The Fool

2 posters

Go down

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Tytuł: The Fool
Data: 1 listopada 2013
Miejsce: Paryż, Sklep ezoteryczny przy Rue des Archives
Kto: Tahira Darbinyan, Edme le Blanc


Po wczorajszym szaleństwie Halloween, będącym świętem przed którym Francuzi bronili się ile mogli, a jednak średnio im to wychodziło, dzisiejszej nocy był względy spokój. Śniada właścicielka ezoterycznego sklepu w bocznej uliczce znajdującej się w ścisłym centrum stolicy miłości, siedziała na barowym krześle za ladą, właściwie półleżąc na niej. Był w niej jakiś niepokój, niezrozumiały, irracjonalny lęk wymieszany z nudą. Dziś nie miała nic do roboty, dzisiaj niczym i nikim nie miała ochoty wypełniać krzyczącej w trzewiach pustki. Nie chciała, a jednak ręce drżały, by nie sięgnąć po telefon, nie umówić się spontanicznie, nie wyskoczyć okazjonalnie na łowy, albo chociaż zajrzeć do siostry pognębić kogoś z ich klatkowego chowu. Nie... Oddychała niespokojnie, drażniła ją faktura przydużego swetra, kadzidła, które zwyczajowo wypełniały płuca tak właścicielki jak i kupujących w sklepie, były jej nagle obmierzłe. Obok głowy stała świeżo otworzona butelka czerwonego wina (kto jej zabroni?) i talerz elegancko zwiniętych ruloników szynki, które wzięła ze sobą po ostatniej imprezie u wilkołaczej dyplomatki. Cisza i bezruch były zabójcze. W końcu ze jęknięciem zniecierpliwienia sięgnęła po swoją talię i zaczęła prawie że z wściekłością ją tasować. Normalnie, dla swoich klientów ukrywała się w osłoniętym zasłoną wykuszu, obwieszała się talizmanami, odpowiednie oświetlenie robiło swoje. Teraz jednak pytała sama, więc w dupie miała co sobie karty pomyślą o okolicznościach i surowym anturażu. Przez zaciśnięte zęby zadała pytanie i zaczęła układać... jedna po drugiej. Poczucie zagrożenia, izolacja...
– Świetnie, może powiecie mi coś, czego nie wiem? – mruknęła po arabsku, nieświadoma nawet którego języka użyła. Nowe ścieżki, ucieczka po zakrapianej nocy... tu tylko parsknięcie zostało wypchnięte z drobnych, nieśmiertelnych płuc. Dopiero odwrócony mag i nadchodzący król mieczy wzbudził w niej ciekawość. Chłodny osąd, to nie jest coś, o co by się podejrzewała w obecnej chwili. Obiecała sobie w duchu uzupełnić zapasy o kilku psychologów, a może lepiej nawet psychiatrów i ruszyła dalej... Pozostał słup. Oszustwo i desperacja. Przez moment rozważała, czy nie pizgnać arkanami o podłogę, potrzebowała jednak dokończyć układu. Zawsze kończyła układ. Przyszłość zdradziła jej nadejście biesiadników. Uniosła brwi zaskoczona i sięgnęła do butelki, by z gwinta pociągnąć wytrawne, wykrzywiające twarz garbnikami wino.

