Uciekała przed odpowiedzialnością, to ta postanowiła odnaleźć ją sama. Przed pewnymi rzeczami nie było ucieczki, tak było i w tym wypadku. -
Dobrze, że nie jak zdjęty z krzyża, bo musiałbym się obruszyć, za porównywanie do znienawidzonej wiary. - parsknął śmiechem. Była to pierwsza pozytywna reakcja mężczyzny tego wieczoru.
-
Oj mógłbym wymieniać dalej, jednak uroda i usposobienie, raczej średnio pasowałyby do wymieniania atutów na stanowisko władzy. - zaśmiał się znów delikatnie, szturchając swoją szklanką o jej własną. -
Czasem żałuje, że tak mało nas wilków jest w Paryżu, z drugiej, wszystko ma jakieś powody. - powiedział, nieco poważniejąc. Słysząc kolejne słowa Mikayli odetchnął, z głęboką ulgą. Po prawdzie niewielu było takich, którym mógłby zaproponować taką rewolucję. W przypadku Tatuatorki był święcie przekonany, że sobie poradzi, nawet jeśli jego wyjazd nieco się wydłuży. -
Dziękuje. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak wiele to dla mnie znaczy. - po czym parsknął śmiechem, drugi raz tego wieczoru. -
Czy ja ci wyglądam na króla Artura? - przyjął na chwilę postawę, która w komiczny sposób miała przedstawiać dostojeństwo. -
Krzesła są wygodne, choć przyznaje, że rzadko z nich korzystamy. - dodał, kręcąc głową. Czasem zapominał o tak przyziemnych sprawach, jak wygodne krzesło. Cóż takie były atuty "władzy i bogactwa" -
Jeśli kiedykolwiek, czegokolwiek będzie wam potrzeba, przyjdź do mnie. Jestem twoim dozgonnym dłużnikiem. - dodał, na powrót poważniejąc. Żeby dodać powagi tym słowom, powiedział je, w jej ojczystym języku. Mikayla znając już Marcusa nie mało lat, wiedziała, że deklaracje w ojczystym języku rozmówcy, były jak przysięgi dokonywane za pomocą krwi. To nie były słowa rzucane na wiatr.
_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."