Liczba postów : 1257
Tytuł: The Fool
Data: 1 listopada 2013
Miejsce: Paryż, Sklep ezoteryczny przy Rue des Archives
Kto: Tahira Darbinyan, Edme le Blanc
Po wczorajszym szaleństwie Halloween, będącym świętem przed którym Francuzi bronili się ile mogli, a jednak średnio im to wychodziło, dzisiejszej nocy był względy spokój. Śniada właścicielka ezoterycznego sklepu w bocznej uliczce znajdującej się w ścisłym centrum stolicy miłości, siedziała na barowym krześle za ladą, właściwie półleżąc na niej. Był w niej jakiś niepokój, niezrozumiały, irracjonalny lęk wymieszany z nudą. Dziś nie miała nic do roboty, dzisiaj niczym i nikim nie miała ochoty wypełniać krzyczącej w trzewiach pustki. Nie chciała, a jednak ręce drżały, by nie sięgnąć po telefon, nie umówić się spontanicznie, nie wyskoczyć okazjonalnie na łowy, albo chociaż zajrzeć do siostry pognębić kogoś z ich klatkowego chowu. Nie... Oddychała niespokojnie, drażniła ją faktura przydużego swetra, kadzidła, które zwyczajowo wypełniały płuca tak właścicielki jak i kupujących w sklepie, były jej nagle obmierzłe. Obok głowy stała świeżo otworzona butelka czerwonego wina (kto jej zabroni?) i talerz elegancko zwiniętych ruloników szynki, które wzięła ze sobą po ostatniej imprezie u wilkołaczej dyplomatki. Cisza i bezruch były zabójcze. W końcu ze jęknięciem zniecierpliwienia sięgnęła po swoją talię i zaczęła prawie że z wściekłością ją tasować. Normalnie, dla swoich klientów ukrywała się w osłoniętym zasłoną wykuszu, obwieszała się talizmanami, odpowiednie oświetlenie robiło swoje. Teraz jednak pytała sama, więc w dupie miała co sobie karty pomyślą o okolicznościach i surowym anturażu. Przez zaciśnięte zęby zadała pytanie i zaczęła układać... jedna po drugiej. Poczucie zagrożenia, izolacja...
– Świetnie, może powiecie mi coś, czego nie wiem? – mruknęła po arabsku, nieświadoma nawet którego języka użyła. Nowe ścieżki, ucieczka po zakrapianej nocy... tu tylko parsknięcie zostało wypchnięte z drobnych, nieśmiertelnych płuc. Dopiero odwrócony mag i nadchodzący król mieczy wzbudził w niej ciekawość. Chłodny osąd, to nie jest coś, o co by się podejrzewała w obecnej chwili. Obiecała sobie w duchu uzupełnić zapasy o kilku psychologów, a może lepiej nawet psychiatrów i ruszyła dalej... Pozostał słup. Oszustwo i desperacja. Przez moment rozważała, czy nie pizgnać arkanami o podłogę, potrzebowała jednak dokończyć układu. Zawsze kończyła układ. Przyszłość zdradziła jej nadejście biesiadników. Uniosła brwi zaskoczona i sięgnęła do butelki, by z gwinta pociągnąć wytrawne, wykrzywiające twarz garbnikami wino.
_________________
Data: 1 listopada 2013
Miejsce: Paryż, Sklep ezoteryczny przy Rue des Archives
Kto: Tahira Darbinyan, Edme le Blanc
Po wczorajszym szaleństwie Halloween, będącym świętem przed którym Francuzi bronili się ile mogli, a jednak średnio im to wychodziło, dzisiejszej nocy był względy spokój. Śniada właścicielka ezoterycznego sklepu w bocznej uliczce znajdującej się w ścisłym centrum stolicy miłości, siedziała na barowym krześle za ladą, właściwie półleżąc na niej. Był w niej jakiś niepokój, niezrozumiały, irracjonalny lęk wymieszany z nudą. Dziś nie miała nic do roboty, dzisiaj niczym i nikim nie miała ochoty wypełniać krzyczącej w trzewiach pustki. Nie chciała, a jednak ręce drżały, by nie sięgnąć po telefon, nie umówić się spontanicznie, nie wyskoczyć okazjonalnie na łowy, albo chociaż zajrzeć do siostry pognębić kogoś z ich klatkowego chowu. Nie... Oddychała niespokojnie, drażniła ją faktura przydużego swetra, kadzidła, które zwyczajowo wypełniały płuca tak właścicielki jak i kupujących w sklepie, były jej nagle obmierzłe. Obok głowy stała świeżo otworzona butelka czerwonego wina (kto jej zabroni?) i talerz elegancko zwiniętych ruloników szynki, które wzięła ze sobą po ostatniej imprezie u wilkołaczej dyplomatki. Cisza i bezruch były zabójcze. W końcu ze jęknięciem zniecierpliwienia sięgnęła po swoją talię i zaczęła prawie że z wściekłością ją tasować. Normalnie, dla swoich klientów ukrywała się w osłoniętym zasłoną wykuszu, obwieszała się talizmanami, odpowiednie oświetlenie robiło swoje. Teraz jednak pytała sama, więc w dupie miała co sobie karty pomyślą o okolicznościach i surowym anturażu. Przez zaciśnięte zęby zadała pytanie i zaczęła układać... jedna po drugiej. Poczucie zagrożenia, izolacja...
– Świetnie, może powiecie mi coś, czego nie wiem? – mruknęła po arabsku, nieświadoma nawet którego języka użyła. Nowe ścieżki, ucieczka po zakrapianej nocy... tu tylko parsknięcie zostało wypchnięte z drobnych, nieśmiertelnych płuc. Dopiero odwrócony mag i nadchodzący król mieczy wzbudził w niej ciekawość. Chłodny osąd, to nie jest coś, o co by się podejrzewała w obecnej chwili. Obiecała sobie w duchu uzupełnić zapasy o kilku psychologów, a może lepiej nawet psychiatrów i ruszyła dalej... Pozostał słup. Oszustwo i desperacja. Przez moment rozważała, czy nie pizgnać arkanami o podłogę, potrzebowała jednak dokończyć układu. Zawsze kończyła układ. Przyszłość zdradziła jej nadejście biesiadników. Uniosła brwi zaskoczona i sięgnęła do butelki, by z gwinta pociągnąć wytrawne, wykrzywiające twarz garbnikami wino.
_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!