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Edmé Le Blanc

Edmé Le Blanc
Liczba postów : 56
2013/11/01
tahira darbinyan
& edmé le blanc

Znamiona czasu; bolesne, przypominające o sobie, niosące głównie niepewności uwikłane w mrok myśli, które od czasu do czasu go nawiedzały pod postaciami najróżniejszymi. Musiał powstać, ożywić samego siebie. Z popiołu, z prochu, który z niego pozostał, przejść kolejne narodziny, nawet jeżeli fizycznie mu już nigdy nie przysługiwały — wszak wilkołakiem był od zawsze. I chociaż już od początku był skazany na ten los, tak jednak nie mógł wyzbyć się wrażenia, że mimo wszystko nie ma kontroli czasami nad tymi rzeczami, nad którymi lejce władzy chciałby w swoich dłoniach posiadać. Nie modlił się, nie prosił żadnych wyższych bóstw, nie zaczynał poranka od wiązanki przekleństw w ich kierunku, gdzie krzyk w otchłani byłby tylko i wyłącznie elementem zapomnianym. Zawsze tak samo działał — ubierając na własną twarz maskę pozwalającą mu na działanie swobodne i pozbawione okraszenia niepotrzebnymi zmartwieniami, musiał się skupić na nowej, objętej przez niego funkcji i zapewnieniu stabilności wśród nadnaturalnych. Otworzyć oczy, rozejrzeć się dookoła, wziąć głębszy wdech.
Było lepiej. O wiele lepiej, ale nadal — szukał w tym wszystkim jakiegoś sensu. Być może to właśnie dlatego, zwiedzając Paryż po tylu latach, nawet jeżeli już był trochę czasu, szukał w nim odpowiedzi niezliczonych, jakoby mających wyjaśnić egzystencję w sposób w pełni wyrafinowany. Uciekały. Za każdym razem, gdy wysuwał ku nim dłoń, te śmiały się i oddalały; gdy czuł, że je chwyta, wiedział, że są tylko i wyłącznie niematerialnym dowodem na istnienie. Szedł dalej.
Podeszwa obuwia uderzała o kostkę brukową raz po raz, pozwalając na usłyszenie stukotu bez najmniejszego problemu. Dłonie trzymał w kieszeniach całkiem dużej, ciepłej bluzy — nawet jeżeli poprzez wyższą temperaturę było mu cieplej, zawsze lubił je nosić. Wyglądał normalnie, nie mając problemu z wtopieniem się w tłum, ale i też — obecnie nie musiał zaspokajać podstawowych potrzeb, które w czasach XXI wieku były nieco bardziej problematyczne. Mogli żyć w spokoju, w cieniu osób pozbawionych tego typu zmian i tego typu obciążenia na własnych barkach.
Natchniony, pod wpływem nie tylko impulsu, ale także i odwiecznych pytań, Edme wszedł do środka jednego ze sklepów ezoterycznych. Już z zewnątrz poczuł specyficzny zapach kadzidła, który go zaintrygował.
Halloween nie obchodził, ale wynikało to głównie z własnego podejścia, a nie z powodów kulturowych. Rozejrzał się spokojnie po otoczeniu, poprawiwszy materiał bluzy, którą na sobie miał, a następnie — zakładając jak to było mu obecnie dane, uśmiech, który był szczery — spojrzał w stronę kobiety znajdującej się bezpośrednio za ladą. O dziwo z otwartą butelką wina i mruczącą coś (prawdopodobnie) po arabsku, co może mógłby wyłapać po latach spędzonych na podróżowaniu, ale wolał nie podejmować się nieudolnych prób tłumaczenia.
- Dzień dobry? - zapytał się, mając, aby ukryć swoją przynależność, soczewki barwiące oczy na niebiesko. To właśnie tego typu spojrzenie zetknęło się z tym reprezentowanym przez — zakładając — właścicielkę sklepu. Pogodne, z lekką nutą i krztą nie tylko pogodności, ale też i czegoś innego. Jeżeli kobieta była w stanie pić w miejscu pracy, to świadczyło to właśnie o wysokim prawdopodobieństwie dzierżenia przez nią w rękach tegoż właśnie interesu. - Nie przeszkadzam przypadkiem? - dodawszy uprzejmie, nie chciał wchodzić jej w drogę. Nie poczuwał się do tego, a gdyby ta go poprosiła, zapewne by wyszedł ze sklepu.

_________________
the neck lifted to see
tomorrow Was cut off By somebody someday When it’ll be forgiven to Laugh out loud

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Jego słowa zatrzymały ją tuż między ustami a brzegiem pucharu. Znaczy... gwintem butelki. Odwróciła powoli głowę w jego kierunku, jakby zszokowana faktem, że ktoś wchodzi do – jakby nie było – otwartego sklepu. Miejsce wypełnione mgłą rozstawionych po bokach kadzideł i świec zyskało już pewną renomę, również jego tylko i wyłącznie nocne godziny otwarcia dokładały reklamie szeptanej tak ludziom zajmującym się paranormalnymi sprawami, jak i ciekawskim, którzy zaczynali dopiero swoją wędrówkę po astralnym morzu. Sąsiedztwo sklepu z dewocjonaliami, dwóch galerii, z których jedna wypełniona była okultystycznymi symbolami, a druga papieżami przeróżnej maści, sprawiała, ze do Tahiry zaglądali Ci co wiedziedzieli, że warto tu zajrzeć.

