Liczba postów : 39
Atagi Osamu
podstawowe
wiek: 335 lat (urodzony w 1685 roku / przemieniony w 1722)
rasa: Wampir
pochodzenie: Osaka, Japonia
wizerunek: Kubozuka Yōsuke
rola w rodzie / watasze: Van der Eretein - łowca
znaki szczególne
Znak ognia: perliste blizny rozkładające się na jednej czwartej pleców, skoncentrowane po prawej stronie, przechodzące płynnie przez biodro, po stopę. Nieco mniejsza konstelacja załamań i zrostów również będących wspomnieniem po pożarze na prawym barku i pod linią żuchwy.
Lekkie utykanie na prawą nogę, widoczne dla bardziej wprawnego oka, niemal zupełnie zniwelowane latami ćwiczeń i samodyscypliny.
Ograniczona ruchomość prawej ręki w barku spowodowana nieprawidłowym zrostem skóry.
Zgrubienie po cięciu na brzuchu.
Włosy opadające luźno na skronie, onyksowe tęczówki zlewające się w jedność ze źrenicami.
Rozedrgane kąciki ust uniesione w subtelnym uśmiechu.
Znak ognia: perliste blizny rozkładające się na jednej czwartej pleców, skoncentrowane po prawej stronie, przechodzące płynnie przez biodro, po stopę. Nieco mniejsza konstelacja załamań i zrostów również będących wspomnieniem po pożarze na prawym barku i pod linią żuchwy.
Lekkie utykanie na prawą nogę, widoczne dla bardziej wprawnego oka, niemal zupełnie zniwelowane latami ćwiczeń i samodyscypliny.
Ograniczona ruchomość prawej ręki w barku spowodowana nieprawidłowym zrostem skóry.
Zgrubienie po cięciu na brzuchu.
Włosy opadające luźno na skronie, onyksowe tęczówki zlewające się w jedność ze źrenicami.
Rozedrgane kąciki ust uniesione w subtelnym uśmiechu.
biografia
Letnie trawy,
Wszystko co zostaje
Z marzeń żołnierzy
Wszystko co zostaje
Z marzeń żołnierzy
Gryzący swąd dymu. Co płonie szybciej: ludzka skóra czy drewno? Tatami czy bawełna? To bez znaczenia.
Rozedrgana ziemia nie zaznała spokoju; ukołysana do snu została następnie przeszyta ostrzem kolejnego, zdradliwego kataklizmu.
Nigdy nie wybiegałem myślami poza to, co naznaczał mi obowiązek i oddawany od pokoleń hołd dla tradycji. Tak niewiele potrzeba, by zetrzeć w proch wymagający, choć przyjęty bez zbędnego zająknienia, plan.
Kolorowe płaty materiału wyglądają pięknie, kiedy tworzą jedność ze skórą, a nad głową kłębi się dym; tylko te ręce, które szarpią za ramię i nie pozwalają leżeć. Krzyki i rozpacz. Nagłe torsje i utrata świadomości, bo coś jest nie tak i umysł nie wytrzymuje rozsadzając bólem kościane sklepienie czaszki. Dlaczego trzeba znów otworzyć oczy? Strach zaczyna paraliżować, gdy płomienie pochłaniają już nie tylko ten budynek, ale i kolejne wraz z przyległymi ogrodami. Po kolorach pozostał brązowy ochłap, po skórze otwarta rana.
Jedno całe życie i pół mojego - tyle wyniesiono ze zgliszczy domostwa. Gdzie reszta? Zaprzedałem ją w imię wyższego dobra.
Egzystencja bohatera w gruncie rzeczy jest ciekawa do pewnego momentu. Gloria powrotu strzępków ludzkiej istoty i najlepsza opieka, byle wykrzesać z połowy całość - znów szloch i łzy. Myślałem, że wszystko powinno potoczyć się inaczej, że nie powinno mnie tam być; na bieli świeżego posłania, w mdłym świetle sączącym się przez warstwę washi.
Ojciec, matka, Yuna. Cały świat zaklęty w trójkę. Nic więcej. Czasami odgłosy obcych kroków - kiedy byłem bardziej przytomny - nieznana sylwetka na skraju tatami i poklepywanie po ramieniu: "Dobrze zrobiłeś, ocaliłeś kilkoro ludzi daimyō."
Jestem. Nie... B y ł e m wojownikiem.
***
Osamotnienie
wsiąka głęboko w głazy
brzmienie cykady
wsiąka głęboko w głazy
brzmienie cykady
Na języku czuję posmak moreli. Próbuję zmusić ciało, by poddało się kształtowaniu jaki lata temu. Mięśnie drgają i odmawiają posłuszeństwa. Miecz nie leży w dłoni z podobną swobodą, noga ucieka, a cięcie nie ma w sobie gracji. Nie potrafię z tym żyć, choć siostrzany upór zmusza mnie do podejmowania kolejnych starań. Sądzę, że lepiej było mi pod resztkami budynku, pod płonącymi shōji.
Częściej sięgam po shōchū z bólu, bo na dnie nie ma radości. Bywają wieczory, że włóczę się po Osace i próbuję znaleźć dogodne miejsce na ostatni haust życia. Zwykle jednak znajduje mnie wtedy Yuna i patrzę w fiołkowe kryształy oczu, po czym czuję pod powiekami ostre ziarenka piasku. Wracam do domu.
Nie pamiętam, kiedy dokładnie się pojawił. Nie mam pojęcia, dlaczego wybrał nasze domostwo. Nie rozumiem też, dlaczego chcę przebywać w jego towarzystwie, choć czuję się wykończony do cna. Może robię to głównie przez wzgląd na nią? Bo widzę, że potrzebuje złapać oddech. Poddaję się więc kolejnym dniom i próbuję odnaleźć nowy sens, gdy ten pierwotny został mi odebrany.
Lubię sztukę, rozumiem, skąd fascynacja Kazuo. Jego mądrość wydaje się być świeżym powiewem, pokazuje inną perspektywę i ułatwia przewartościować pewne aspekty życia. Wiem, że jego pamięć sięga daleko poza czasy izolacji wysp. Wiem, że miał kontakt ze światem wykraczającym daleko poza Azję. Czuję większy spokój, choć ojcowskie oko wciąż jest nazbyt surowe i próbuje wyrwać mi serce z piersi. Ja jednak udaję, że nie widzę niezadowolenia i złości, upajam się wizją nowego początku. Chcę wierzyć, że Kazuo pomoże mi odzyskać utracone zdolności, że znów będę mógł być wojownikiem. Ale... cena mnie przeraża. Ważę w dłoniach dwie możliwości i próbuję wyzuć się z resztek ideałów, by utwierdzić Yunę w słuszności podjętej decyzji.
Ostatnie słowo nie jest łatwe, a noce nie przynoszą wytchnienia. Wyrzuty sumienia - chyba czuję je od zawsze, kiedy patrzę na ojca. Sądzę, że byłoby mu łatwiej, gdyby moje istnienie skończyło się wraz ze zmierzchem ery Genroku. Często o tym myślę i owa troska uniemożliwia mi powrót do spokoju. Wciąż się zatrzymuję i patrzę na tantō przy boku. Tak nakazują resztki honoru, którego powinienem strzec, nim jego marna wydmuszka obróci się w perzynę.
Ruszam więc przez noc, pozostawiając za sobą zakurzoną zbroję i miecz. Bordowe krople układają się w ścieżkę, bo tak mocno zaciskam palce na ostrzu.
***
O płot drewniany
Martwe liście herbaty
Uderzają z wichrem
Martwe liście herbaty
Uderzają z wichrem
Śmierć przeżyłem kilkukrotnie; za każdym razem wyrywany brutalnie z jej słodkich objęć, być może jedynych prawdziwie czułych. Nie rozumiałem i po dziś dzień nie rozumiem, dlaczego. Dlaczego życie tak usilnie trzyma się mych pleców niczym liche skrzydła unoszące znad przepaści, choć przecież za każdym razem sięgam palcami i wyrywam białe pióra w nadziei, że spadnę, niczym Ikar podrażniony promieniami słońca. Nic się nie dzieje, nawet kiedy dobywam noża i koszę lotki upstrzone kroplami krwi. Wciąż jakaś siła trzyma mnie i pozwala szybować lotem chwiejnym, a jednak nieprzerwanym.
Wbijam wreszcie ostrze po samą rękojeść, lecz i to nie przynosi skutku. Jak zwykle podąża za mną jak cień, wyrywa tantō i błaga. To dziś, dziś; choć okłamywałem ją, że jestem gotowy. Błaga o litość. Uprasza łaskę. Odradzam się, choć nigdy nie chciałem. Srebrne oko księżyca łypie na mnie złowrogo i czuję głód, jakiego wcześniej nie znałem. Znów widzę siostrę i przybysza.
Pół duszy, a puste miejsce zapełnione nowym istnieniem.
Czasami myślę nad tym, czy bardziej ich przeklinam czy kocham. Zastanawiam się dość długo i napotykam wykrojone w migdał oczy oraz mleczną biel skóry Yuny. Dostrzegam księgi Kazuo. Uświadamiam sobie, że jednak więcej we mnie czułości, więc poddaję się i wybieram jedyną, słuszną odpowiedź, nawet kiedy palce zwijam w pięść i chowam do kieszeni. Ciągle i ciągle, na przestrzeni kolejnych dekad zmieniających się w stulecia.
***
Morze ciemnieje
a głosy dzikich kaczek
stają się białe
a głosy dzikich kaczek
stają się białe
Znany świat przemija. Izolacja Japonii nie sprzyja dalekim wyprawom, jednak nie mogę - nie możemy - pozostać na stałe w Osace. Czas biegnie, a my trwamy zawieszeni gdzieś pomiędzy. Sylwetki rodziców odpływają w niebyt i niemal całkiem wypieram pamięć o ojcowskich, surowych oczach. Próbuję odnaleźć utracony balans; w głowie mam różne myśli, lecz temperuje je Yuna. Próbuję odnaleźć w sobie resztki odwagi i podążyć tam, gdzie próbuje nas wysłać stwórca. Nie znam innego świata. Nieszczególnie rozumiem kulturę obcokrajowców, a jednak przesiąkam nią nieintencjonalnie, pochłaniając kolejne, zimne, zupełnie obce wspomnienia.
Jestem tu obcy, choć podobno s w ó j. Stwórca wprowadza nas w szeregi swojej rodziny, w szeregi rodziny jego stwórcy. Tu znów mogę być sobą, choć nie potrafię do końca. Zmieniam się przez kolejne dekady, lecz to, co dzieje się dookoła przyjmuję z wyraźnym spokojem. Przyglądam się i próbuję pomagać, uczestniczę w procederze, byle nasza bytność nie została zagrożona. Wciąż jednak coś mnie pociąga ku utraconym czasom i nie potrafię odciąć się zupełnie od ludzkich trosk oraz zmartwień. Czasami czuję przerażenie, kiedy dawne, rodzinne ziemie kaleczy widmo wojny. Nie próbuję jednak się w to mieszać. Mamy swoje zmartwienia.
Czasami nie umiem dojść z Yuną do porozumienia. Wciąż potrafię rozdrapywać stare rany i powracać do tego, co mi uczyniono. Nie protestowałem, owszem, ale nigdy, w głębi serca, nie chciałem podobnego losu. Nasz rozłam trwa niemal pół wieku; drogi biegną w odległe zakątki świata, by ostatecznie spotkać się w rodzinnej Osace. Tam, gdzie wszystko się zaczęło.
Chyba pogodziłem się z przeszłością.
Lecące w podróż
moje tułacze myśli
nad zwiędłym wrzosem
moje tułacze myśli
nad zwiędłym wrzosem
ciekawostki
Blizny noszone na ciele powstały w wyniku pożaru Edo - wydarzenia kończącego erę Genroku - poprzedzonego wielkim trzęsieniem ziemi.
Wskutek doświadczeń przez lata nie udało mu się wyzbyć lęku przed ogniem.
Jego jedyną pamiątką po starym życiu jest tantō zdobiony rodzinnymi symbolami; praktycznie się z nim nie rozstaje.
Z rozmiłowaniem kolekcjonuje dzieła mistrzów sztuki ukiyo-e począwszy od żyjącego w czasach jego dzieciństwa - Hishikawy Moronobu.
Choć jest praworęczny, w wyniku odniesionych obrażeń nauczył się sprawnie i precyzyjnie posługiwać lewą ręką, by zamaskować uszczerbek na zdrowiu.
Zawsze dba o to, by ciuchy, które nosi wykonane były z najwyższej jakości materiałów. Nie lubi, gdy do jego skóry przylegają szorstkie, syntetyczne tkaniny. Często jego ubiory nawiązują do tradycji japońskiej lecz nie tracą przy tym na nowoczesnym rysie.
Zwykle dość dobrze maskuje mankamenty swego wyglądu, choć zdaje się, że przez upływ lat coraz mniejszą uwagę przywiązuje do owych wysiłków, zauważając, że w przedziwny sposób jego blizny zwykle bardziej ludzi fascynują, niż odpychają.