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
Czy patrzyłaby na niego przez pryzmat jego bliźniaka? W pewnym stopniu pewnie tak, jednak traktowała ich jak osobne byty na tym świecie (lub niebyt w przypadku Pierre'a) i widziała różnice między nimi. Już w XVIII wieku były one doskonale widoczne, a co dopiero po tylu latach. Podejrzewała, że zdecydowanie bardziej dojrzałym bratem zawsze był Garland, a już na pewno teraz.
Zacisnęła wargi starając się nie powiedzieć nic głupiego bądź czegoś, czego potencjalnie mogłaby potem żałować. Tyle lat w niewiedzy tylko dlatego, że jej szwagier nie zechciał nawet napisać krótkiego listu, notki, telegramu z potwierdzeniem. Uczucie, które czuła chyba najprościej byłoby nazwać zawodem, jednak było tam też sporo innych emocji. Złość, gniew, tęsknota i może nieco ulgi? W końcu wiedziała co z jej mężem, dawno pogodziła się ze stratą. Nie oznaczało to jednak, że zawsze czuła się nieco dziwna i jakby zdradzała Pierre'a. Nie żałowała mimo wszystko. Nie mogłaby. Podejrzewała, że dla Garlanda też nie byłoby to najłatwiejsze. Wiedziała, że jest momentami aż zbyt wścibska i ciekawska i że zapewne zasypałaby go gradem pytań, a takowe wtedy nie byłyby najlepszą opcją.
- Może to i lepiej, że wtedy nie wiedziałyśmy - wyszeptała dość cicho, kiedy już się uspokoiła. Przynajmniej Lavender nie musiała oglądać ciała ojca w trumnie i mogła mieć nadzieję, że kiedyś go zobaczy lub że został przemieniony.
Uniosła brew do góry i uśmiechnęła się. Nie był to jednak radosny uśmiech, a raczej z gatunku tych bladych i smutnych.
- Można. Ideały ideałami, ale posiadał też mózg i był na tyle duży, że wiedział co go może spotkać. Spójrzmy prawdzie w oczy: postawił wolność i kraj nad swoją rodzinę zamiast dostosować się do czasów czy po prostu siedzieć cicho, dopóki burza nie przejdzie - skwitowała gorzko. Niby o zmarłym nie należało mówić źle, ale zbyt wiele goryczy związanej z tym w niej tkwiło. Sprawa jej męża była skomplikowana. Niby był złotym dzieckiem, jednak jeśli miała być szczera sama ze sobą to nie potrafiła powiedzieć dlaczego za takowe go uważano. Nadal go kochała, jednak uczucie to z czasem nieco się stępiło. Nie wiedziała jakby zareagowała, gdyby faktycznie stanął przed nią Pierre Cerise. Możliwe natomiast byłoby wydrapanie mu oczu tuż po jego wyjaśnieniach gdzie u diabła był.
- Za wiele nie mogłam zdziałać po przemianie, byłam nieco unieruchomiona. Więc tylko wilkołak- wzruszyła ramionami. Ciężko było jej na samym początku przestawić się na protezę (byle jaką i lichą, bo przecież ciężko było o coś bardziej wyszukanego), a potem jakoś to szło. - Ale rozumiem - kiwnęła głową i zerknęła na niego. Może i nie pogardziłaby striptizem, ale jakoś dziwnie się do tego zabierał. Jej mózg widocznie odłączył się na chwilę i wrócił, bo szybko zorientowała się co na dobrą sprawę widzi.
Podeszła i niezbyt mocno się zastanawiając co robi przejechała palcem po bliźnie. Zdecydowanie nie była to najładniej zagojona rana na świecie. Coś co ją spowodowało musiało natomiast być zdecydowanie bardziej niż bolesne. Chwilę zajęło jej opanowanie się i zabrała dłoń, zanim odchrząknęła niezręcznie. Nie wiedziała co mogła powiedzieć, natomiast zwykłe: przykro mi raczej nie wystarczyłoby. No i uważała to za puste słowa. Uświadomiła sobie natomiast, że oboje w tamtym okresie ponieśli stratę kogoś bliskiego i człowieczeństwa w gruncie rzeczy.
- Widzę, że oboje mamy blizny - powiedziała smutno zamiast tego. O tych niezagojonych wolała nie wspominać. Jeśli Garland był chociaż trochę podobny do jej męża to miała podejrzenia, że on także ma zmartwienia i nie może zapomnieć tego krwawego okresu. - Niech żyje rewolucja, Garland - dodała akcentując starannie tak jak przed 200 laty (o wiele mniej wesołym tonem niż wtedy) hasło kosztujące tak wiele.