Właścicielka podchodziła do sprawy nieco bardziej cynicznie, choć akurat karty i arkana w nich zebrane sprawiały jej już przez ten wiek używania tyle niespodzianek, że... cóż, długo by opowiadać, lecz z pewnością nie był to temat na pierwsze spotkanie z nieznajomym.

Odstawiła butelkę, w drugiej dłoni bawiąc się kartą, jak rasowy szuler. Młodzieniec z pewnościąnie wyglądał na króla mieczy. Brakowało mu powagi i surowości w spojrzeniu. Niemniej otaksowała go pobieżnie, na moment jeszcze sprawdziła układ, zwłaszcza kartę zmierzającej do rozwieszonych girland pary – ostatniej karty, wieszczki nadchodzących zdarzeń.

To wszystko trwało trochę, w milczeniu, w zastanowieniu, a potem kobieta uśmiechnęła się łagodnie, zaskakująco szybkim ruchem zgarniajac karty i wprawiając je w ruch. Szast szast szast... teraz prócz skrzypienia desek i tykających zegarów (a było ich z sześć, czy siedem, umieszczonych tuż obok siebie, każdy z innej dekady XX wieku) dochodził szelest tasowanych kart.

– Oczywiście, że nie drogi panie. Jesteśmy otwarci od zmierzchu do północy. A teraz jest... – spojrzała na zegary. Każdy z nich pokazywał trochę inną godzinę, ale niewątpliwie każdy był jeszcze przed północą – ... teraz jest jeszcze czas. W czym mogę pomóc, chyba... to pana pierwszy raz u mnie, czyż nie? – zapytała miękko, wcale głośno, ale płynnie po francusku, bez cienia emigracyjnych nalecialości zgłoskowych. – Może wina? Mam gdzieś tutaj czarki... – zaczęła się rozglądać pod ladą nieprzerwanie tasując.

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Edmé Le Blanc

Edmé Le Blanc
Liczba postów : 56
Świadomość uderzała w umysł doskonale. Znamiona czasu w jego przypadku nie były zbyt mocno widoczne dla pozostałych; wyglądał młodo, momentami nawet zbyt młodo. Łagodne rysy twarzy nie niosły za sobą niczego więcej, poza widoczną, przyjemną pod tym względem dla oka, aparycją. Uśmiech? Lekki, delikatny, widoczny, jakoby przesypujący się poprzez palce zgodnie z rytmem nadawanym przez własne podejście. Był zaintrygowany tym miejscem, tym sklepem — ludźmi i atmosferą — wszak powrót do Paryża po takim czasie wymagał od niego ponownego przystosowania się.
Rozpoczęcia życia na nowo. Jak to zawsze miało miejsce w jego historii, gdy ludzie zaczynali coś podejrzewać. Musiał wówczas odsuwać się w cień nie tylko myśli, ale i cień działań, ażeby załatwić kolejno nowe personalia i nowe wszystko; wszystko musiało być "od początku". Życie jako wilkołak z jednej strony dawało mu możliwość obserwowania życia wielokrotnie, ale z drugiej strony powodowało konieczność brnięcia w to wszystko raz po raz, niezależnie od tego, jak bardzo przywiązałby się do danego miejsca.
Życie nie jest zawsze szczęśliwe, a momentami potrafi być przerażające, aby udowodnić, że nie zawsze należy emocjonalnie łączyć własnych myśli. Palenie mostów to norma natomiast dla długowiecznych, ale czy musiał się na to godzić?
- Zawsze wolę się zapytać. - obdarował kobietę lekkim uśmiechem i płynnym francuskim. Nie był z tych, którzy narzekali, nawet jeżeli pod kopułą czaszki rodziło się wiele pytań. Momentami zbyt wiele, ale potrafił je kontrolować. Wcześniejsze milczenie kobiety, jej zastanowienie, a potem równie łagodne podniesienie kącików ust do góry, zapewniły go, iż nie jest osobą niepożądaną. A przynajmniej nie tutaj. Mnoga ilość zegarów i ich tyknięcia rejestrował dokładnie i bez problemów. Kto wie - może mają one jakiś wpływ na osoby wchodzące do sklepu poprzez zjawisko hipnozy? Powątpiewał. - Tak, pierwszy raz. - odpowiedziawszy pierwsze na pytanie dotyczące bycia nowym klientem, kontynuował. - Zastanawia mnie to, czy karty wpływają na los bardziej, niż byśmy tego chcieli. Wykonuje pani usługę stawiania tarota? - Le Blanc rzucił pytaniem bez złośliwości, a prędzej z lekką ciekawością, która przedostała się poprzez przyjemną dla ucha barwę głosu.
Może to, co musiał przeżyć, było już zdecydowanie wcześniej wypisane w Arkanach?
- Dziękuję za propozycję, ale muszę niestety odmówić. - zaśmiał się subtelnie, przybliżając się nieco do lady — w końcu nie zamierzał stać w jednym i tym samym miejscu. - Za niedługo będę musiał wsiąść za kierownicę, a wolałbym nie dostać ewentualnego mandatu. Nawet jakbym ładnie się uśmiechnął do panów policjantów. - w końcu może i lampka wina nie spowoduje obecności 0,8 promila alkoholu, która dałaby władzy możliwość zastosowania wysokiej kary, ale — nawet jeżeli był wilkołakiem — pozostawał człowiekiem rozsądnym. Pić lubił, ale zdecydowanie wolał robić to we własnym, domowym zaciszu. - Każdy nowy klient otrzymuje taki drobny podarek czy akurat mi się poszczęściło? - podniósł brwi do góry, zastanawiając się, czy miał szczęście, że uzyskał możliwość napicia się wina, czy jednak pecha, że postanowił odmówić. Grzecznie, ale nadal. Nie zamierzał urazić w żaden sposób właścicielki tego przybytku.


_________________
the neck lifted to see
tomorrow Was cut off By somebody someday When it’ll be forgiven to Laugh out loud

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Szelest ocierających się o siebie kart umilkł nieoczekiwanie, gdy obdarzona aureolą loków niewiasta zanurkowała za ladą i wyłoniła się z dwiema czarkami, z wierzchu brunatno-brązowymi, wyglądającymi trochę jak niezgrabnie ociosane kamienie, w środku jednak błyszczącymi złotem, niczym wnętrze wymuskanych tybetańskich mis. Jego odmowę przyjęła lekkim uniesieniem brwi, ale i tak użyła naczyń, skoro już je wyciągnęła. To znaczy... jednego naczynia.

– ... to może chociaż szyneczki? Myślę, że władze nie mają szyneczkomatu na podorędziu. Bardzo dobra, stara metoda wędzenia. – zachęciła przymilnie z najniewinniejszym uśmiechem na świecie. Bardzo dobra, bardzo świeża, bardzo obrazoburcza szyneczka z ludziny. Cóż, zdarzało jej się częstować już swoich ludzkich klientów różnymi frykasami. Nieświadomość, jak mawiają, jest definicją szczęścia. Sama czubeczkami palców zgarnęła jeden rulonik i zjadła go ze smakiem, bycie mordercą nie było tak dotkliwe, sumienie ucichło jej po pierwszej dekadzie.
– Arkana...– zawahała się na moment, nie będąc pewną czy nie wpaść w gadkę typową, jaką sprzedawała nowym klientom. A jednak w tym wahaniu zapatrzyła się na dłuższą chwilę w twarz ufną, żeby nie powiedzieć naiwną, dobrotliwą, tak odmienną od tych, które otaczały ją w tym nieszczęsnym życiu wiecznym. Było w nim coś przywodzącego na myśl puchatego szczeniaka, którego chciało się po prostu przytulić i sprawić, żeby już zawsze się uśmiechał. Nieco toksycznie, ale lepiej od zadawania wiecznego bólu, przynajmniej tak się Tahirze zdawało. Popiła winem, właściwie osuszyła całą czarkę od razu, niepomna tego ile to wino miało lat, a następnie podjęła znów, powracając do tasowania. Co jakiś czas jej nadgarstki zakręcały półkola by częśc kart odwrócić o 180 stopni:
–... to bardzo zależy. Siła autosugestii jest naukowo udowodniona, nie tyle co prawda, że wiesz... antenka w kosmos i kosmos nam odpowie, tego szczerze nienawidzę... – pochyliła się konspiracyjnie przez ladę, w palisandrowych oczach zabłysły iskierki, gdy szeptem dodała – ...nie bierz książek z półki trzeciej od dołu, to gówno, którym jednak opłacam czynsz, właściciel kamienicy to straszny... dusigrosz i despota. – Ach, mówienie o ojcu w samych superlatywach przychodziło jej jak zawsze z taką łatwością.
Tahira wyprostowała się ciesząc przejętą inicjatywą.
– Niemniej, pytaj! Pierwszy raz za darmo. O ile to Twój pierwszy raz...? – dwuznaczność zawisła w powietrzu, ale była w stanie to udźwignąć, badając czy w tym słodkim anielątku zadrżą jakieś buńczuczne nuty.


@Edmé Le Blanc
@Sahak Darbinyan małe obgadywanko nie jest złe :*

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Edmé Le Blanc

Edmé Le Blanc
Liczba postów : 56
Obserwował.
Był obserwatorem.
Oczy wędrowały spokojnie po miejscu, w którym to się znajdował; po regałach, na których być może znajdowała się cząstka kurzu lat przeszłych, a może właścicielka niedawno je odkurzyła; szczegóły wydawały się być istotne w tym momencie, w danym miejscu historii. Edme stał. W jednym miejscu, statycznie, bez napięcia mięśni, a zamiast tego z łagodnym spojrzeniem w tęczówkach jasnych, kiedy te ukrywały coś więcej. W ciszy i w spokoju, w temperamencie własnego oddechu i płuc napełniających się powietrzem; ze skurczem klatki piersiowej, kiedy ta z powrotem wyrzuciła z siebie niepotrzebny balast dla sylwetki, ale potrzebny balast dla transportu tlenu do komórek. Był cichy, uprzejmy i stonowany; łagodny w swoich ruchach, bez gwałtowności w czynach, z lekkością i swobodą jednocześnie, którą ta mogła prawdopodobnie wyczuć.
Sygnał. Lekki bodziec, ugodzenie szpilką w umysł, uderzenie myśli, która wskazywała na to, iż intencje, o ile były szczere, miały drugą naturę. Życie przez wiele lat na terenach różnorakich niosło ze sobą konieczność posiadania szóstego zmysłu. Może nawet i siódmego, który rozprostował łapy od razu, niczym pies wartujący przy wejściu do mieszkania. Wydał sygnał, a ten został przez Le Blanca zauważony.
- Nie lubię korzystać z nadmiernej gościnności. - zaśmiał się lekko. Był rozluźniony tak samo, jak chwilę temu; tak samo, jak wcześniej odmówił procentów, tak teraz zrobił to samo darmową przekąską. Nie przeszkadzało mu to; może nie był takim rzeczywistym Francuzem z krwi i kości, na jakiego się malował. Prędzej kierował się w stronę skromności, która przejmowała kontrolę nad pierwszym obrazem malowanym pędzlami wyobraźni.
Edme zauważył tę pauzę. Nie była ona nietypowa, ale sama w sobie zdradzała wiele rzeczy. Pierwszą z nich było prawdopodobne zastanowienie się nad odpowiedzią. Drugą — podjęcie prawidłowej decyzji. Trzecia natomiast muskała podświadomość, opierając się na czymś innym. Nie mógł odczytywać w pełni myśli; nawet gdyby kiedykolwiek chciał posiąść tę możliwość, pozostawała ona tylko i wyłącznie mrzonką. Może to i dobrze — lubił podchodzić do ludzi niczym do wierszy. Jeden wiersz można zrozumieć od razu, inne natomiast wymagają czasu, aby móc je rozszyfrować. Kobieta też była pod tym względem wierszem. Starał się ją zrozumieć, ale w ciszy i w spokoju.
Zamrugał. Tak, ludzie są niczym tekst, który trzeba interpretować inaczej w zależności od pióra autora.
- Wiem. Odpowiedzi są gdzieś indziej. A w szczególności w samych nas. - mruknąwszy, kontynuował; powoli, skrupulatnie, tak samo łagodnie, jak to miało miejsce wcześniej. - Chociaż też, powszechne stało się kiedyś stwierdzenie iluzji częstotliwości. Baader-Meinhof. Czyli, kiedy słowo lub rzecz zwróciło wcześniej swoją uwagę, nagle zaczyna pojawiać się coraz to częściej i częściej. - w tym momencie spojrzał na pozostałe elementy wystroju wyposażenia. - Jeżeli skupimy uwagę na złe rzeczy, to o dziwo wydaje się ich być zdecydowanie więcej. Częściej nam się przytrafiają, ale tak naprawdę zwracamy na nie uwagę. Tak samo jest z rzeczami szczęśliwymi; jeżeli o nich pomyślimy i skupimy naszą uwagę tylko na nich, zaczniemy szukać schematu. - głos miał ciepły. Mówił to, aby zastanowić się nad tym, czy wróżby i wszelkie inne rzeczy mają jakiś sens — w dobie autosugestii. - Szukamy sekwencji i szukamy też statyczności. Czujemy się bezpiecznie w miejscach, które wydają się nam być znajome. - bezpiecznego schronu, domu; domu, którego nie miał.
Jeżeli tylko ktoś wyczuli swój umysł w sposób odpowiedni, nie minie zbyt dużo czasu, zanim sekwencje liczb zaczną mieć jakieś większe znaczenie — i to tylko prowizorycznie. Tonący chwyta się brzytwy i szuka odpowiedzi; może taki właśnie był Edme.
Tonący i gotów chwycić za brzytwę. W tym przypadku były to umiejętności stawiania tarota przez kobietę o iście palisandrowych oczach i hebanowej burzy loków. Chociaż nie, w jej przypadku bardziej pasowało stwierdzenie "aureolą".  Niczym u aniołów, chociaż samemu pozostawał jedynie duszą — nikłą, może nie do końca prawidłową. Zapuszczał korzenie, niczym drzewo, ale szukał w tym jakiegoś ratunku.
- Czy to nie oznacza, że powinienem je kupić? Żebyś mogła opłacić czynsz? Czy lepiej, żebym wziął coś bardziej wartościowego? - podniósł lekko brwi do góry, a za tym gestem poszły też kąciki ust.
Dlaczego — lekko się zastanowił, muskając własny umysł — ona świadomie postanowiła o tym powiedzieć? Wiedział jedno: sprzedawcy zazwyczaj starają się wycisnąć z reszty ich ostatni grosz. Ci uczynni natomiast sprzedają towary taniej — jeżeli mogą — ponieważ bogaci będą szczędzić każdego grosza. Mężczyzna zauważał jedno: że biedny zazwyczaj wyłoży na tacę to, co ma. I nie będzie narzekał.
- Pierwszy raz za darmo, żebym się przekonał i przychodził. Brzmi jak palenie papierosów... - zaśmiawszy się lekko, podniósł obronnie jednak ręce. Nie miał zamiaru jej urazić, chociaż na kolejne słowa jeszcze ten stan śmiania sie nieźle utrzymał. - Ten? Ten akurat pierwszy. - zawsze był pod tym względem skryty, dlatego więc i postanowił zadziałać niemal od razu. O swoim życiu mało rozmawiał; nie uważał je za interesujące. Długo musiał zastanowić się nad tym, jak to w ogóle ugrać. - Czyli zadaję pytanie, tak? - rzucił jeszcze kontrolnie, myśląc nad tym, o co mógłby się zapytać. - Jak ci na imię? - po tej pauzie rzucił i po paru sekundach prychnął, przywracając siebie do pionu. - Już się poprawiam, dobrze. Czy następne miesiące przyniosą mi odpowiedzi na wiele innych pytań, poza poprzednim? Czy będą zadowalające i czy przypadkiem nie doprowadzą do kolejnych pytań? - no i zapytał; zapytał o masło maślane, oszukując system.
A może miał w tym jakiś cel.

_________________
the neck lifted to see
tomorrow Was cut off By somebody someday When it’ll be forgiven to Laugh out loud

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Kurzu i psiej sierści białej i czarnej było co niemiara, a ze ścieżek pomiędzy nimi czytać można było lepiej i skuteczniej niż z dłoni. Na zniszczonej podłodze liczącej lekką ręką kilka dekad, leżał wypłowiały, zadeptany dywan, prócz stałej ekspozycji i mebli wydających się każdy z innej parafii, stały kartony, skrzynie, a nawet puszki z farbą. Najczarniejsze kąty butelkowo-zielonych ścian zdobiły pęknięcia i zacieki, przy regałach porozciągane były pajęczyny. Regał, podobnie jak gablota z kamieniami szlachetnymi zdawały się być najczęściej oblegane, znajdujący się po jego lewej stronie stoliczek z dwoma niedopasowanymi fotelami był również zaskakująco czysty.

– Od razu nadmierna. Zwędzone od kumpeli z domówki. – kolejny mięsny rulonik znalazł się w jej ustach, odgłosy ciamknięć i pomruku zadowolenia zdawał się jasno mówić rozmówcy, że jego odmowa raczej ucieszyła gospodynię, niż zmartwiła – więcej dla niej. Podniosła się i wskazała na stolik.

– Usiądźmy więc, panie znający odpowiedź na zadawane pytania. No możesz poza imieniem... możesz mówić mi Tahi. – zaległa w czerwonym fotelu, odkładając na blat wino, wracając do tasowania i podwijając bose nogi, jakby była u siebie w domu, a nie sklepie dla bardzo poważnych wróżów i wróżek. – Normalnie robię to na zapleczu – kiwnęła głową w kierunku drzwi zdobionych księżycowym witrażem, bawiąc się nieco dwuznacznością tych deklaracji – ... ale Pho i Daim śpią, nie chce im przeszkadzać. szast szast cyk cyk cyk szast: dźwięki arkanów i zegarów stapiały się ze sobą, doprawione kadzidłem i unoszącym się w powietrzu opium, jakby kurz osiadły poszukiwał dla swojej egzystencji trójwymiaru.– ... a zatem pytanie o pytania. Jak sobie życzysz... – zawiesiła głos, pochylając się ku niemu, czekając, aż jej się przedstawi. A jeśli tylko zwlekał, zamierzała przynaglić go, kiwaniem lokowaną głową. Szast szaszt cyk szast cyk cyk...


_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Edmé Le Blanc

Edmé Le Blanc
Liczba postów : 56
Mógł nie wiedzieć - a mógł być również i ślepcem, który nie zauważał. Ale skrzętnie chowane w odmętach umysłu informacje były jednym z dowodów na to, że coś zauważał. Lekko, częściowo, ale nadal, ciało wiedziało.
Dlatego, gdy rozglądał się po sklepie ezoterycznym, nie bez powodu starał się zapamiętać jak najwięcej rzeczy - nie tylko ze spotkania, ale też i z rozmowy. Zielone, lekko stonowane ściany nadawały całej atmosferze specyficznego uroku. Niektórzy za tą barwą nie przepadają i uważają ją za coś, co powinno zostać zniszczone. Edme? Prędzej podchodził do tego w sposób obojętny, mimochodem oceniając gust właścicielki. Tym, co odróżniało resztę od pomieszczenia, był znajdujący się przy ladzie stolik przypominający fundamenty jońskiego stylu kolumn rzymskich. Bez dotykania nie byłby w stanie stwierdzić, czy jest to prawdziwy marmur, czy jednak jego podróbka, ale nie to wymagało zaspokojenia ludzkiej ciekawości.
Sierść. Kurz i sierść były tym, co wskazywało na obecność zwierząt.
- Podobno kradzione smakuje najlepiej. - spojrzał na kobietę, która była właścicielką przybytku. No tak. Stare słowa, może poniekąd prawdziwe, ale z drugiej strony samemu nie poczuwałby się do czegoś takiego. Może gdyby życie go przycisnęło, to owszem, ale teraz? Niespecjalnie.
Wstał za kobietą, aby następnie zająć odpowiednie miejsce przy stoliku. Nie spieszyło mu się — ruchy miał naturalne, bez popędzania, przepełnione prędzej świadomością, iż pewne rzeczy w nim samym wymagają stosownych napraw. Szkoda tylko, że byt ludzki sam w sobie jest bardziej skomplikowany niż maszyna — nie da się wymienić jakoś szczególnie łatwo poszczególnych części, a także każda z nich jest inna w każdym człowieku. Do tego jeszcze należy wliczyć "duszę", chociaż maszyna posiadająca w sobie coś więcej jest tylko i wyłącznie złudzeniem filmów sci-fi.
A może nie?
- Zgaduję, że to skrót od imienia, zgadza się? - rzucił kolejnym pytaniem, ale też, jako że nie był pozbawiony manier, postanowił się przedstawić. Nie teraz, ale trochę później — nie przerywał jej dalej odpowiedniego wdrożenia w tajemnice polegające na wróżeniu z kart tarota. Nie znał się na tym, to prawda, ale nie miał również problemów z nauką, jeżeli coś go szczególnie interesowało. - Wiadomo. Prywatność klientów i te sprawy... - mruknąwszy rozbawiony, szedł ramię w ramię z tymi dwuznacznościami, aby następnie kontynuować. - Nie ma co im przerywać snu. Pewnie na niego zasługują. - przytaknął. W końcu sam by nie chciał, aby ktoś mu przeszkadzał w tymczasowych drzemkach. Dźwięk kart tarota, ich przekładania i wszelkich akcji wykonywanych przez dłonie dziewczyny, docierał do jego uszu bez najmniejszego zastanowienia. Chłonął to wszystko. Podnoszenie się klatek piersiowych psów, uderzenia serca, docierający do uszu uliczny gwar. Przesyt? Być może.
- Edme. Edme Le Blanc. - przedstawił się pełnym imieniem i nazwiskiem. Nie wiedział, czy ktoś go zna i kojarzy, ale jakby co — zawsze był przygotowany. Nawet jeżeli tego nie można było zauważyć poprzez wiele innych elementów składających się na całość widzianej przez nieznajomych sylwetki.


_________________
the neck lifted to see
tomorrow Was cut off By somebody someday When it’ll be forgiven to Laugh out loud

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Gdy on chłonął dźwięki, ona chłonęła go. W całości oblicza, maski czy też prawdy, jaką przedstawiały szczere, rozglądające się dookoła oczy, przyjemny uśmiech, miękkie ruchy. Archetyp idealisty, głupiec, który z kwiatem w ręku dopiero wyrusza w swoją podróż, wolny od ciężaru doświadczenia i bólu doświadczeń, które dopiero będą miały pojawić się w jego życiu. Choć kobieta nie przykładała większej wagi do trzody, pośród której przyszło jej chodzić, te iskry dobra i niewinności, które czasem zdarzało jej się znaleźć, zazwyczaj odwodziły ją od mordu. Nawet jeśli krew takich istnień zdawała się być słodsza niż pozostałych. Mimowolnie, pogrążając się w wyobrażeniu, jak mógłby smakować, odetchnęła głęboko, niby w mistycznym, ezoterycznym uniesieniu. W obrazie nieoczekiwanie pojawiły się pozornie fałszywe nuty, umykające wcześniej wrażenie drugiej natury. Kąciki ust zadrgały, jakby powiedział jej przed chwilą niezwykle zabawną anegdotkę. Przysunęła karty do ust i zaczęła powoli szeptać ku nim:

– Edmé...prosi o wskazanie, o drogę i kierunek wobec pytań... pytań gnębiących jego duszę. Czy znajdzie na nie odpowiedzi? A może zapętlą się dookoła jego szyi, mnożąc się niczym głowy hydry? Edmé... pyta o swoje pytania. – gdy tylko uniosła powieki, ich spojrzenia znów się mogły skrzyżować. Łagodny uśmiech towarzyszył przenikliwym ciemnością oczom, gdy znów karty ruszyły w taniec. W milczeniu i skupieniu, jakby te elementy musiały zostać zachowane, pomimo swobody atmosfery i przekazu. W końcu wyrównała talię i wyciągnęła ją w kierunku gościa. – Zadaj swoje pytanie jeszcze raz i przełóż... – a gdy tylko uczynił to, ujęła jego dłonie w swoje. Mały test, ledwie potwierdzenie różnicy temperatur pośród giętkich gestów karcianego sztukmistrza. Wraz ze zrozumieniem obecnej sytuacji wzdłuż kręgosłupa przeszedł ją przyjemny dreszcz. Nowy wilk w mieście... Nie sposób było opisać jak lubiła te momenty dość monotonnym, już paryskim bytowaniu.

Przysunęła stolik tak, by znajdował się idealnie pomiędzy nimi, przesunęła łokciem nadmiar gratów, w tym swoje naczynie. Wino przestało ją jakkolwiek obchodzić. Wieczór nagle nabrał barw i posmaku, którego się nie spodziewała, choć... jakby się zastanowić to karty ledwie moment temu jej to sugerowały.

Pierwsza karta padła w samym centrum przed gościem. Napis znajdujący się u jej szczytu choć będący do górny nogami, głosił że oto patrzy na niego księżyc. Podobnie jak napis, tak i cały obraz był odwrócony. U góry ziemia, na dole niebo ze smutnym obliczem nocnego satelity. Zatrzymała się i uniosła ku niemu rozbawione oczy.

– W układzie jest kilka kart, a każda ma swoją pozycję, swoje znaczenie. Pierwsza karta w krzyżu, to Ty, miejsce w którym się znalazłeś. Punkt wyjścia pytań, które Cię męczą.



_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach