Liczba postów : 31
Louane Gauthier
podstawowe
wiek: 28 lat (0 po przemianie)
rasa: wilkołak (przemieniony)
pochodzenie: Lyon, Francja
wizerunek: Alexandra Tischenko (@wolfishglow)
rola w watasze: mieszkaniec
znaki szczególne
Rozwiany, rozczochrany włos; iskry w oczach i często drgający kącik ust. Roztacza wokół siebie woń drzewnych nut, a jej aura elektryzuje. Potrafi być gwałtowna w jednej chwili, by w następnej poruszać się z gracją baletnicy. Choć przy kontakcie na pewno wywrze dobre wrażenie, po czasie zapomnisz o jej pociągłej twarzy i zieleni tęczówek. Czasem nosi okulary, choć tylko wtajemniczeni wiedzą, że szkła nie pełnią w nich żadnej funkcji, poza pozornym dodawaniem jej wizualnej inteligencji.
Nie można zapomnieć o licznych bliznach pokrywających jej ciało. Pomijając tę po cesarskim cięciu, pozostaje kilka innych powypadkowych, które odcisnęły piętno na jej skórze i umyśle. Mimo przemiany znaczna ich część została.
Rozwiany, rozczochrany włos; iskry w oczach i często drgający kącik ust. Roztacza wokół siebie woń drzewnych nut, a jej aura elektryzuje. Potrafi być gwałtowna w jednej chwili, by w następnej poruszać się z gracją baletnicy. Choć przy kontakcie na pewno wywrze dobre wrażenie, po czasie zapomnisz o jej pociągłej twarzy i zieleni tęczówek. Czasem nosi okulary, choć tylko wtajemniczeni wiedzą, że szkła nie pełnią w nich żadnej funkcji, poza pozornym dodawaniem jej wizualnej inteligencji.
Nie można zapomnieć o licznych bliznach pokrywających jej ciało. Pomijając tę po cesarskim cięciu, pozostaje kilka innych powypadkowych, które odcisnęły piętno na jej skórze i umyśle. Mimo przemiany znaczna ich część została.
biografia
Urodziła się w 1995 roku w rodzinie, którą ciężko nazwać funkcjonalną. Burzliwe wieczory, stłumione krzyki i dźwięk tłukącego się szkła to doświadczenia, które wyniosła. Choć dzieciństwo powinno być beztroskie, Louane uczyła się, jak przetrwać i nie dać się złapać. Uciekała, czy też raczej umykała kłopotom, bo nikt się przecież nie zainteresował na tyle, by biegać za jakąś dziewczyną po całej dzielnicy. Zresztą zawsze biegała w to samo miejsce - na cmentarz, bo tylko tam potrafiła zaznać faktycznego spokoju ducha. To chyba wtedy zrodził się w jej umyśle projekt, który lata później wcieliła w życie. Uczyła się przeciętnie i kto wie, może gdyby miała warunki należałoby jej się stypendium? Szybko wyniosła się z domu, nie chcąc mieć nic wspólnego z ojcem pijakiem i matką, która wszystkie jego wady oraz potłuczone butelki zamiatała pod dywan.
Z Lyon dotarła do Paryża w poszukiwaniu nowego ja oraz z dużymi nadziejami na przyszłość w nieco jaśniejszym świetle. Plątała się od kawiarni do pubów, by wiązać koniec z końcem, spędzając większość dnia za ladą, a większą część nocy za barem, w zasadzie nie mając życia poza pogonią za stabilnością finansową. Moment, w którym mogła wynająć swój pierwszy, obskurny pokój na warunkach realnej umowy zapisał się w jej pamięci jako jeden z najszczęśliwszych w życiu. Niedługo później poznała swojego przyszłego męża, nieco starszego urwisa, który okazał się mieć serce ze złota. Rozpoczęli wspólne wiązanie końców miesięcy i w parze szło im znacznie lepiej. Bardzo szybko zdecydowali się na sformalizowanie związku, by w następnym kroku, pieczętującym ich kolektywny żywot, wziąć kredyt i założyć biznes.
Posiadanie zakładu pogrzebowego może nie było marzeniem każdego człowieka, ale Louane przedstawiła mężowi jeden, bardzo dobry argument, który skłonił go do pójścia w tym kierunku, a mianowicie - codziennie umiera cała masa ludzi, którzy potrzebują pochówku. Z perspektywy biznesowej wspaniała rzecz, każdego dnia mogli przywitać kolejnego klienta. Z tej innej strony, na której bardziej zależało Louane, mogła dać innym choć namiastkę spokoju w tym ostatnim pożegnaniu. Nigdy nie zapomniała, jak uspokajająco i kojąco wpływała na nią obecność na cmentarzu, pośród zimnych kamieni i uschniętych kwiatów. Świadomość skończoności życia sprawiała, że nie bała się chwytać chwil i żyć nimi w pełni.
Wkrótce powitali swojego pierwszego syna na świecie.
Lipiec 2023 był wyjątkowo ciepły, lecz mimo zachmurzenia i braku słońca, które mogło oślepić kierowcę, coś poszło nie tak i całą rodzina Gauthierów miała wypadek. Na tyle poważny, że w karetce transportowej do szpitala w Paryżu wylądowała wyłącznie Louane z synkiem. Jej mąż zmarł na miejscu, przyjmując najcięższe obrażenia kraksy jako kierowca pojazdu. Po trzech dobach walki stało się jasne, iż musiałby zdarzyć się cud, by wróciła do pełni sił. Gdy jej szanse malały, wypowiedziała te dwa ważne słowa, które po dziś dzień nawiedzają ją w snach i na jawie - “pomóż mi”. Kilka kolejnych dni było jak kartki wydarte z kalendarza, nie wiedziała, gdzie jest ani co się z nią dzieje, podpięta do wszelkiej aparatury, jaka istniała w szpitalu, wprowadzana w stan nieważkości silnym koktajlem leków, byleby tylko wytrwała do zbliżającej się pełni księżyca. A gdy było po wszystkim, choć zyskała sprawne ciało, rozjaśnione zmysły i szansę ponownego życia - jej świat ponownie się załamał. W trakcie jej przemiany, przestało bić serce jej syna. Została sama, choć nie zupełnie sama - wciągnięta pod skrzydła watahy, dla której dotychczas pracowała, dostała zapewnienie pomocy w każdym momencie.
I po dziś dzień Louane musi go mocno nadużywać.
ciekawostki
Gdzieś pomiędzy 2020 i 2021 rokiem trafił się przypadek bardzo ciężkiego ataku na człowieka. Zwłoki zwiezione do jej zakładu wyglądały jak rozszarpane przez wielką bestię. Był to pierwszy raz, kiedy dowiedziała się o istnieniu wilkołaków i kiedy to podjęła się pracy dla watahy. Nie szukała w tym zarobku - prędzej chciała zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwo. Skrycie bała się, że skoro tamtego młodego człowieka spotkała podobna krzywda, coś podobnego mogłoby spotkać jej ukochanego lub jej syna w przyszłości. A czego nie zrobi kobieta, by uchronić najbliższych? Gdyby musiała, podpisałaby pakt z samym diabłem.
Początki były, a w zasadzie nadal są mocno burzliwe. Louane dużą część dnia spędza zamknięta w czterech ścianach, gdy targają nią emocje i wściekłość. A jest zła o wiele rzeczy - ponowne bycie samej, przymus przystosowania się do swojego nowego “ja”, z którym nie czuje przywiązania. Nie wspominajmy już nawet o kryzysie tożsamościowym na absolutnie każdym polu - chociażby jedzenie. Dotychczas starała się jeść wegetariańsko, a w tej chwili jej ciało żądało krwistego, człowieczego mięśnia.
Choć wie, że nic jej to nie da, nie jest w stanie odpuścić sobie azjatyckiej kuchni. Dla samego drażnienia zmysłów stołuje się w wielu paryskich knajpach tego typu.
Otwierając swój zakład pogrzebowy nie była świadoma, że znajdował się on w dzielnicy wilkołaków. Do tej pory nie przeniosła placówki, lecz coraz częściej bywa w szpitalnej kostnicy. Już podczas poprzedniego życia często uczestniczyła w procesie tuszowania wilkołaczych zbrodni na ludziach, w kostnicy zajmuje się podobnymi sprawami.
Wydarzenia ostatnich miesięcy mocno nią wstrząsnęły, bo chociaż okazało się, że likantropia podarowała jej nowe życie, ktoś inny czyhał, by je zakończyć. W związku z tymi nowymi ruchami zagrażającymi watasze, stara się nie wychylać i rzadko kiedy opuszcza tereny, które są jej znane - nie zamierza narażać się po raz kolejny na pasmo cierpień, nie chce również zaszkodzić swojej nowej, przybranej rodzinie.