Skrót statystyk : S: 2/5
SPT: 1/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 0/3
SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktor
MUTACJE NEGATYWNE
— Bezpłodny
— Okaleczony [-1 ukrycie w tłumie]
— Konserwatysta [-1 skup]
— Lęk [-2 OP]
— Alergik [proszek do prania, -1 PRC]
— Nadwrażliwy [słuch, -2 PRC]
MUTACJE POZYTYWNE
— Farciarz
— Szósty zmysł [+1 SPT/OP]
— Predator [+1 PRC]
SPT: 1/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 0/3
SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktor
MUTACJE NEGATYWNE
— Bezpłodny
— Okaleczony [-1 ukrycie w tłumie]
— Konserwatysta [-1 skup]
— Lęk [-2 OP]
— Alergik [proszek do prania, -1 PRC]
— Nadwrażliwy [słuch, -2 PRC]
MUTACJE POZYTYWNE
— Farciarz
— Szósty zmysł [+1 SPT/OP]
— Predator [+1 PRC]
Liczba postów : 624
Cecil Clarence de Vere
podstawowe
wiek: 240 lat (ur. 1784)
rasa: wampir (przemieniony w 1815 roku, w wieku 31 lat)
pochodzenie: Wielka Brytania
wizerunek: Freddy Carter
rola we frakcji: mieszkaniec
znaki szczególne
Staroświecki, jeśli chodzi o sposób ubioru. Czuje się niekomfortowo w nowoczesnych ciuchach, przez co łatwo rozpoznać go w tłumie. Szczególnie, jeśli zwróci się uwagę na noszone przez niego stale rękawiczki i kapelusze, których tak samo jak ozdobnych (i okutych w wyjątkowo użyteczny sposób) lasek, ma sporą kolekcję. Rękawiczki są dla Cecila nie tylko dekoracją, ale też praktycznym drobiazgiem - jedna z nich ukrywa fakt, że dwa palce jego prawej dłoni zastąpione są nowoczesną (od niedawna) protezą.
Niewysoki, jak na współczesne czasy, choć sam zdaje się tego faktu zupełnie nie zauważać. Na pierwszy rzut oka wydaje się ponury i niedostępny, co sam uważa za zabawny, choć przydatny zbieg okoliczności. Często marszczy brwi, czego widocznym efektom nie byłoby w stanie zapobiec nawet kąpanie się w krwi, a co dopiero jej picie.
Staroświecki, jeśli chodzi o sposób ubioru. Czuje się niekomfortowo w nowoczesnych ciuchach, przez co łatwo rozpoznać go w tłumie. Szczególnie, jeśli zwróci się uwagę na noszone przez niego stale rękawiczki i kapelusze, których tak samo jak ozdobnych (i okutych w wyjątkowo użyteczny sposób) lasek, ma sporą kolekcję. Rękawiczki są dla Cecila nie tylko dekoracją, ale też praktycznym drobiazgiem - jedna z nich ukrywa fakt, że dwa palce jego prawej dłoni zastąpione są nowoczesną (od niedawna) protezą.
Niewysoki, jak na współczesne czasy, choć sam zdaje się tego faktu zupełnie nie zauważać. Na pierwszy rzut oka wydaje się ponury i niedostępny, co sam uważa za zabawny, choć przydatny zbieg okoliczności. Często marszczy brwi, czego widocznym efektom nie byłoby w stanie zapobiec nawet kąpanie się w krwi, a co dopiero jej picie.
biografia
Urodzony zimą, twierdzi, że chłód towarzyszył mu przez całe życie, po przemianie nie zmieniło się więc zbyt wiele. Oryginalne nazwisko, Went, otrzymał po matce, której nie przypadło do gustu samotne macierzyństwo, za co Cecil od lat już jej nie wini. Wychowany przez londyńskie ulice i zaułki, od małego zaczął regularnie pakować się w tarapaty, z których wychodził zwykle mniej lub bardziej w całości, z pomocą wrodzonego sprytu, wyuczonego krętactwa i opatrzności nieznanych mu bóstw. Odkąd pamięta przejawiał ciągoty do szafowania własnym (i nie tylko) bezpieczeństwem, swoistej ruletki losu, która pewnego pięknego wieczora doprowadziła go na brzeg Tamizy... Związanego, lecącego swoim "towarzyszom" przez ręce po dniach tortur i pozbawionego kilku zasadniczych części ciała. Zabawne, że najwięcej z tamtego dnia pamięta po tym, jak już zderzył się z taflą wody. Chłód, falujące w eterze bąbelki powietrza, ciemność. Spokój, który go wtedy ogarnął. Dokąd trafiłby, gdyby wtedy umarł na dobre? Zadawał sobie to pytanie niejednokrotnie, ale historia potwierdza, że nie dane było mu poznać na nie odpowiedzi.
Z dni, które nastąpiły po tym jednym, jakże istotnym, nie pamięta, lub po prostu nie chce pamiętać, zbyt wiele. Trawiący go głód, rozbryzg krwi, ból, z którym sądził, że pożegnał się już na zawsze. Naiwność ludzka nie zna granic, doprawdy. Człowiek, który go uratował, o ile w ogóle można tu mówić o ratunku, nie był nawet człowiekiem. I od tamtego dnia, nie był nim również i Cecil. Cecil de Vere, bo takie nazwisko otrzymał od swojego nowego ojca, wraz z tożsamością i edukacją, której tak mu dotąd brakowało. Auberi de Vere był postacią niesamowitą, ponadprzeciętną w każdym calu, a przynajmniej tak właśnie zdawało się świeżo przemienionemu Cecilowi. Arystokrata, erudyta i naukowiec, w plotkach o którym było tyle samo wierutnych kłamstw, co skandalicznych prawd. Co komuś takiemu mogło spodobać się w ulicznym szczurze pozbawionym instynktu samozachowawczego? Z rozbawieniem twierdził, że brawura i niewyparzony język, ale ile było w tym prawdy? Tak, czy inaczej, z czasem Cecil odpracował większość z zaciągniętych u ojca długów - częściowo pracując dla niego, a częściowo pozwalając pracować na sobie. Plotki o tym, że Auberi de Vere należał do grona postaci, których historie natchnęły młodą Shelley, leżały akurat wyjątkowo blisko prawdy. Cecil wielokrotnie zastanawiał się, czy prace jego opiekuna, szczególnie nad jego prawą ręką, doprowadziły ostatecznie do tego, że wampirza krew nie zdołała odtworzyć jej w pełni.
Życie po śmierci nie było może dla Cecila sielanką, ale nigdy on też na nie tak naprawdę nie narzekał. Po raz pierwszy w jego, dość krótkiej jeszcze bądź co bądź, historii ktoś faktycznie miał go pod opieką, nawet jeśli nie była to relacja całkowicie bezinteresowna, czy chociaż bezbolesna. Wyedukowano go we wszystkich najważniejszych "wampirzych" kwestiach, nie musiał więc samotnie zmagać się z głodem, czy podejmować na własną rękę pierwszych, pokracznych prób polowania. Z czasem miał też coraz większą swobodę wyboru zainteresowań i hobby, jednocześnie wdrażając się w szersze społeczeństwo nieśmiertelnych. I wszystko szło by gładko, gdyby nie to, że jednej nocy jego opiekun zniknął.
Auberi de Vere zniknął z Londynu i życia swojego podopiecznego blisko sto lat temu, Cecil w głębi duszy wciąż jednak wierzy, że kiedyś jeszcze staną twarzą w twarz. Wiele czasu poświęcił na poszukiwania i to z ich powodu właśnie przeniósł się ostatecznie do Paryża, z którego, jak się dowiedział, oryginalnie pochodził jego protektor. W ciągu ostatniego wieku dowiedział się na temat swojego wampirzego ojca więcej, niż przez poprzedni, żyjąc z nim pod jednym dachem i to pozwoliło mu spojrzeć na staruszka w nieco innym świetle. Nigdy nie należał do grona osób o nazbyt rozbuchanym poczuciu moralności, nie miał więc żadnych skrupułów co do przejęcia rozlicznych dóbr pozostawionych samopas przez zaginionego. Co więcej - zrobił z nich dobry użytek. Z początku poszukiwania, jakie prowadził, były niebagatelne i szeroko zakrojone. Pomimo niesprzyjających czasów (początek XX wieku), Cecil zaangażowany był w liczne działalności, których celem było przybliżenie go do jakichkolwiek wiadomości na temat miejsca pobytu zaginionego. Podróżował, przepytywał, studiował nawet pozostawione mu w "spadku" tomy dotyczące praktyk okultystycznych, nigdy nie trafił jednak na żadną odpowiedź na swoje pytania.
W czasach powstania Nowej Rady nie utrzymywał z wampirzą społecznością zbyt bliskich kontaktów, głównie dlatego, że brakowało mu na to nocy. Dołączeniem na stałe do jakiejkolwiek frakcji zainteresował się dopiero po wydarzeniach z lipca ubiegłego roku. Czym innym jest ignorowanie swojej "rodziny", a czymś zupełnie odmiennym pozwalanie, by banda bezczelnych stworzeń atakowała jej członków, samemu stojąc z boku i martwiąc się jedynie o własny tyłek... O ile, oczywiście, nie o bezpieczeństwo tego tyłka właśnie najbardziej mu chodziło, kiedy podawał Durandowi rękę.
Z dni, które nastąpiły po tym jednym, jakże istotnym, nie pamięta, lub po prostu nie chce pamiętać, zbyt wiele. Trawiący go głód, rozbryzg krwi, ból, z którym sądził, że pożegnał się już na zawsze. Naiwność ludzka nie zna granic, doprawdy. Człowiek, który go uratował, o ile w ogóle można tu mówić o ratunku, nie był nawet człowiekiem. I od tamtego dnia, nie był nim również i Cecil. Cecil de Vere, bo takie nazwisko otrzymał od swojego nowego ojca, wraz z tożsamością i edukacją, której tak mu dotąd brakowało. Auberi de Vere był postacią niesamowitą, ponadprzeciętną w każdym calu, a przynajmniej tak właśnie zdawało się świeżo przemienionemu Cecilowi. Arystokrata, erudyta i naukowiec, w plotkach o którym było tyle samo wierutnych kłamstw, co skandalicznych prawd. Co komuś takiemu mogło spodobać się w ulicznym szczurze pozbawionym instynktu samozachowawczego? Z rozbawieniem twierdził, że brawura i niewyparzony język, ale ile było w tym prawdy? Tak, czy inaczej, z czasem Cecil odpracował większość z zaciągniętych u ojca długów - częściowo pracując dla niego, a częściowo pozwalając pracować na sobie. Plotki o tym, że Auberi de Vere należał do grona postaci, których historie natchnęły młodą Shelley, leżały akurat wyjątkowo blisko prawdy. Cecil wielokrotnie zastanawiał się, czy prace jego opiekuna, szczególnie nad jego prawą ręką, doprowadziły ostatecznie do tego, że wampirza krew nie zdołała odtworzyć jej w pełni.
Życie po śmierci nie było może dla Cecila sielanką, ale nigdy on też na nie tak naprawdę nie narzekał. Po raz pierwszy w jego, dość krótkiej jeszcze bądź co bądź, historii ktoś faktycznie miał go pod opieką, nawet jeśli nie była to relacja całkowicie bezinteresowna, czy chociaż bezbolesna. Wyedukowano go we wszystkich najważniejszych "wampirzych" kwestiach, nie musiał więc samotnie zmagać się z głodem, czy podejmować na własną rękę pierwszych, pokracznych prób polowania. Z czasem miał też coraz większą swobodę wyboru zainteresowań i hobby, jednocześnie wdrażając się w szersze społeczeństwo nieśmiertelnych. I wszystko szło by gładko, gdyby nie to, że jednej nocy jego opiekun zniknął.
Auberi de Vere zniknął z Londynu i życia swojego podopiecznego blisko sto lat temu, Cecil w głębi duszy wciąż jednak wierzy, że kiedyś jeszcze staną twarzą w twarz. Wiele czasu poświęcił na poszukiwania i to z ich powodu właśnie przeniósł się ostatecznie do Paryża, z którego, jak się dowiedział, oryginalnie pochodził jego protektor. W ciągu ostatniego wieku dowiedział się na temat swojego wampirzego ojca więcej, niż przez poprzedni, żyjąc z nim pod jednym dachem i to pozwoliło mu spojrzeć na staruszka w nieco innym świetle. Nigdy nie należał do grona osób o nazbyt rozbuchanym poczuciu moralności, nie miał więc żadnych skrupułów co do przejęcia rozlicznych dóbr pozostawionych samopas przez zaginionego. Co więcej - zrobił z nich dobry użytek. Z początku poszukiwania, jakie prowadził, były niebagatelne i szeroko zakrojone. Pomimo niesprzyjających czasów (początek XX wieku), Cecil zaangażowany był w liczne działalności, których celem było przybliżenie go do jakichkolwiek wiadomości na temat miejsca pobytu zaginionego. Podróżował, przepytywał, studiował nawet pozostawione mu w "spadku" tomy dotyczące praktyk okultystycznych, nigdy nie trafił jednak na żadną odpowiedź na swoje pytania.
W czasach powstania Nowej Rady nie utrzymywał z wampirzą społecznością zbyt bliskich kontaktów, głównie dlatego, że brakowało mu na to nocy. Dołączeniem na stałe do jakiejkolwiek frakcji zainteresował się dopiero po wydarzeniach z lipca ubiegłego roku. Czym innym jest ignorowanie swojej "rodziny", a czymś zupełnie odmiennym pozwalanie, by banda bezczelnych stworzeń atakowała jej członków, samemu stojąc z boku i martwiąc się jedynie o własny tyłek... O ile, oczywiście, nie o bezpieczeństwo tego tyłka właśnie najbardziej mu chodziło, kiedy podawał Durandowi rękę.
ciekawostki
Niewiele osób zna go wystarczająco długo i dobrze, by wiedzieć cokolwiek o jego faktycznym pochodzeniu. W towarzystwie zawsze przedstawiał się jako szlachcic i tak też się nosi. Znaczna ilość pieniędzy, jaką posiada, też wcale w kreowaniu takiego wizerunku nie przeszkadza.
Posługuje się biegle angielskim, francuskim, włoskim i łaciną.
Zainteresowany okultyzmem, szczególnie kwestiami związanymi z migracją świadomości, innymi wymiarami oraz wydarzeniami i istotami nieuznawanymi przez naukę głównego nurtu. Tak, w wolnym czasie pali świece w dziwnych miejscach lub poluje na kryptydy i miejskie legendy (inne niż on sam, ma się rozumieć).
Lubi przebywać pod wodą. Utrzymuje, że lepiej mu się wtedy myśli.
W czasach po przemianie zdarzało mu się dorywczo pracować jako prywatny detektyw, choć z uwagi na wampirze ograniczenia nigdy nie było to zajęcie z którego by się utrzymywał. Niemniej jednak, amatorskie akcje detektywistyczne nadal go pasjonują i chętnie dołącza do badania podobnych spraw, kiedy znajdzie się ku temu okazja.
W ciągu ostatnich lat odkrył podcasty true crime, które niezmiernie go wciągnęły. Internet to dla niego wciąż "świeży teren", ale kto wie? Może jeszcze kilka lat i opanuje jak działają platformy streamujące.
Uważa picie syntetycznej krwi za porównywalne do jedzenia fast foodów. Nie, żeby mu to przeszkadzało, wręcz przeciwnie, chociaż żywy człowiek to jednak żywy człowiek.
Jest wyjątkowo mało... "Życiowy". Składa się na to z pewnością wiek, brak bliskich kontaktów z nowoczesnym światem i spora izolacja od normalnych problemów ludzi spowodowana życiem z wypłat funduszów powierniczych. Krótko mówiąc, nie ma sensu pytać go ile kosztuje teraz chleb w Paryżu, bo w głowie Cecila odpowiedzi: jeden cent i dwadzieścia euro, brzmią dokładnie tak samo prawdopodobnie.
Posługuje się biegle angielskim, francuskim, włoskim i łaciną.
Zainteresowany okultyzmem, szczególnie kwestiami związanymi z migracją świadomości, innymi wymiarami oraz wydarzeniami i istotami nieuznawanymi przez naukę głównego nurtu. Tak, w wolnym czasie pali świece w dziwnych miejscach lub poluje na kryptydy i miejskie legendy (inne niż on sam, ma się rozumieć).
Lubi przebywać pod wodą. Utrzymuje, że lepiej mu się wtedy myśli.
W czasach po przemianie zdarzało mu się dorywczo pracować jako prywatny detektyw, choć z uwagi na wampirze ograniczenia nigdy nie było to zajęcie z którego by się utrzymywał. Niemniej jednak, amatorskie akcje detektywistyczne nadal go pasjonują i chętnie dołącza do badania podobnych spraw, kiedy znajdzie się ku temu okazja.
W ciągu ostatnich lat odkrył podcasty true crime, które niezmiernie go wciągnęły. Internet to dla niego wciąż "świeży teren", ale kto wie? Może jeszcze kilka lat i opanuje jak działają platformy streamujące.
Uważa picie syntetycznej krwi za porównywalne do jedzenia fast foodów. Nie, żeby mu to przeszkadzało, wręcz przeciwnie, chociaż żywy człowiek to jednak żywy człowiek.
Jest wyjątkowo mało... "Życiowy". Składa się na to z pewnością wiek, brak bliskich kontaktów z nowoczesnym światem i spora izolacja od normalnych problemów ludzi spowodowana życiem z wypłat funduszów powierniczych. Krótko mówiąc, nie ma sensu pytać go ile kosztuje teraz chleb w Paryżu, bo w głowie Cecila odpowiedzi: jeden cent i dwadzieścia euro, brzmią dokładnie tak samo prawdopodobnie.
_________________
It ain't always what it seems
when you cling onto a dream
it ain't always there to please you
it ain't always there to please you
milestone 500
Napisałeś 500 postów!