@Garland Cerise

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Nie wyobrażał sobie powrotu do nich jako członek rodziny. Nawet nie wspominając o tym, że był całkowicie niestabilnym wilkołakiem i mógł rzucić się na nie podczas którejś pełni, nie wierzył, że Flore nie patrzyłaby na niego jak na swojego męża. Byli bliźniakami, wyglądali identycznie. Nawet ich własna matka czasami ich myliła. Byłby jak jedno wielkie naczynie dla wszystkich jej wspomnień. Nawet on przez najbliższe dekady po rewolucji wszędzie widział jej twarz. Każda jego kochanka przypominała ją. Uświadomił to sobie dopiero kiedy przed jedną z nich otworzył się na tyle by wspomnieć o miłości z dawnych lat i jej rysopis znacząco zbiegał się z tym jak wyglądała tamta kobieta. Wiele kolejnych lat zajęło mu pogodzenie się z tym, że dawna miłość nigdy nie zostanie zrealizowana. Minęło zbyt wiele czasu, a on w tym wszystkim był winny zbyt wielu rzeczom by w ogóle pokazać jej się na oczy. Życie jednak potrafiło płatać figle i tak właśnie zrobiło krzyżując ich drogi w mieście, w którym to wszystko się zaczęło. Naprawdę nienawidził tej ironii.
- To jest problem z ludźmi, którzy mają te ideały. Logiczne myślenie schodzi na dalszy plan. Próbowałem go przekonać żeby sobie odpuścił, ale był głuchy również na moje słowa... - westchnął cicho wspominając jedną z ostatnich rozmów, które odbył z bratem.
Wydawało mu się, że wtedy do niego dotarł. Przecież obiecał mu, że zostanie w domu i pozwoli jemu zająć się rewolucją, chociaż wcale w nią nie wierzył. Może Pierre gdzieś podświadomie wiedział, że Garland nie miał zamiaru zainwestować w przewrót tak mocno jak obiecywał? Czy to właśnie skłoniło go do wyjścia na ulice tego dnia? W tym aspekcie chyba oboje ponosili część winy, a może wręcz przeciwnie? Może to Flore miała rację i nie zawiniło żadne z nich? Jego brat był dorosły i podejmował dorosłe decyzje. Nawet jeśli niekoniecznie racjonalne. Oboje robili co mogli żeby go od tego odwieźć.
- Wcale nie byłaby w lepszych rękach. - powiedział z niesmakiem do własnej natury doskonale wiedząc, że podczas przemiany bardzo trudno odróżnić rodzinę od pożywienia.
Nie spodziewał się, że kobieta zdecyduje się na tak odważny ruch. Zazwyczaj nie pozwalał nikomu dotykać swoich blizn. Choć już zabliźnione, nadal często emanowały bólem fantomowym przypominając o swoim istnieniu, wybudzając wspomnienia. Wzdrygnął się lekko kiedy jej palec przejeżdżał po poparzonej skórze. O dziwo ten nie bolał. Nie wiedział jeszcze, czy był przyjemny ponieważ trwał tak krótko, ale nie bolał, więc to już dużo dla niego znaczyło. To był chyba pierwszy raz kiedy spojrzał jej w oczy. Tak naprawdę, głęboko z pełną świadomością. Tęsknił za tymi tęczówkami.
- To chyba normalne przy naszej długości życia. - odpowiedział jakby na rozluźnienie atmosfery, chociaż słabo mu to wyszło - Pieprzyć rewolucję, Flore. - powiedział tak samo jak te dwa stulecia temu kiedy czekali aż jej mąż wróci z jednego z tajnych spotkań - Po prostu cieszę się, że nadal żyjesz. - położył jej dłoń na policzku delikatnie do gładząc i po raz pierwszy od ich spotkania szczerze się uśmiechając.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
- Przynajmniej próbowaliśmy. A że wyszło tak, a nie inaczej to inna sprawa - wzruszyła ramionami, nie wiedząc co więcej dodać. Nie mogli go w końcu związać i na siłę przetrzymywać. Tym bardziej, że na dłuższą metę nie byłaby to dobra metoda. Właściwie szczerze wątpiła w to, aby była metoda, która by się sprawdziła.
Sama Flore gdyby ktoś ją zapytał, co zgubiło jej męża powiedziałaby, że upór. Nawet osły prawdopodobnie nie były tak zawzięte co Pierre. Być może też gdzieś w tym wszystkim była jej wina, bo zamiast strzelić słynnym kobiecym fochem także pomagała, utwierdzając bliźnię Garlanda, że to co robi ma sens i jest naprawdę wskazane? Podejrzewała jednak, że to już na zawsze pozostanie owiane tajemnicą. Sama nie zamierzała się nad tym rozwodzić, poniekąd pogodziła się z tym co się stało, a rozdrapywanie starych ran nie miało sensu. Nawet jeśli czasem w jej umyśle pojawiało się nieśmiało pytanie: a co by było gdyby? Nie żeby poświęcała mu zbyt wiele uwagi, wolała zająć w takich chwilach mózg czym innym.
- Możesz mieć rację - kiwnęła głową. Jeśli szalał jak ona po przemianie to szczerze mu współczuła. To były dziwne czasy, miała szczerą nadzieję, że już nie wrócą. Kiedy jednak przypominała sobie kilka pierwszych miesięcy po zostaniu wampirem coraz mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że nie chciała nikomu innego zrobić czegoś takiego. Strata może i bolała, ale była lepsza niż skazywanie kogoś na ten sam los.
- Sugerujesz, że jesteśmy starzy? - zapytała ciut rozbawiona. - Możesz mieć rację. Jedynym co mnie pociesza jest fakt, że wampiryzm nieco zahamował postarzanie wyglądu zewnętrznego, bo mogłabym zbankrutować dla kremów na zmarszczki - uznała. Wolała nie dodawać, że jej zdaniem po istotach nieludzkich było widać wiek. Może nie fizycznie, ale choćby po sposobie bycia czy oczach. Większość jej rówieśników od dawna spoczywała w grobie, a ponadprzeciętna długość życia przynosiła bagaż doświadczeń.
Uśmiechnęła się bardziej blado na dźwięk tych słów. Wspomnienia jeszcze całkiem nie wyblakły i powróciły, ale przynajmniej byli bezpieczniejsi. I bardziej dojrzali.
- O, czyżby pan ponurak się w końcu przełamał i uśmiechnął? - zapytała, być może lekko zaczepnie i wtuliła policzek w jego dłoń. Cieszyła się z bliskości i ciepła. Od dawna przecież nie czuła nic poza dotykiem wampirzej skóry, a ta nie należała do gorących. To było odmienne i miłe. Po chwili uznała, że w sumie co jej szkodzi. Nie zastanawiała się zbyt długo i po prostu przytuliła mocno do wilkołaka, wtulając twarz w jego szeroką klatkę piersiową. Ciepło, miło, częściowo znajomy zapach - czy można chcieć czegoś więcej? - Ciebie też miło widzieć żywego. Nieco uszkodzonego, ale żywego - wymamrotała nie odsuwając się wcale, nie przejmując się tym czy ją zrozumie.

@Garland Cerise

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
I na jej podsumowaniu chyba najlepiej było skończyć dywagacje na temat jego brata. Nie było najmniejszego sensu przerzucać się winą, czy w ogóle się jej doszukiwać po tych dwustu latach. Pierre był wspaniałym facetem, niech mu ziemia lekką będzie, ale jak każdy nie był pozbawiony pewnych wad. Tamte czasy nie sprzyjały ludziom którzy mieli ideały. Zwłaszcza tym, którzy dodatkowo nie byli wyjątkowo bogaci ponieważ nie chcieli przyjąć pomocy od swojego brata bliźniaka. Nie mieć pieniędzy, a mieć ideały? Trzeba było mieć cholerne szczęście żeby przetrwać. Pierre go nie miał. Wpadł za to z deszczy pod rynnę, od żandarmów prosto w objęcia dwójki wilkołaków, to po prostu nie mogło się dobrze skończyć. Garland całą winą obarczał tylko i wyłącznie siebie, a wspominanie męża Flore na pewno nie przywodziło na myśl żadnych, nowych, przyjemnych wspomnień. Trzeba mu było na nowo dać odpocząć.
- Starzy? To zależy jak na to patrzeć. Na ludzkie? Cholernie. Na nieludzkie... Trochę z nas jeszcze podlotki. - uśmiechnął się nieco na wspomnienie pewnej Radnej - Wampiryzm ci służy. Jesteś równie piękna, jak cię zapamiętałem. - tak, powiedział to na głos zamiast tylko pomyśleć, więc teraz pozostało mu tylko odwrócenie wzroku i trochę niezręczne odchrząknięcie, bo wyczucie miał. Nie ma co.
Nie dość, że odpowiedzialny za śmierć jej męża, to prawi wdowie komplementy przy pierwszym spotkaniu po latach. Szwagier jak się patrzy. Rodzina nie byłaby dumna, tylko, że jego już dawno nie żyła, więc czy powinien się tym w ogóle przejmować. Bardziej przejmował się tym, co Flore o nim pomyśli ponieważ takie zachowanie... Cóz... Mogło być bardzo nie na miejscu. Wszystko zależało od tego, jak ona to zinterpretuje.
- Tak, pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy. - zaśmiał się w końcu cicho wzruszając ramionami.
Rzeczywiście, znała go z trochę innej strony. Ba, wszyscy znali go z tej wesołej, pociesznej strony. Podobno nie dało się go nie lubić. Zawsze brylował na salonach, a ten uśmiech mógł skruszyć każde serce. Niestety nie było go na to jeszcze stać w jej towarzystwie. Otworzyły się pewne rany, które długo znów będzie zamykał.
Zdecydowanie zaskoczyła go tym wpadnięciem mu w ramiona. Tak chyba powinno wyglądać spotkanie po latach dwóch osób, którym w jakiś sposób na sobie należało. Pomimo wyrzutów sumienia pozwolił sobie na tę chwilę zapomnienia. Owinął swoje ręce wokół jej sylwetki mocno przytulając ją do siebie. Jej zapach zawrócił mu w głowie, ten też się nie zmienił. To było tak abstrakcyjne.
- Złego diabli nie biorą Flore. - pogłaskał ją po głowie - Cieszę się, że Cię widzę. - wyszeptał jej jeszcze do ucha i choć powinien już ją puścić to było silniejsze od niego.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
Mogła się zgodzić z tym, że na nowo musiała poukładać sobie sporo rzeczy w głowie. Miała jednak przeczucie, że teraz może być łatwiej niż ostatnim razem: było bezpieczniej, minęło sporo czasu i właściwie nie miała już powiązań w postaci dziecka z mężczyzną. Podejrzewała zresztą, że gdyby nawet przeżył obecnie pewnie zbytnio by się różnili, aby stworzyć szczęśliwy i trwały związek. Zamierzała pielęgnować pamięć o nim, jednak wszystko związane z Pierrem należało wpisać w dawno zakończoną przeszłość. Czy bolało? Owszem, dalej czuła przywiązanie do zmarłego męża, chociaż mogła zaryzykować stwierdzenie, że z biegiem czasu miłość po prostu uleciała.
- Na wampirze chyba też nie należymy do najmłodszych. Czasu nie oszukasz - uznała rozbawiona. Co prawda bywały starsze od nich istoty nadnaturalne, jednak z tego co kojarzyła nie było ich jakoś wybitnie wiele. Po czym na jej policzki jawnie wkroczyły rumieńce. Nigdy nie potrafiła przyjmować komplementów i nie sądziła, aby to miało się kiedykolwiek zmienić. Odchrząknęła niemal równocześnie z nim, nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie tylko mi czas sprzyja - powiedziała w końcu, spalając jeszcze większego buraka. I ponownie szturchnęła go żartobliwie w bok. Czas obszedł się łaskawie także z nim. Zwłaszcza patrząc na to, że zasadniczo w normalnych okolicznościach pewnie oboje dawno rozkładaliby się jakieś sześć stóp pod ziemią. Sama nie pomyślała o jego słowach absolutnie nic. Dla niej było to po prostu zwyczajne spotkanie po latach. Nie unikała go, miała czyste sumienie. I nadal traktowała jak kogoś bliskiego, chociaż właściwie od śmierci Pierre'a, a potem Lavender nie łączyło ich już nic. Więzi rodzinne natomiast wykruszyły się z czasem.
- Przynajmniej dzielnie trzymasz ten tytuł i go nie puszczasz - uśmiechnęła się szeroko. Nic się nie zmienił z tego co widziała. Nadal wesołek, za którego uśmiech wiele dziewczyn dałoby się pokroić. I jeszcze więcej zabiłoby się dawniej w drodze do ołtarza, gdyby tylko stał przy nim on. Nie dziwiła się - jego po prostu musiało się lubić.
Nadal pomimo tylu lat zależało jej na tym mężczyźnie. Dawniej zresztą też, chociaż bardziej ze względu na przyjaźń i męża niż cokolwiek innego. Obecnie mogła powiedzieć, że dobrze go było widzieć ze względu na to, że po prostu był. Może był to swoisty start od zera?
- Powiedziałabym coś o teściowej, ale się powstrzymam - oznajmiła. Wolała nie obrażać matki mężczyzny już na starcie. A że teściową była dosyć specyficzną to inna sprawa. - Uczucie odwzajemnione w pełni, zapewniam cię - pokiwała żarliwie głową, odsuwając się na długość ramion i mierząc go dokładnie wzrokiem, żeby wyłapać ewentualne zmiany. Za dużo ich jednak nie znalazła. - To jakie plany na teraz i przyszłość? - spytała, bezwiednie głaszcząc jego przedramiona. Zawsze była stworzeniem, które dużo okazywało za pomocą dotyku i tym razem nie było inaczej: całą sympatię i radość przelewała właśnie w to gładzenie.

@Garland Cerise

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Czy naprawdę byli aż tak starzy? Nie wydawało mu się, aczkolwiek może to dlatego, że on dość często obracał się w towarzystwie zarówno wampirów, jak i wilkołaków, które miały na karku kilka razy tyle lat co on. Może to go właśnie na swój sposób odmładzało? Nigdy tak naprawdę nie czuł się na swoje lata. Czas szybko leci na dobrej zabawie, a na tę zdecydowanie w ostatnich stuleciach nie narzekał. Jego hedonistyczna natura już taka była. Zawsze myślał o sobie w pierwszej kolejności. Swojej przyjemności i swoich potrzebach. Długi żywot tylko tę część jego charakteru podbudował. W tym wszystkim zabawne było to, że podobno czasu nie oszukasz, lecz ona oszukiwała. Te wszystkie lata, a wcale tak bardzo się nie zmieniła. Po jej rumieńcach mógł jasno stwierdzić, że nadal ma problemy z przyjmowaniem komplementów, chociaż jest raczej świadoma swojej urody. Pierre nigdy by się z nią nie umówił gdyby Garland nie przegonił w pierwszej kolejności wszystkich innych adoratorów. Zawsze ułatwiał swojemu młodszemu o parę minut bratu sprawę. Czyniąc z tego walkę jeden na jednego, którą wygrał.
- Mężczyźni jak dobre wino? Im starsze tym lepsi? - poruszył wymownie brwiami szeroko się do niej uśmiechając.
To wszystko zaczynało mu przypominać ich pierwsze spotkanie. Wtedy też było trochę niezręcznie, lecz jego żarty skutecznie skruszyły pierwsze lody. Do pełni swojego żartobliwego charakteru musi jeszcze dorosnąć, lecz mieli już całkiem dobry start. Zdążył już zapomnieć jak uroczo się rumieni. Odruchowo podniósł dłoń, żeby założyć jeden z jej kosmków za ucho, jednak szybko się powstrzymał. To było za dużo i za szybko. Podrywając ją czułby się jakby zdradzał pamięć swojego brata. Z resztą wspomniała, że ma dziecko. Nie było co wpieprzać się w funkcjonujące małżeństwo.
- Po drodze złapałem jeszcze kilka innych tytułów. Może ci kiedyś o nich opowiem. - uśmiechnął się do niej rubasznie puszczając jej oczko.
Skoro pierwsze koty poszły już za płoty chyba nic nie stało na przeszkodzie by nie było to ich ostatnie spotkanie? Nie ma niczego złego w kolacji z byłym szwagrem, który wygląda dokładnie tak jak jej były mąż, prawda? Ta historia nadawałaby się do hiszpańskiej telenoweli. Zarobiliby krocie. To wszystko nie zmieniało jednak faktu, że nadal mu na niej zależało. Nie czuł już tego samego co kiedyś, definitywnie nie, więc może po prostu świeży start? Brzmiało dobrze.
- Oh, nie krępuj się, nie mam żadnego matczynego kompleksu. - zaśmiał się cicho będąc świadomym, że nie do końca dogadywała się z ich mamą - Raczej nie planuję więcej niż kilka dekad do przodu. Świat jest nieprzewidywalny. - wzruszył ramionami przesuwając swoje dłonie tak by mógł ją złapać za jej delikatnie pocierając ich wierzch - Teraz natomiast... Chyba powinienem cię zaprowadzić do tej wilczycy, co? Marcus urwie mi łeb jak coś pójdzie nie tak bo zapatrzyłem się na piękną buźkę. - posłał jej nieco zadziorny i nieco szarmancki uśmiech.
Jakoś tak wyszło, że prowadząc ją dalej wzdłuż kanału trzymał ją za rękę. Skoro już miał je w dłoniach... Może zapomniał po prostu jedną puścić?

@Flore Cerise

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach